Rozdział 3.

11.5K 594 140
                                    

Rain

Powiedz mi, ile razy usłyszałeś słowo „Przepraszam"? Czy za każdym razem zupełnie nic się nie działo? Ponieważ do moich uszu trafiło to tyle razy, że te krótkie „Przepraszam" technicznie nic już dla mnie nie znaczy.

Gdy byłem dzieckiem, mój głos nie miał niemal żadnej wartości. Po prostu wydawałem dźwięk, niesłyszalny dla dorosłych. Bez względu na to, co wypadło z moich ust, nigdy nie miałem racji. Byłem skazany wyłącznie na słuchanie, więc zamiast mówić, zacząłem pisać. Muzyka stała się moim krzykiem, ale nawet jeśli ludzie zaczęli mnie słyszeć, wciąż nie nauczyli się wysłuchiwać. To pomogło mi dać upust, pomóc mi zrozumieć pewne rzeczy.

Odrobina światła powróciła do mojego życia, gdy zostałem zauważony przez łowcę talentów. Ten posłał mnie dalej, a po przesłuchaniu nagrań, mój obecny manager zapewnił mi kontrakt z jedną z największych wytwórni muzycznych w Stanach.

Problemem była jedynie zgoda kogoś dorosłego, ponieważ nie mogłem jeszcze decydować za siebie.

– Ty gówniarzu... – warknął na mnie ojciec tak niskim głosem, że odruchowo się cofnąłem. – Po tym, co dla ciebie zrobiłem, ty mnie zostawiasz?

Krew dudniła mi w uszach jak szalona. Tata wyrwał się w moją stronę. Zdeterminowanym ruchem strącił walające się na podłodze butelki po piwie. Roy stanął mu na drodze.

– Proszę spojrzeć na to z innej strony – podjął, łapiąc ojca za ramiona. – Już nigdy nie będzie pan musiał pracować.

On i tak nie pracował. Żyliśmy z jego zasiłku, dobrodziejstwa lokalnej społeczności i tego, co udało mi się zarobić na występach w lokalnych rap-bitwach.

– Że niby on miałby cokolwiek zarobić na swoim paplaniu? – Drwina z jego strony podziałała jak kubeł zimnej wody.

Może jednak nie byłem wystarczająco dobry?

– Pański syn ma prawdziwy talent – zapewniał Roy. – Jest tym, kogo długo szukaliśmy. Z naszą pomocą będzie w stanie wybić się na wyżyny. I nie myślę tutaj wyłącznie o Ameryce.

– Po moim trupie. – Wypluł pogardliwie. – Rain, na górę.

Z nerwów obciągnąłem rękawy bluzy. Popatrzyłem przepraszająco na Roya, a ten puścił do mnie oczko z wyrazem nadziei.

– Zasugerowałbym jednak przemyślenie tej propozycji. – Manager dotknął ostrożnie jego ramienia. – Chłopak będzie pod doskonałą opieką. Jedyne, czego potrzebujemy, to pańskiej zgody.

            – Głuchy jesteś? – Nie krył irytacji. – Chyba wyraźnie się wyraziłem.

            Otoczyłem się ramionami, a zimny pot oblał mi skronie. Znałem już ten scenariusz. Wiedziałem, co się stanie, gdy tylko Roy opuści mury tego domu. Żołądek podszedł mi do gardła, a dłonie zaczęły drżeć.

            – Tato – wydusiłem. – Proszę, zgódź się.

            – Ten gnojek wykorzysta cię do ostatniego centa. – Posłał mi tak chłodne spojrzenie, że cofnąłbym się o kolejny krok, gdyby nie stała za mną ściana. – Wyzysk z dzieciaka, wstydu nie macie?!

            – Tato... – Głos mi drgał. – Nigdy cię o nic nie prosiłem. Proszę, zgódź się.

            Ojciec napiął ramiona. W złości poruszał szczęką, a wściekła czerwień rozlała mu się od szyi po czoło.

            – Proszę pana. – Roy uniósł dłonie w geście pokory. – Wytwórnia zapewni pańskiemu synowi najlepsze warunki, począwszy od wychowania po...

Co wyszeptał nam deszcz || W SPRZEDAŻY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz