6.

241 28 14
                                    

Przypadkowo zaczęliśmy prowadzić dość poważna rozmowę. Odpowiedziałem mu wszystko, co miało miejsce lata temu i w skrócie moją wyprawę po Japonii jako duch. Nie wydawał się być tym przerażony — chociaż powinien. Wydawał się zainteresowany moją przeszłością…
Nikt nigdy wcześniej mnie o nią nie spytał.
Nie nienawidził mnie za to, co robię, za to jak „odbieram” życia innym. Bez względu, jak zły byłem, on zawsze mnie kochał.

Przez całe moje życie, łącząc to duchowe nie zaznałem tyle szczęścia, ile zaznaje każdego dnia przy nim.
Nie jestem nawet w stanie określić tego, jak wiele mi dał.
Nie wyobrażam sobie nawet dnia bez niego.

On również wydawał się szczęśliwy, nie był już tą osobą, która poznałem… Nie był kimś, do kogo powinienem kiedykolwiek przychodzić.

Obserwując, jak pewna nastolatka kładzie się w wannie z ostrym przedmiotem czekałem jedynie, aż skończy. Być może nie miałem serca — lub po prostu je komuś oddałem.
Wracając do domu, gdy świt już zawitał myślałem tylko o Chuuyi i o planie na dzisiejszy dzień. Cały w skowronkach śpiewająco kierowałem się w stronę jego okna — którym zwykle wchodzę.


Za zegarze wyświetlała się już 7:15, zaspał. Znałem jego cały plan lekcji na pamięć, by przypadkiem nie musiał spędzać przerwy obiadowej samemu.
Szturchnąłem go lekko w ramie mówiąc, że ma wstawać. Powtórzyłem to parę razy, ale bez żadnej reakcji. Po chwili sam wstał i jak gdyby nigdy nic zaczął się rozglądać.

– Dazai? Jeszcze nie wróciłeś? – spytał, patrząc wokół
– Chibi! Tutaj jestem! — machałem mu przed twarzą — przestań ze mnie żartować!? Jestem przecież obok…

Mimo tego, co mówiłem lub robiłem, on dalej mnie nie widział.

Siedziałem na jego krześle, patrząc na to, jak się pakuje, łzy napływały mi do oczu dalej wołając jego imię.

Złapałem jego rękę — czego nawet nie poczuł. Ledwie mogłem dotykać długopisu…

Żegnaj Chuuya, dziękuję, że tyle razem przeszliśmy! Cieszę się, że to ja odchodzę, a nie ty. Każdego dnia w duchu modliłem się byś nigdy tego nie zrobił, dziękuję.
Twój na zawsze, wysłannik TWOJEGO SZCZĘŚCIA.

Zobaczyłem jedynie jego reakcje na list, który mu zostawiłem, zaczął płakać, wręcz wyć, prosząc wszystkich bogów oto by to się nie działo.
Mój Chibi, któryś z nas musiał odejść…

Pocałowałem go delikatnie w policzek, czego również nie poczuł, czułem jak powoli znikam, czułem jak tracę jedyną osobę, na której mi zależy. To było bezpowrotne.

I póki śmierć nas nie rozłączy? Śmierć właśnie nas złączyła, to życia nas teraz rozłącza.

________________________________

DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE TEGO!
to był bardzo krótki fanfik i długo myślałem czy w ogóle go wstawić :0
koniec koncow, jest!

jak zawsze - bardzo prosze o opinie i zapraszam do innych moich dziel!

Martwi Kochają Nawet Po Śmierci - Soukoku (Dazai x Chuuya) ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz