•Rozdział 10• Strzał

25 2 0
                                    

-No nie daj się prosić, przeszłaś ostatnio wiele dlatego przyda ci się rozluźnienie.- Chris za wszelką cenę chciał mnie przekonać żebym poszła z nim na domówkę do Camerona. Chłopak mówił już o imprezie od dawna, nawet dostałam zaproszenie jednak przez natłok wydarzeń i wprowadzenie się Carterów do mojego życia, zupełnie nie miałam ochoty na żadne imprezy. Parker za to nie dawał za wygraną, sądził, że dzięki temu zapomnę trochę o tym, co się dzieje wokół mnie. Z jednej strony może i ma rację, jednak co jeśli właśnie na tej imprezie stanie się coś złego?

-A gdyby się okazało, że będą tam jakimś cudem Carterowie i mnie zadźgają przy wszystkich? - zapytałam na poważnie chociaż wiem, że brzmiałam komicznie, wskazywałby na to choćby śmiech Chrisa gdy usłyszał te słowa.

-Ze mną nic ci się nie stanie, z resztą, mała impreza nikogo nie zabiła, także idziemy! - oznajmił i od razu ruszył w stronę sali od matematyki, nie dał mi nawet szansy na słowo sprzeciwu. Postawił mnie przed faktem dokonanym. Gdy weszłam do klasy od razu moją uwagę przykuła siedząca przy oknie Rachel. Dziewczyna, która zawsze sprawiała wrażenie tej cichej, zamkniętej w sobie uczennicy, właśnie w tym momencie zaczęła robić maślane oczka do Chrisa. Przez moje ciało przeszło dziwne uczucie, w duchu byłam wściekła, czy ja jestem zazdrosna? To niemożliwe, nie mogę być o niego zazdrosna, w końcu nawet nie jesteśmy razem. Wzięłam głęboki oddech po czym ruszyłam w stronę ławki, która znajdowała się przed tą, przy której siedział Parker.

-Czyli umówieni, w piątek przyjeżdżam po ciebie i jedziemy na imprezę. - oznajmił brunet patrząc na mnie z tym swoim hipnotyzującym uśmiechem, któremu nie da się oprzeć. Widziałam kątem oka jak szczęka Rachel się napina, chyba nie była świadoma tego, że ktoś już jest o krok przed nią. Boże, co ja gadam.

-Niech już ci będzie, może masz rację, że potrzebuję rozrywki.- przyznałam mu rację, mała impreza nie powinna mi zaszkodzić, i może faktycznie przestanę się przejmować Carterami chociaż na chwilę. Do tej pory Parker nie wie jeszcze o paczce od Paula. Niby powinnam mu o tym powiedzieć, jednak na razie nie czuję jeszcze takiej potrzeby. Co prawda to było przerażające, jednak to standard u Carterów, ich strategią jest zabawianie się z "ofiarami" tylko po to by wywołać u nich strach, osobami, które się boją łatwiej jest manipulować. Początkowo może byłam wystraszona tym co się dzieje, jednak aktualnie jest lepiej, wiem, że mam koło siebie Chrisa, Emily, Carlosa, którzy mi pomogą w każdej chwili. Nie mam o co się martwić.

Dzisiaj, nie mam już nikogo, nikt mi nie pozostał, jednak sama tego chciałam. Sama do tego doprowadziłam, czemu jednak teraz tak ogromnie tego żałuję?

-Chris jest niemożliwy.- rzuciłam podchodząc do ławki, przy której siedziała Emily.

-Co tym razem zrobił twój książę z bajki?- zapytała opierając brodę na dłoni.

-Idę z nim na tą imprezę w piątek u Camerona.-

-Wow, co ten facet w sobie ma, że ja ciebie nie umiałam przekonać, a on już tak.- sarknęła ruda.

-Urok osobisty.- puściłam jej prześmiewczo oczko po czym usiadłam na krześle. Co ten facet w sobie ma te pytanie rozbrzmiało echem w mojej głowie. Zaczynam poważnie się zastanawiać nad tym, co on faktycznie w sobie ma, że umie mnie do wszystkiego przekonać.

-Cieszy mnie fakt, że będziesz na tej domówce, potrzeba ci trochę relaksu po minionych wydarzeniach. Ale pamiętaj, że jak coś to będę cały czas w pobliżu, gdyby się coś działo. -

-Raczej nie liczę na to, żeby Carterowie wbili do Camerona na chatę tylko po to by mnie nastraszyć. - sarknęłam i zaczęłam wyciągać książki, dosłownie chwilę później zadzwonił dzwonek. Do sali wtargnął niczym burza, nauczyciel od angielskiego, pan Montgomery, który już od jakiś dwóch tygodni zastępował panią Hudson. Roześmiał mnie widok roztrzepanych włosów i swetra oblanego kawą. To zdecydowanie nie jego dzień.

•Bunt Aniołów•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz