Hej słoneczka! Miłego czytania!
#międzywierszamiIN
****
Nie boję się śmierci. Nigdy się jej nie bałam.
Głównie dzięki tacie, który mi o niej opowiadał. Podczas gdy inni rodzice nie zabierali swoich pociech na pogrzeby lub do umierających bliskich, by zaoszczędzić im smutku i nie narażać na stres, mój to robił. Zabierał mnie na pożegnanie każdej osoby z rodziny, nawet jeśli jej nie znałam. W ten sposób pokazał mi, że śmierć jest przykrym wydarzeniem i nie należy jej romantyzować. Nie opowiadał o tym, jak to babcia teraz się uśmiecha i patrzy na nas z góry. Jest zrozpaczona, ponieważ jej już przy nas nie ma, nigdy więcej nie przytuli swojej wnuczki.
Pomimo tego, że śmierć nie była mi obca i tata starał się, bym ją zrozumiała, nie byłam przygotowana na to, że w wieku dwunastu lat pochowam własną matkę. Nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej była w stanie to sobie nawet wyobrazić.
Była najpiękniejszą kobietą, jaką widział ten świat. Przysięgam. Długie, czekoladowe włosy, filigranowa figura, uśmiech, który sprawiał, że wszyscy wokół tryskali energią, ale to zielonobrązowe oczy były jej największym atutem. Gdy na mnie patrzyła, czułam się jak największa szczęściara. Za każdym razem tliły się w nich magiczne iskierki poprawiające mój nastrój. Widziałam w nich miłość.
Poza tym mama nie była tylko piękna na zewnątrz. Jej dusza była jeszcze cudowniejsza. Każdego wieczoru siadała obok mnie i opowiadała kolejne historie ze swojej przeszłości. Zabierała mnie do opery, do kina i na lody, gdy tego potrzebowałam. Najważniejsze jednak jest to, że mnie słuchała. Nigdy nie pytała jak było w szkole, bo nie obchodziły jej moje oceny. Zawsze pytała, jak ja się czuję. Mogłam jej o wszystkim powiedzieć bez poczucia strachu czy wstydu, kiedy coś mi nie wyszło. Moja rodzina była szczęśliwa.
I brutalnie mi to odebrano.
To zdarzyło się nagle. Był piękny, majowy dzień. Rano żartowałyśmy i planowałyśmy wyjazd do Disneylandu, zaś już po południu tata zabrał mnie ze szkoły do szpitala, w którym mama walczyła o życie.
Wracała z lunchu i w grupkę, która stała przy pasach, wjechał pijany kierowca. Nie była jedyną ofiarą, ale w tamtym momencie nie potrafiłam czuć żalu i współczucia dla innych rodzin. Byłam zdruzgotana, bo moja mama nie zasłużyła na śmierć. Nie zasłużyła na to. Niczym nie zawiniła.
I nawet wysoki wyrok dla sprawcy nie zmniejszył mojego bólu. Powinien cierpieć tak samo jak my.
Z perspektywy czasu każda wzmianka o mamie boli, ale nie aż tak. Wydaje mi się, że w jakimś stopniu to zrozumiałam. Nadal się z tym nie pogodziłam i nie sądzę, że kiedykolwiek będę w stanie. Była niewinna.
Ale rozumiem już śmierć i staram się zachowywać tak, jakby mama żyła i widziała, co robię. Tak, by była ze mnie dumna.
– Tramwaj cię przejechał? – pyta mnie następnego dnia Ellen, szesnastolatka chorująca na depresję.
Siedzę w jej pokoju od godziny i staram się nie zasnąć.
– Jak zawsze urocza – odpowiadam sarkastycznie i przecieram twarz.
Spałam zaledwie trzy, może cztery godziny. Opuchnięta twarz i sińce pod oczami nie czynią ze mnie dziś Miss Świata.
– Gdybyś była blondynką, nie wyglądałabyś tak blado – ignoruje moją uwagę.
Nie sądzę, żeby do twarzy było mi w jasnych włosach. Podobają mi się moje naturalne. Brązowe i proste niczym dwa plus dwa. Poważnie. Nie chcą się kręcić, buntują się za każdym razem. Próbowałam nawet rozmów z kosmykami, ale jak można się było spodziewać, nie przyniosło to efektów.
CZYTASZ
Między Wierszami [W SPRZEDAŻY]
Teen FictionSiedemnastoletnia Suzanne ma na ten moment w swoim życiu jeden, główny cel: wygrać w konkursie, który umożliwi jej studiowanie na Octave - prestiżowej Akademii Muzycznej. Chociaż gra na pianinie już dawno przestała sprawiać jej przyjemność, wie, że...