06. BESTIE TEŻ KRWAWIĄ.

661 90 57
                                    

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ᛞᛞᛞ

           — To się skończy tragicznie — uprzedzam Czkawkę, doczłapując się wreszcie w dół doliny.

    Jak już tak bardzo chciał ukrywać smoka, mógł przynajmniej wybrać mniej strome miejsce. Spazmów idzie dostać.

    Chuderlak patrzy na mnie dziwnie, wyciąga nos z pobazgranego notatnika.

    — Na razie wygląda, jakbyś ty skończyła tragicznie — sumuje.

    Pcham go za bark, prawie przewraca się na trawę. Szczerbatek leży spokojnie kilka metrów dalej, czarne cielsko unosi się miarowo, jakby drzemał.

    — Kiepsko spałam. — Siadam obok Czkawki. Nie spuszczam wzroku ze zwierzęcia, bo dalej mam wrażenie, że jeden nieroztropny krok i rozpłata mi gardło.

    Czkawka mamrocze coś pod nosem i dalej kreśli coś w notatniku. Wyglądam mu przez ramię — to szkic nowego ogona. Poprzedni okazał się katastrofą, bo wygląda na to, że smoki nie opanowały jeszcze sztuki sterowania ludzkimi mechanizmami.

    Kładę plecy na ziemi i źdźbła trawy łaskoczą mnie po policzkach. Prawda jest taka, że nie spałam w ogóle i Czkawka pewnie doskonale o tym wie. Ma jednak na tyle przyzwoitości, żeby nie ciągnąć tematu. Szczerze mówiąc, sam wygląda, jakby zmrużył oko na niewiele dłużej.

    — Martwię się o ciebie — mówię cicho.

    Zapach lasu i opalonej słońcem skóry staje się znacznie wyraźniejszy, gdy kumpel nachyla się nade mną. Zielone oczy taksują mnie uważnie, Czkawka zaciska usta w milczeniu.

    — Cieszę się, że przyszłaś — odpowiada tylko.

    Kładzie się obok mnie i stykamy się ramionami.

    Myślałam o tym wszystkim naprawdę długo. I równie długo zastanawiałam się, czy powinnam tu przychodzić. Ale Czkawka pokazał mi wszystko — podzielił się sekretem, który musiał uważać za bardzo cenny i jeśli bym nie przyszła, zawiodłabym jako przyjaciółka.

    Odwracam głowę w jego stronę, Czkawka robi to samo. Przez chwilę tylko na siebie patrzymy, oboje układając w myślach wszystkie słowa, które w końcu muszą zostać powiedziane na głos.

    — Przepraszam, że cię odciąłem — mówi delikatnie.

    Marszczę nos. 

    — Przepraszam, że poczułeś, jakbyś musiał.

    Uśmiechamy się o siebie ciepło, zanim przymykam oczy. Jestem wyczerpana. Odkąd wróciłam z areny, pół nocy kręciłam się w pościeli, nie mogąc zmrużyć oka. Teraz twarda gleba i smyrające źdźbła trawy wydają mi się kwintesencją luksusu.

    Zasypiam na naprawę krótko — piętnaście, może dwadzieścia minut — zanim budzi mnie paraliżujący ryk. Otwieram zaspane oczy, podnoszę się na łokciach i wpatruję w siedzącego nieruchomo Czkawkę. Koc, który musiał zarzucić mi na ramiona, zsuwa się do kolan i targa mną nieprzyjemny dreszcz.

    — Co to było? — mamroczę.

    Czkawka ściąga brwi. Wzrok wbity ma w śpiącego zwierzaka, a ten pomrukuje niewyraźnie, jakby miał koszmar.

    Podnoszę się z ziemi, choć z początku nieco kręci mi się w głowie. Poprawiam koc na ramionach, podchodzę do smoka, licząc na to, że się nie obudzi.

    Kiedy Szczerbatek otwiera jednak oczy, cofam się ostrożnie.

    — Co się dzieje, mordko? — Podchodzi do niego Czkawka.

DAGAZ • HOW TO TRAIN YOUR DRAGON [1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz