Z nieprzyjemnej spirali wspomnień, wyrwał mnie "liść" w policzek od gościa w skórzanej kurtce. Poczułem się jakby ktoś wybudził mnie z koszmaru, po czym wrzucił mnie do następnego. Z deszczu pod rynnę.
-Pamiętasz ją, śmieciu?
-Bea...
W tym momencie poczułem pięść, twardą jak kamień, lądującą na lewej części mojej szczęki. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a moje serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej. Nie wiedziałem nawet że tak się da.
-Przedawkowała te leki przez ciebie. Przez ciebie i przez Margheritę. Tylko ty i ta dziwka jesteście temu winni.
-Kim ty jesteś?
Dziwny facet wyprowadził kolejne uderzenie, tym razem w brzuch. Jęknąłem z bólu, po czym skuliłem się, kurczowo trzymając się kolan.
-Jej bratem. Straciłem przez was moją siostrę.
-Siedziałeś wtedy w więzieniu, skąd możesz o tym wszystkim wiedzieć?
Tym razem nie posłał w moją stronę ciosu, tylko kopnięcie. Siła tego kopa w brzuch sprawiła, że zwymiotowałem. Zauważyłem łzy napływające mi do oczu, spowodowane nieopisywalnym, pulsującym bólem.
-Ostatnio znaleźliśmy jej pamiętnik, wiesz? Dokładnie to wszystko opisała. Twoją wizytę u niej, gdy z nią zerwałeś. To jak zostawiłeś ją, a potem świetnie bawiłeś się z jej przyjaciółką. Jesteś psem. Psem, który na nic nie zasługuje.
-Ale..
Moją próbę wypowiedzi przerwało kolejne uderzenie w twarz. Lecz każde jego słowo, bolało mnie chyba bardziej od ciosów. Nie spodziewałem się, że to wszystko do mnie wróci. To całe poczucie winy, nieprzespane noce, obwinianie się. Nawet nie chciałem się tłumaczyć, błagałem w myślach tylko o szybką śmierć. Byłem przekonany, że właśnie to planuje uczynić ten facet.
-Po prostu mnie zabij, proszę cię - wydukałem, wypluwając krew.
Mój oprawca roześmiał się serdecznie, po czym poklepał mnie po plecach. Następnie po twarzy. Złapał mnie mocno za szczękę, która prawdopodobnie już była złamana, po czym z precyzją chirurga wymierzył kolejnego sierpa. Moje wątpliwości dotyczące złamanej szczęki, zamieniły się w pewność. Usłyszałem tylko głuche chrupnięcie.
-Mógłbym to zrobić, ale mam na ciebie trochę lepszy plan. Będziesz dla mnie pracować, jutro wszystkiego się dowiesz. Jak pójdziesz na pały, lub cię tu nie będzie, zginiesz razem ze swoją dziewczyną i bachorem. Mam nadzieję że dotarło.
Mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy, z bardzo bliskiej odległości. Widziałem na jego twarzy barwy spokoju i wściekłości jednocześnie. Po wygłoszeniu swojego monologu odszedł, zostawiając mnie leżącego na liściach, w głębokiej konsternacji, strachu oraz niepokoju. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas, zniknąć, cokolwiek. Od tego momentu wiedziałem, że nic już nie będzie takie samo. Usiadłem, opierając się o drzewo i chowając twarz w dłoniach. Czułem pustkę i bezradność, smutek i złość, w zasadzie moje ciało przepełniały teraz wszystkie negatywne emocje. Po około dwóch minutach, usłyszałem kroki. Nawet nie pokusiłem się o sprawdzenie kto idzie w moją stronę. Poczułem jedynie zimną rękę na karku, oraz kartkę papieru, którą wsunięto mi do kieszeni. Wstałem po kilkunastu minutach, obfitujących w rozpacz i brak nadziei. Podniesienie ciężaru ciała z ziemi zajęło mi dobre 5 minut. To było jedno z tych zadań, które na ogół są czymś normalnym, ale w wyjątkowych sytuacjach są barierą nie do przejścia. Zacząłem stawiać kroki. To była istna walka z grawitacją i błędnikiem. Robiłem wszystko żeby się nie przewrócić. Po kilkunastu krokach szedłem w miarę prosto i szybko. Nie chcę wiedzieć jak w tamtej chwili wyglądałem. Następne kilka minut upłynęło mi pod obrazem pustki i czegoś w rodzaju fascynacji. Fascynacji, ale w najgorszym tego słowa znaczeniu. Poza tym, wciąż doskwierał mi ogromny ból, który dawał o sobie znać chyba w każdej możliwej części mojego ciała. W końcu ujrzałem drogę. To był wspaniały widok, poważnie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo idiotycznie to brzmi, ale naprawdę latarnie przy ulicy, przejeżdżające ciężarówki, oraz mój zaparkowany Mercedes napełniły mnie nadzieją. Zacząłem biec, aż do samochodu. Otworzyłem drzwi, w końcu czując lekką ulgę. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co właściwie się tutaj wydarzyło. A jeszcze bardziej przerażało mnie to, co jeszcze się wydarzy. Przypomniałem sobie o kartce w kieszeni. Wytarłem ubrudzoną we krwi i błocie rękę w kurtkę, po czym wyjąłem ten kawałek papieru. Od razu poznałem czyje to pismo. Raczej nie zaskoczę nikogo mówiąc, że jego właścicielką była Bea. Na górze kartki widniała data. To był ten cholerny pamiętnik. Ze łzami w oczach zacząłem go czytać.
CZYTASZ
Ostatni Kurs
ActionRiccardo to dwudziestoletni taksówkarz, który dopiero wkroczył w dorosłość, ale wiedzie ustatkowane życie i ma na siebie mnóstwo planów. Wraz ze swoją narzeczoną i dzieckiem, mieszkają w mediolańskim mieszkaniu. Niestety, podczas jednego z wieczorny...