[ VIII ] O nieporozumieniach i niemoralnych propozycjach

114 10 9
                                    

Władysław siedział na końcu długiego stołu w towarzystwie litewskich możnowładców oraz samego Litwy, tłumacząc coś powoli skupionym zebranym. Po jego słowach wywiązała się burzliwa dyskusja między mężczyznami; jedna strona stołu próbowała przekrzyczeć tę drugą, zaś Litwa próbował przekrzyczeć ich wszystkich. Żaden z możnych nie zwracał szczególnej uwagi na najmłodszego - tylko z wyglądu - mężczyznę, więc Władysław uderzył pięścią w stół, nakazując zebranym posiwiałym głowom ciszę. Dopiero wtedy Litwa mógł się odezwać ze świadomością, że zostanie wysłuchany.

Polska siedział kilka miejsc dalej, pobieżnie słuchając języka, którego jeszcze nie całkiem się nauczył, wciąż zastanawiając się nad wiadomością, którą poprzedniej nocy przyniosła mu Węgry. Zwykle Prusy nie zajmował się takimi tanimi pułapkami, więc Polska mógłby nawet uwierzyć mu na słowo pisane, że nie przyprowadzi ze sobą swojej armii albo pojedynczych bandytów, żeby obezwładnić samotnego ochroniarza, a następnie grupowo ruszyć na Litwę; ale może jednak warto było dmuchać na zimne?

Był przekonany, że gdyby ładnie poprosił Węgry na pewno poszłaby tam razem z nim, ukryła się w krzakach oraz czekała na znak, aby zaatakować. Miał przeczucie, że nie powinien wspominać Litwie na ten temat ani słowem. Księstwo jakby dopiero niedawno zaczęło odzyskiwać energię oraz kolory na twarzy, ponieważ żadne bitwy nie uszczuplały już jego armii ani wróg nie zagrażał ludności.

Kiedy Polska po raz pierwszy zobaczył swojego sąsiada pomyślał, że blada cera oraz cienie pod oczami były po prostu częścią jego urody. Dopiero teraz mógł stwierdzić, że wszystko, co wcześniej było widoczne na twarzy Litwina stanowiło jedynie odzwierciedlenie obecnej sytuacji jego narodu. Kiedy już to do niego dotarło, bardzo by nie chciał, aby Litwa znów źle się poczuł.

Chyba pierwszy raz nie nudził się na podobnym politycznym posiedzeniu, ponieważ miał wreszcie czym zająć myśli; czymś więcej niż tylko planami, co zje później na obiad albo jakim zwierzęciem by był, gdyby musiał wybierać (logika nakazywała mu sądzić, że byłby orłem, ale sam twierdził, że lis również by do niego pasował).

Obserwował przemawiającego Litwina, który na powrót ożywił się, kiedy Władysław zdołał zapanować nad sytuacją. Rzucił kątem oka na Polskę, kiedy ten posyłał mu zaniepokojone spojrzenie. Kiedy skończył mówić, uśmiechnął się delikatnie do Polaka, niepoprawnie uznawszy jego minę za grymas znudzenia, chcąc dać mu do zrozumienia, że zebranie już za chwilę dobiegnie końca.

Kiedy starszyna opuściła salę, Litwa usiadł na przeciwko Polski; wydawał się być w niespodziewanie dobrym humorze.

- Wybacz, rozmawialiśmy dzisiaj trochę dłużej niż zwykle - wyjaśnił, choć Polska nawet tego nie zauważył.

- Przecież to twoja praca - odpowiedział Polska, czując się dziwnie, że Litwa prosił go o wybaczenie; chyba, że on po prostu lubił przepraszać ludzi za samo życie.

- Mam teraz chwilę wolnego. Chciałbym, żebyś coś zobaczył - Litwa wstał z miejsca, zapraszająco kiwając ręką do Polski.

Wyszli z sali, aby pobłądzić przez chwilę zamkowymi korytarzami, aż wreszcie Litwa otworzył wrota do komnaty, której Polska nigdy wcześniej nie widział. Litwa okrążył niewielki stół, po czym podał stojącemu po drugiej stronie Polsce jakiś gruby, prostokątny przedmiot.

- Udało mi się taką zdobyć w jednej z naszych uczelni - wyjaśnił, kiedy Polska chwycił za księgę. Była to kronika dynastii Giedyminowiczów, od której wywodził się obecny ród Jogailaičiai. - Nie chciałbym, żebyśmy siedzeli nad nią w sali tronowej. Książę nie jest chyba całkiem przekonany do tego pomysłu z czytaniem. No, teraz będziesz mógł mnie zacząć uczyć, prawda?

Ostrze narodu naszego | aph 🗡 lietpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz