ROZDZIAŁ 1

15 0 0
                                    

Samotności

Słowo o wielu rozważnych znaczeniach ciągle sprowadzających się do jednego wniosku. Bycie samotnym może być uważane za brak partnera na bal maturalny, może być uważane jako siedzenie w domu co weekend. Samotne dziecko to takie które nie rozważa swoimi dziecięcymi marzeniami kim chciałoby być w przyszłości, mimo że większość z tych marzeń staje się finalnie czymś całkowicie innym. Ja rozważałam i choć dla wielu osób mogłam być uważana za samotną przez wiele względów dotyczących moich młodych lat, rzeczywistość wyglądała zdecydowanie inaczej. Przed faktyczną samotnością, stanem zamknięcia w swoich wewnętrznych czterech ścianach z wieloma osobami dookoła uratowała mnie jedna osoba. Pokazała mi, że mimo tych wszystkich ludzi wokół właśnie ja byłam samotna, nie ta osoba, która żyła sama, i bardzo odświeżającym było dla mnie to co się potem wydarzyło.

Mimo że zostałam uratowana od pierwszej fazy wpadnięcia w samotność, posiadając wielu ludzi wokół siebie to druga faza znacznie szybciej ulega urzeczywistnieniu. Ale od początku...

Miałam naprawdę wspaniałe dzieciństwo. Zero samotności, zero smutku. Typowa dziewczynka w dwóch kucykach, które spinały tęczowe gumki, różowa sukienka i ten niewinny uśmiech, który zawsze się sprawdzał przy proszeniu o drugiego cukierka. Wszystko w tym naszym życiu jednak potrafi ulec zmianie w czasie jednej sekundy. Ta jedna sekunda zmienia nas całkowicie, tęczowe gumki już nie są potrzebne, róż zmienia się bardziej stonowane kolory, a niewinny uśmiech przestaje mieć swoją moc. Nigdy mi niczego nie brakowało, w swoich małych niepoważnych decyzjach byłam zawsze wspierana. Choć rodzice pracowali całymi dniami nie dali mi odczuć braku jakiejkolwiek miłości i uwagi, której mała ja potrzebowała niemal cały czas. Wydaje się cudownie, prawda? Życie idealne...Do czasu, kilka dni przed moimi ósmymi urodzinami wszystko się zmieniło. Pamiętam to jak przez mgłę, albo po prostu nie chcę tego dokładnie pamiętać... Lecz ból, jaki odczuwam przy wspominaniu tego zawsze jest tak samo mocny. Wieczór jak zawsze spędzałam z córką sąsiadki, która dorabiała sobie na opiece przy dzieciach. Grałyśmy wtedy w planszówki, a ta dawała mi wygrywać. Kiedy zbliżała się pora pójścia spać po całym domu rozległa się charakterystyczna melodia domofonu. Oczywiście jak to mała ciekawska dziewczynka wystrzeliłam jak najszybciej w stronę wejścia, by powitać rodziców po pracy swoim niewinnym dziecięcym uśmieszkiem, który do tego dnia gościł na moich ustach cały czas. Otworzyłam drzwi z nadzieją na przeczytanie mojej ulubionej bajki do snu i masą przytulasów, jednak po drugiej stronie nie stali moi rodzice, a Michael Evans. Najlepszy przyjaciel rodziny. Poznali się moim tatą na studiach i do tego czasu wciąż utrzymywali kontakt. Nazywałam go wujaszkiem. Kucnął przede mną i ostrożnie powiadomił mnie o ich śmierci.

- Cześć malutka...- Westchnął kucając i łapiąc mnie za małe rączki.- To, co Ci zaraz powiem będzie bardzo dla Ciebie trudne i smutne.- Usłyszałam za sobą kroki. Pewnie Olivia przyszła sprawdzić czy mamusia i tatuś już przyszli z pieniążkami dla niej za towarzyszenie mi kolejnego wieczoru.- Skarbie przykro mi, ale mamusia i tatuś nie wrócą już do domku... Nigdy.- Tyle wystarczyło, żebym zrozumiała.

Jak na swój nie za duży wiek byłam bardzo mądrą dziewczynką, a w klasie zawsze najczęściej, wśród innych dzieci, nauczyciele chwalili mnie.

Dlatego też bezwładnie wpadłam wujaszkowi w ramiona i zaczęłam płakać.

Zostali postrzeleni w jednej ze swoich akcji. Pracowali, jako agenci FBI i choć był to bardzo niebezpieczny zawód zawsze wychodzili bez szwanku. Jak się wtedy czułam? Jak szkło, które przez napływ emocji zostało rzucone prosto w ścianę i roztrzaskało się na milion małych kawałeczków, których ponownie razem nigdy nie skleisz. To, co wtedy czułam... Nie powinno to towarzyszyć nikomu. A na pewno nie siedmioletniej dziewczynce. Straciłam najważniejsze osoby w moim życiu... I nikomu tego nie życzę.

HIDDENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz