Strach, uczucie, które towarzyszy nam od samego urodzenia. Na początku przybiera formę potwora spod łóżka, którego boimy się za każdym razem gdy zasypiamy, z czasem jednak rzeczy, których się boimy ewoluują tak samo jak i my. Gdy rośniemy zaczynamy bać się coraz częściej i znajdujemy więcej powodów do strachu. Zła ocena, ciężki test, reakcje rodziców na to że nie spełniliśmy ich oczekiwań, utrata czegoś ważnego, to tylko nieliczne z przykładów naszych lęków. Co jednak jeśli człowiek zaczyna bać się samego siebie? Zaczynamy bać się tego do czego jesteśmy zdolni, do czego potrafimy się posunąć by osiągnąć swój cel, boimy się własnych zachowań. Co się dzieje gdy tracimy kontrolę nad własnym umysłem, a czasem nawet i ciałem? Co jeśli tak naprawdę jesteśmy tylko marionetkami, które mają tylko częściową kontrolę, a gdy szargają nimi emocje, władzę przejmuje siła wyższa? Każde pytanie, które układało się w mojej głowie ulatniało się wraz z kolejną dawką dymu papierosowego, wypuszczanego z moich płuc. Nie chcę wracać ponownie do tego nałogu, mam ochotę wyrzucić te papierosy do oceanu i nigdy już nie odpalić żadnego, jednak dziś to było silniejsze ode mnie. Cały natłok wydarzeń spowodował, że fajki jako jedyne dawały mi małe ukojenie. Od razu po wypaleniu tego jednego papierosa, ponownie schowałam paczkę do szuflady, z nadzieją, że ponownie tam już nie zajrzę. Wierzę w swoje samozaparcie, skoro rok temu udało mi się to zrobić bez zbędnych komplikacji, to i tym razem będzie tak samo. Zeszłam z parapetu i zamknęłam okno. Przez zimne powietrze, które napłynęło do mojego pokoju, było dość chłodno. Nałożyłam szybko jakiś przypadkowy sweter, który wygrzebałam z szafy i postanowiłam zejść na dół na śniadanie. Było trochę po dziewiątej, była niedziela, więc każdy jeszcze śpi. Oczywiście, oprócz mnie. Wybudziłam się gdzieś po ósmej, jakoś nie potrafię w weekendy dłużej spać. Cieszył mnie fakt, że w moim domu panowała teraz taka cisza. Mogłam na spokojnie przygotować sobie śniadanie i przemyśleć wydarzenia minionej nocy. Cały czas jednak czułam ten niepokój, wręcz obsesyjnie oglądałam się za siebie bo wszędzie czułam czyjaś obecność. To mnie chyba doprowadzi do paranoi. Zaczęłam przygotowywać sobie na spokojnie tosty, gdy nałożyłam już ser usłyszałam czyjeś kroki, mimowolnie cała się spięłam.
-Dziwne, że tak wcześnie wstałaś.- usłyszałam tak dobrze mi znany niski kojący głos przez co kamień spadł mi z serca. Odwróciłam się w stronę szatyna, który z uśmiechem na twarzy stał oparty o futrynę. - Mi też możesz zrobić tosta jak już tak się wychylasz.-
-Bozia rączek nie dała? Sam sobie zrób. - prychnęłam sarkastycznie po czym i tak wyjęłam kolejne dwie kromki chleba. Jestem dla niego za dobra.
-Dobra siostrzyczka. - uśmiechnął się triumfalnie na co zrugałam go wzrokiem. - Skoro już tak sobie tutaj siedzimy, to mogłabyś mi wytłumaczyć czemu znów zaczęłaś palić papierosy? - na te słowa omal nie upuściłam chleba.
-Skąd wiesz? - zapytałam cicho. Nie byłam w stanie się ruszyć chociaż o milimetr, nie umiałam spojrzeć mu w oczy. Carlos zawsze mi powtarzał, że to najgorszy nałóg jaki jest zaraz po narkotykach. Zawiodłam go gdy zaczęłam palić w pierwszej klasie, był wtedy na mnie wściekły gdy znalazł paczkę w mojej torebce. To był pierwszy raz kiedy był wściekły, na mnie. Nie chciałam żeby teraz się dowiedział, to były raptem dwa papierosy, nie więcej. Nie zamierzam do tego wracać, nie w tym momencie.
-Widziałem rano jak paliłaś, ile razy mam Ci powtarzać, że to cholernie nie zdrowe. Sama widziałaś co zrobiło z naszym dziadkiem, nie chce żebyś Ty też nabawiła się raka płuc.- mówił spokojnie, jednak stanowczo. Odwróciłam się w jego stronę, na twarzy chłopaka malowała się troska połączona z zawiedzeniem. Zjebałam.
-Carl, ja po prostu musiałam trochę odreagować, ta cała sprawa z Carterami, jeszcze ten wczorajszy SMS... - zakryłam dłonią usta gdy uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam. Szatyn momentalnie wstał.
CZYTASZ
•Bunt Aniołów•
Action"Miłość, a nienawiść dzieli cienka granica, którą właśnie przekroczyłeś." Każdy z nas skrywa jakieś sekrety. Są jednak ludzie, którzy mają ich tak wiele, że powoli zaczynają zatracać samych siebie. •Pierwsza część Trylogii Katharsis•