„She's got eyes of the bluest skies
As if they thought of rain
I'd hate to look into those eyes and see an ounce of pain"
~ Guns N' Roses, "Sweet Child O'Mine"
19871 września 1996 rok
Poranek w odosobnionej na obrzeżach Wiltshire posiadłości, przebiegł przesadnie intensywnie. Moja mama odkąd się obudziłam, kręciła się po całym domu, upewniając się czy na pewno wszystko spakowaliśmy i czy jesteśmy gotowi na wyjazd. Mój ojciec zaś siedział przy stole i obserwował nasze poczynania, prawiąc nam przy tym kazania i swoje oczekiwania dotyczące zaczynającego się dzisiaj roku szkolnego. Najmłodsza z naszej rodziny najbardziej przeżywała opuszczenie rodowego domu, piszcząc i skacząc z ekscytacji nową przygodą. Natomiast mój brat zaspał, dlatego jego szykowanie musiało przebiec energiczniej od reszty domowników. Z roztrzepania wpadał na innych i wparowywał bez pukania do zajmowanych pomieszczeń. Od momentu jego pobudki zdążyłam sprzeć się z nim dokładnie trzynaście razy. A nie było nawet południa.
Na peron odstawił nas Bertie, wieloletni kamerdyner naszej rodziny. Co roku żegnaliśmy się z rodzicami jeszcze przed wyjściem z domu. Nigdy nie były to czułe i bliskie rozstania. Wszyscy zachowywaliśmy dystans, wymieniając się jedynie treściwymi zdaniami. Oni stawiali warunki, my obiecywaliśmy dobre oceny i nienaganne zachowanie. Oczywiście bywały to puste słowa, bo mój brat rzadko kiedy brał pod lupę to czego żądali od niego rodzice. Jednak ja podchodziłam do tego dużo poważniej.
Moje przemyślenia dotyczące powrotu do Hogwartu, były dość sprzeczne. Z jednej strony sama myśl o tym, że następne kilkanaście miesięcy miałam spędzić na nauce, słuchaniu innych ludzi i spławianiu masy wazeliniarzy, przyprawiła mnie o odruchy wymiotne. Ale z drugiej strony, w końcu miałam okazję odpocząć od rodziców.
Całe wakacje spędziłam razem z nimi i dwójką rodzeństwa, co było dla mnie absolutną męczarnią. Bo o ile dzielenie wolnego czasu z Gabrielem, moim starszym bratem, było do zniesienia, o tyle z Esther, najmłodszą z naszej trójki, nie udało mi się wytrzymać nawet godziny bez kłótni.
Jako rodzeństwo byliśmy zadziwiająco zróżnicowani. Każdy z nas miał zupełnie inną osobowość, inne priorytety i inne podejście do nauki. Ja i Gabriel często słyszeliśmy w szkole, że nasza koligacja to pomyłka. Teorie innych na temat naszego rzekomego pochodzenia od innych ojców, z roku na rok stawały się coraz bardziej absurdalne. I jakikolwiek dowód byśmy nie przedstawili, ludzie nie chcieli wierzyć, że mieliśmy te same geny. A Esther to Esther. W jej zachowaniu nie było widać nawet procenta wizerunku Carnellów.
Gabriel jechał do Hogwartu po raz ostatni. Zaczynał dzisiaj siódmy rok, który miał być ostatnią prostą przed wybraniem nowej ścieżki. Ale on nie widział tego tak jak powinien. Albo raczej tak jak chcieliby tego rodzice. Dla niego liczyły się tylko i wyłącznie łamanie szkolnego regulaminu, imprezy i krzywdzenie serc kolejnych dziewczyn. Fakt, był bardzo dobrym uczniem i profesorzy nieustannie chwalili go za ponadprzeciętne zdolności. Jednak zamiast w nauce, wykorzystywał je na naruszaniu ustalonych przez władze Hogwartu zasad. Wszystkie punkty, które zdobywał na zajęciach, tracił gdy tylko któryś z pracowników szkoły przyłapał go na kolejnym wybryku. Rodziło to między nami wiele sprzeczek, bo nasze podejścia w wielu kwestiach mocno się różniły. Przykładowo, nie widziałam niczego fascynującego w podmienianiu składników na eliksirach, bądź mazaniu podręczników pierwszaków. A on czerpał z tego tyle frajdy i dumy, że nie było nawet mowy o tym, żeby ktoś zmusił go do zaprzestania.
Natomiast Esther, rozpoczynała dzisiaj swój pierwszy rok nauki. Przez ostatni miesiąc jej paplaniny, dowiedziałam się wszystkiego o jej dziesięcio calowej różdżce wykonanej z czerwonego dębu i włosa z ogona testrala, przerażająco drogich szatach, które szyte były specjalnie dla niej przez pół roku oraz wszelkich prostszych zaklęciach, jakich nauczył ją nasz ojciec. Esther uważała się za małą gwiazdę, która miała wszystko czego tylko zapragnie. I tak było. Była rozpuszczona, kapryśna i nie przyjmowała przegranej. Dlatego za każdym razem, gdy podejmowała się ze mną jakieś rywalizacji, kończyła zapłakana w ramionach matki, od której koniec końców dostawałam wykład dotyczący bycia starszą siostrą.
CZYTASZ
Mockingbird | Draco Malfoy
FanficPresja i oczekiwania. Każdego następnego dnia, związywały mnie coraz mocniej i szczelniej. Były jak trujący bluszcz, który wyczerpująco żywił się moim przemęczeniem. I gdy chciałam już przestać walczyć, znalazłeś we mnie coś więcej. Przestałam być w...