Lake
- Dobrze. W takim razie widzimy się jutro o jedenastej. Do zobaczenia. – Josh kończy rozmowę z doktor Green.
Elizabeth Green to ponoć najlepsza ginekolog w Nowym Yorku. Mój mąż stwierdził, że moją ciążę musi prowadzić najlepszy specjalista w mieście. Zbędne byłyby moje protesty, więc sobie darowałam. Poza tym chyba ma jednak rację. Po tymwszystkim co w ostatnim czasie przeżyło moje ciało, sama martwię się czy zdołam utrzymać ciążę. Nie chcę jednak martwić Josha moimi obawami, bo sam ma już pewnie milion czarnych myśli w głowie. Wciąż to do mnie nie dociera. Mam w brzuchu dziecko. Nasze dziecko. Moje i Josha. Stworzyliśmy nowe życie. Udało nam się to kolejny raz. I choć szczęście wypełnia mnie od stóp do głów, to gdzieś w głębi czai się smutek i swego rodzaju tęsknota. Bo przecież już kiedyś nosiłam pod sercem dzieci. Nie zapomnę nigdy o ciążach, które straciliśmy. Właściwie, które straciłam ja. To wciąż boli i chyba nigdy nie przestanie. Po prostu z czasem nauczyłam się żyć z tym bólem i pustką. Teraz będzie inaczej. Czuję to. Wiem to. Będzie dobrze i wszystko nam się poukłada. Obserwuję swojego męża, który odkłada komórkę na blat kuchenny i luzuje krawat. Spogląda na mnie i uśmiecha się. Nie jest to jednak ten sam uśmiech co jeszcze dwadzieścia minut temu. Ten jest bledszy i już wcale nie taki wesoły. Martwi się. Tak jak sądziłam. Podchodzi powoli do kanapy, na której siedzę i nachyla się by mnie pocałować. Nie jest pocałunek zapowiadający coś więcej, a raczej ten, który mówi „kocham cię i boję się, dlatego cholernie cię teraz potrzebuję". Nie mówi nic kiedy kończy, tylko siada obok mnie, by po chwili moja głowa wylądowała oparta na jego kolanach. Żadne z nas się nie odzywa. Ale cisza nie jest niezręczna. Już dawno przestała taka być. Cisza jest dobra. Potrzebna. Josh gładzi moje włosy. Moje ręcę same zawędrowały na mój brzuch. Delikatnie muskam gładką skórę, bojąc się zrobić gwałtowniejszy ruch. I nagle czuję jak duża dłoń mojego męża delikatnie dołącza do mojej. Spoglądam w górę i widzę jak się uśmiecha. Tym razem weselej.
- Wciąż to do mnie nie dociera. – odzywa się po chwili Josh. – Tam w środku, rośnie mały człowiek. Nasz mały człowiek. – śmieje się.
Dokładnie wiem co czuję. To niesamowite, że ciało kobiety, moje ciało, przez dziewięć miesięcy będzie schroniem dla nowego życia. Zycia, które stworzyłam wspólnie z Joshem. Cholera. Jestem w ciąży.
- Do mnie dotarło to chyba teraz, a na pewno dotrze jak będą je trzymała w ramionach. – nasze dłonie spotykają się na moich brzuchu.
- Tak. Ja chyba też uwierzę jak ją zobaczę. – komentuje mój mąż.
Marszczę brwi w zdziwieniu.
- Ją? – pytam. – Zakładasz, że to ona? – podnoszę się do pozycji siedziącej. Teraz siedzę obok niego.
Obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Jego usta wciąż są wygięte w uśmiechu.
- Nie wiem Lake. – wzrusza ramionami. – Po prostu jak je sobie wyobrażam widzę małą dziewczynkę. Wierną kopię mnie i ciebie. – mówi. – A ty? – pyta po chwili bawiąc się naszymi złączonymi dłońmi.
- Co ja? – nie rozumie o co mu chodzi.
- Chciałabyś żeby to był chłopiec czy dziewczynka? – precyzuje pytanie.
Och. O to mu chodzi. Wzruszam delikatnie ramionami. Nie myslałam o tym. Zupełnie. Syn czy córka? Dla mnie nie jest to istotne. Chcę żeby było zdrowe i żeby tym razem dane mi było je donosić. Pamiętam jak ekscytowałam się moją pierwszą ciążą. Oczywiście jak już to do mnie dotarło i zdążyłam się oswoić z tą myślą. W głowie tworzyłam liczne scenariusze. Raz miałam malutką dziewczynkę a raz wspaniałego chłopca. Wyobrażałam sobie jak dorasta, a ja staje się mamą. Dokładnie widziałam każdy etap jego życia. Narodziny. Pierwsze urodziny. Pierwsze kroki. Te wizje naprzemiennie przelatywały wtedy przez moją głowę. Zawsze u mojego boku stał wtedy Brad. Tworzyliśmy rodzinę taką jak moi rodzice. Nigdy nie pomyślałabym, że nie dane mi będzie poznać mojego dziecka. Przez myśl mi nie przeszło, że stracę je, zanim zdążyłam je mieć i to za sprawą jego ojca. Ale teraz jego ojcem nie jest Brad, tylko Josh. Człowiek, który kocha mnie, nas, ponad wszystko. I tym razem poznam nasze maleństwo. Ale nie liczy się płeć. To dla mnie kwestia drugorzędna.
- Lake? – szturcha mnie delikatnie Josh. – Hej, gdzie zbłądziłaś myślami?
Spoglądam na niego i wciągam na twarz uśmiech, by zamaskować ból, jaki wywołały wspomnienia.
- Nie ważne czy to będzie on czy ona. – odpowiadam skutecznie unikając odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. – Chcę tylko żeby było zdrowe. – dodaję.
- Oczywiście. To najważniejsze. – zgadza się ze mną Josh. – A skoro już o zdrowiu mowa. – zaczyna. – Martwi mnie trochę jak zniesiesz ciążę. – mówi.
Wiem, że tym się trapi. Sama też zaprzątam sobie tym głowę. Będę musiała odstawić leki przeciwbólowe, które niekiedy ratują mi życie, bo ból jest nie do opisania. Fizjoterapia też będzie musiła być mniej intensywna niż zazwyczaj. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Kobiety po chemoterapii i na wózkach zachodzą w ciążę i ją bez problmów donoszą. Dam radę i ja.
- Josh, kobiety nie po takich urazach donoszą ciążę. – uspokojam go, choć siebie rónież. – Jasne, że muszę uważać trochę bardziej, ograniczyć lub zmienić leki, ale po to właśnie umówiłeś mnie do najlepszej ginekolog w mieście. Ona pomoże nam to wszystko poukładać tak, żeby było dobrze. – kończę.
Mój mąż patrzy na mnie przez chwilę, a potem przytula mnie do swojego ciała.
- Wszystko masz już poukładane, prawda? – pyta.
- Nie wszystko, ale większość. – odpowiadam śmiejąc się.
- Kocham cię. Zawsze. – zaczyna Josh.
- Na zawsze. – kończę za niego.
Znów siedzę obok niego, gdy wypuszcza mnie ze swoich objęć. Nasze dłonie kolejny raz są splecione razem. Lubię na nie patrzeć. Połączone tak jak my. Obrączki lśnią na naszych palcach przypominając mi, że Josh jest mój, na zawsze.
- Zastanawiałaś się już kiedy powiemy reszcie? – pyta.
- Nie. – mówię tylko.
Już mogę sobie to wyobrazić. Rodzice będą się cieszyć razem z nami, ale zamartwiać dwa razy bardziej. Znowu będę pod stałym nadzorem. Zaczną się telefony co godzinę i „przypadkowe" wpadnięcia. Robią to z troski, ale można oszaleć. Dopiero co odzyskałam normalość. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Josh się z nimi zgadza.
- Może najpierw upewnijmy się, że wszystko jest w porządku i sprawdźmy który to tydzień. – dodaję. – A potem zobaczymy. – mówię.
- Jasne szefowo. – zgadza się ze mną mężczyzna.
Wtulam się w niego i nawet nie czuję kiedy odpływam.
***
Dla tych, którzy zostali.
CZYTASZ
Never Stop Loving Me
RomansaA nasza miłość dalej kwitnie. Z każdym dniem jesteśmy coraz silniejsi. Z każdą godziną nasz świat staje się spokojniejszy. Każda minuta przynosi nam nowe wspomnienie... A kiedy wszystko spowija spokój i harmonia... Grzmot! Błysk! Huk! Nie ma spokoju...