część 1

114 10 2
                                    



- Nie będziesz zły, jeśli zaproszę ojca twojego ex na swój ślub?

Shen Qingqiu zamrugał kilkakrotnie, jakby odpłynął myślami bardzo daleko i dopiero to pytanie było w stanie wyrwać go z zadumy. Jak przystało na majestatycznego mistrza szczytu Qing Jing, jego oblicze pozostawało niewzruszone. Po długich latach medytacji był niczym niezachwiany...

- Co, do chuja wafla? - nagle przez posągową twarz Shena przedarł się cień irytacji. Spojrzał na swojego rozmówcę z wysoko uniesionymi brwiami.

- Bracie Ogórku, weź się nie spinaj, co? - Shang Qinghua próbował załagodzić jego reakcję. - Fakt, to może być dla ciebie zaskoczeniem, że w ostatnich latach ociepliły się nasze relacje z Tianlang-Junem...

- Dziwię się, że on jeszcze nie wącha kwiatków od spodu.

- Nie bądź taki. Mógłbym mieć gdzieś twoje zdanie i w ogóle cię o to nie pytać, ale przecież jesteś dla mnie kimś ważnym. Poza tym... - autor oryginalnej powieści Droga Nieśmiertelnego Dumnego Demona musiał uwielbiać doprowadzać Shena na skraj wytrzymałości, ponieważ widząc coraz to bardziej zniesmaczoną minę swojego rozmówcy, zaczął dolewać oliwy do ognia - możesz zabrać ze sobą swojego kochasia.

Aż sam był nieco zdumiony, widząc jak czerwony rumieniec rozlewa się do twarzy Brata Ogórka. Był to tak rzadki widok, że wiedział od razu, iż zagrał na wrażliwej strunie. Ten odciął się:

- Nic mnie przecież nie łączy z Liu - shidi! - zasłonił twarz wachlarzem.

Shang Qinghua uśmiechnął się chytrze. Więc to o niego chodzi!

- Nawet nie wspomniałem jego imienia, ale miło będzie zobaczyć władcę szczytu Bai Zhan na moi...

- Kawał dzbana z ciebie - wysyczał Shen Qingqiu, splótł ręce na plecach i zdecydowanym krokiem wyszedł z głównej komnaty mężczyzny, który obwieścił mu piękną nowinę, aby następnie zagrać na nerwach. Od samego początku było tak, że nie potrafił się przy nim powstrzymywać.

W pewnym sensie cieszył się, że Samolot mógł doświadczyć szczęścia u boku Mobei-Juna. Z drugiej jednak strony zastanawiał się jak związek z ich niezbyt moralnymi zapędami był w stanie przetrwać, ale wolał nie wnikać aż nadto w życie prywatne tych dwojga. Pomyślał więc o sobie, jednak to sprowadziło go do wymiaru jeszcze bardziej niezręcznych myśli.

Liu Qingge.

Prawdopodobnie z żadną inną istotą na tym świecie nie miał aż tak zagmatwanej relacji, jak właśnie ze swoim shidi. Początkowo sprawa była dość prosta - obaj pełnili rolę chłopców toczących ze sobą woje, jeszcze za czasów istnienia Shen Jiu. Po transmigracji, Shen Yuan nie miał podstaw aby go nienawidzić - ba! Naczytał się o Bogu Wojny i darzył podziwem! Konflikt między nimi już nigdy więcej nie eskalował i przeistoczył się w coś o wiele bardziej neutralnego. Obserwując szczyty gór i zaciągając się świeżym porannym powietrzem, Shen pomyślał, że w tamtym czasie niewiele rozumiał z zachowania Liu Qingge. Za to obecnie nie pojmował go już wcale. Właśnie dlatego zaczęli się unikać.

Sytuacja, która podzieliła tych dwojga, miała miejsce niespełna tydzień wcześniej. Shen Qingqiu próbował wymazać ją z pamięci, jednak za każdym razem, gdy oddalał owe wspomnienia, ponownie ożywał mu w głowie jego własny rozbawiony głos:

- Mam pomysł. Na Festiwalu Szlachetnych Wojowników mamy do zaprezentowania pojedynek władcy szczytu Qing Jing i Bai Zhan, nie? Przestańmy wreszcie obchodzić się tak, jakby nie miał spaść nam włos z głowy. Pokażmy im zaciekły pojedynek!

Sto Bitew | SVSSS ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz