1Asher
Powietrze pachniało wolnością, której tak bardzo potrzebowałem. Marzyłem o niej. W chwili, kiedy wysiadłem z samolotu kilka dni temu, poczułem wszechogarniający spokój. Zaczynałem nowe życie, z daleka od domu i Natalie, z daleka od żalów i pretensji, gdzie nikt nie mógł mnie kontrolować.
W momencie, kiedy moje nogi stanęły na płycie lotniska, wiedziałem już, że nie wrócę na stałe do Los Angeles, znajdę swoje miejsce gdziekolwiek indziej, byle z daleka od rodzinnego domu. I rodziców.
Nauka na uniwersytecie, hokej i życie studenckie były teraz dla mnie priorytetem i nowym wyzwaniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że grając w uczelnianej drużynie, ktoś mógł mnie dostrzec, dać szansę. Co wtedy zrobię? Nie miałem pojęcia. Chciałem zostać prawnikiem, tak jak mój ojciec, a przede mną było jakieś siedem lat studiowania, żeby to osiągnąć. Zawodowa gra w hokeja wykluczała dalszą naukę. London w tym względzie miał jasno sprecyzowane plany: jeśli pojawi się szansa gry w NHL, rzuca studia i bierze byka za rogi. Ja nie byłem co do tego taki pewny. Jak to w sporcie, trafiały się kontuzje. Po roku, czy dwóch mogło się zdarzyć tak, że zostanę z niczym.
Postanowiłem nie martwić się na zapas, będę myślał o tym, co zrobię, jak trafi się konkretna sytuacja. Gdybanie nie miało najmniejszego sensu.
Kai i ja zostaliśmy zakwaterowani w domu studenckim, który usytuowany był na kampusie, niemal w jego centrum. Budynek był długi, miał jedno piętro i znajdowało się w nim miejsce dla kilkunastu studentów. Na dole mieścił się przestronny salon, z dużym telewizorem i wygodnymi kanapami, oraz duża i dobrze wyposażona kuchnia. Nie miałem zamiaru bawić się w gotowanie, Kai także nie, więc obaj postanowiliśmy korzystać ze stołówki, która znajdowała się kilka minut drogi od miejsca zamieszkania.
Opiekunem naszego domu był Carter, student ostatniego roku. Grał w drużynie koszykówki i miał chyba ze dwa metry. Koleś wydawał się być w porządku. Oprowadził studentów pierwszego roku po całym kampusie, tłumacząc tutejsze zwyczaje, lokalizację różnych budynków oraz to, co mogliśmy tam znaleźć.
Carter zaprowadził nas także do higienistki, która bez zbędnych pytań wręczyła nam papierowe torebki, które po brzegi wypełnione były...kondomami.
Z pełną świadomością ja i Kai wybraliśmy męski akademik. Nie chciałem mieszkać z dziewczynami, słuchać ich pisków, ploteczek, czy płaczów po tym, jak jednorazowy numerek nie skończył się związkiem. Chciałem mieć spokój, mieszkać w domu z facetami i nie mieć problemów. Dupy mogłem wyrywać poza miejscem zamieszkania, bez dramatów i całego tego gówna. Jeśli miałbym w pokoju obok kogoś takiego, jak Leila, chyba bym się, kurwa, zabił.
Zajęcia miały się rozpocząć za kilka dni, tym czasem Carter prowadzał nas jak pieski po całym terenie, zapoznając z innymi ludźmi, do których mieliśmy zgłaszać się po pomoc, rady i różne inne. Prawdę mówiąc z całej wycieczki zapamiętałem tylko, gdzie zdobyć darmowe kondomy i gdzie się najeść.
W naszej grupie pierwszorocznych studentów był jeden wyznawca islamu, imieniem Ibrahim, rastafarianizmu, Marcus, Japończyk Shota, Kubańczyk Miguel oraz ja i Kai, dwoje rdzennych amerykanów.
Już po pierwszych godzinach z nimi mogłem stwierdzić, że za chuja nie dogadam się z Marcusem. Skurwiel nie jadł mięsa, słuchał idiotycznej muzyki, nie pił alkoholu. Wyjątkiem od używek było zioło, ale gościu wkurzał mnie ciągłym pieprzeniem o pokoju na świecie, jakbyśmy mieli na to jakikolwiek wpływ.
Ibrahim był prawiczkiem. Kurwa, serio? W tym wieku? Od higienistki wziął paczkę z kondomami, ale czerwienił się przy tym jak dzieciak. Cóż, skoro mieszkał ze mną i Kaiem pod jednym dachem, to długo nim nie pozostanie. Nauczymy go wszystkiego, łącznie z tym, że picie piwa to nie zbrodnia, a on nie spłonie w ogniu piekielnym.
CZYTASZ
I wanna touch you ( cz. 2) 15.11.23 🥳
RomanceAsher Barkley, wschodząca gwiazda hokeja i świetny uczeń dostaje się na wymarzone studia w Nowym Jorku. Chłopak nie może się doczekać, kiedy wyrwie się z rodzinnego domu, gdzie rodzice mimo rozwodu nadal walczą o swojego syna, nie przebierając w śro...