— Venus. — Ashley szturchała ją w ramię próbując dobudzić. — Venus, wstawaj. — popchnęła ją mocniej na co białowłosa zbudziła się patrząc na nią z grymasem na twarzy.
— Kiedy tu usiadłaś? — spytała widząc brunetkę na krześle obok.
— Po przerwie. — odpowiedziała. — Przespałaś całą lekcje, zrobiłam za ciebie notatki.
— I tak ani razu do nich nie zajrze. — wysypała jeszcze zaspana po czym odgarnęła białe kosmyki do tyłu rozglądając się po prawie pustej sali.
— Kiedy skończyła się lekcja? — zapytała prostując się.
— Dwadzieścia minut temu.
Wraz z tą informacją Venus zgarnęła swoją torebkę wrzucając do niej telefon oraz piórnik.
— Dlaczego mnie nie obudziłaś, kurwa. — zaklnęła niemal wybiegając z klasy.
Pozostawiła nic nie rozumiejącą Ashley siedzącą dalej w ławce, a sama wyszła na korytarz zaczynając szukać wyjścia ze szkoły. Korytarze wydawały jej się identyczne, gdy obracała się wokół siebie próbując znaleźć odpowiednie drzwi.
— Cholera. — poprawiła swoją torebkę skręcając w lewą stronę tuż przy pokoju nauczycielskim. — Dlaczego wszystko wygląda tak samo. — odparła denerwując się.
Musiała wrócić jak najszybciej do domu, aby Lucy znowu nie była na nią zła. Dzisiaj była rocznica śmierci ojca Venus i chciała zdążyć jeszcze odwiedzić jedno miejsce, lecz zabrakło jej czasu.
Jedne z drzwi otworzyły się, a zza nich wyszła dwójka mężczyzn czy raczej nauczycieli ubranych w szare płaszcze, którzy wychodzili już do domów.
— Przepraszam. — zawołała za nimi na co odwrócili się w jej stronę.
Poznała jednego z nich. Był to nie kto inny jak Hastings, a tuż obok niego niższy blodnyn w okrągłych okularach z teczką.
— Wasza klasa skończyła już lekcje. — powiedział brunet przechylając głowę, gdy dojrzał przed sobą nowa uczennicę.
— Wiem, ja... ja się zgubiłam. — próbowała dobrać słowa czując zimny pot na karku.
Nie mogła tak stać, musiała stąd wyjść jak najszybciej.
— Zrobić ci mapę, a może dać ci zegarek Venus.
— Varen. — upomniał go od razu blondyn ze zdziwieniem na swojej twarzy.
— To ja pójdę. — chciała odejść, lecz zatrzymał ją niski głos Hastingsa.
— Nie ma opcji.
— Profesorze. — odpowiedziała cicho i nieśmiało co w ogóle nie było do niej podobne.
— Pójdziesz ze mną do pokoju nauczycielskiego i tam narysuje ci mapę skoro nie słuchałaś Ashley.
Veron posłał pożegnalne spojrzenie swojemu koledze po czym z powrotem wszedł za drzwi, a za nim niechętnie podążyła białowłosa, która nie ukrywała swojego niezadowolenia.
— Siadaj. — polecił podchodząc do swojego stanowiska wśród parunastu pozostałych.
Zajął wygodnie miejsce patrząc jak sparaliżowana Fields rozgląda się po pomieszczeniu doszukując czegoś.
— Dziesięć minut nie zrobi ci różnicy, skoro i tak zostałaś dwadzieścia. — mówił widząc jak nastolatka zwraca momentalnie na niego uwagę. — Odebrało ci mowę? Już nie jesteś taka chętna do mówienia? — dopytywał kpiąco rozszerzajac swoje nogi i zakładając ręce na piersi.
— Śpieszę się. — odpowiedziała szybko siadając naprzeciw niego, chciała mieć to z głowy i załatwić jedyną ważną sprawę na ten moment.
— Trzeba było nie zostawać po lekcjach. — z uśmiechem na twarzy schylił się wyjmując spod stołu kartkę papieru oraz długopis. Położył je na drewnianym blacie patrząc wyczekująco na dziewczynę. — Bierz do ręki, długopis. — uniósł wysoko brwi.
— Wolę sama poszukać wyjścia niż rysować. — próbowała go przekonać, ale on tylko zaśmiał się przyprawiając ją o jeszcze większą złość.
— Nie miałaś silnej ręki w domu, prawda? — zapytał wywołując u niej zdziwienie wymieszane z oburzeniem.
— Co to ma do rzeczy. — zwróciła się nie zważając na to, że był jej wychowawcą. — Jesteś bezczelny jak na nauczyciela, może powinnam to zgłosić.
— Nie miałaś. — stwierdził pochylając się nad blatem i znalazł się tuż przed twarzą Venus. — Widzisz, ojcowie obecni w życiu córek zazwyczaj sprawiają, że są one spokojne, grzeczne, radosne i poukładane. W twoim przypadku widać ten kompleks, bo jesteś bardzo niesforna.
— Nie mam żadnego kompleksu. — wyrwała się z oburzeniem.
Nie mogła uwierzyć, że tak swobodnie mówił jej te wszystkie rzeczy. Znowu przypomniała sobie o podobnej do niego nauczycielce, której zniszczyła życie za coś takiego.
— Masz ojca? — spytał, a jego niebieskie tęczówki zaświeciły się w rozbawieniu. — Właśnie, popracuj nad tym i nie szukaj nigdy pocieszenia w starszych. — utwierdzał sam siebie.
— Wybaczy profesor, ale naprawdę nie mam ani czasu, ani humoru na takie zachowanie. — uderzyła dwoma dłońmi o blat wstając równocześnie.
Veron nie wiedział na co się pisze zaczynając w ogóle jakąkolwiek rozmowę z tą dziewczyną. Ona nie była jak inne i nie da mu spokoju dopóki nie poczuje, że zniszczyła go doszczętnie.
Złapała za torebkę zakładając ją na ramię i w pośpiechu podchodząc do drzwi.
— Jeżeli wyjdziesz... — tym razem upomniał ją.
— Wychodzę. — odkrzyknęła zamykając drzwi za sobą.
Marzyła o zniszczeniu mu życia, to była najpiękniejszą wizja jaką miała do tej pory.
Hastings zacisnął szczękę w przypływie złości. Wiedział, że będą z nią same problemy, lecz jeszcze lepiej rozumiał jak się z nią obejść.
***
Stojąc pod samotnym drzewem nieopodal parku, Venus poczuła ukłucie w samym środku jej serca.
Ludzie nazywali ją bezduszną, wredną czy też arogancką, ale ona kochała to, bo taki sam był jej tata. Każde porównanie do niego sprawiało jej radość, więc cieszyła się, gdy inni ją wyzywali.
— Dzisiaj skończyłbyś czterdzieści lat. Wszystkiego najlepszego tato. — dotknęła wyrytego serca na korze.
Nigdy nie poznała go, lecz czuła, że jest z nią w tej chwili. Chciałaby jedynie złapać go za rękę i powiedzieć wszystko czego nigdy nie mogła.
Telefon dziewczyny dzwonił nieustannie, a na wyświetlaczu widniał ten sam numer należący do jej matki. Kobieta nie chciała, aby Venus przyhcodziła w to miejsce.
— A teraz muszę już iść, bo czeka mnie kolejna zemsta. Obiecuję, że go zniszczę bardziej niż tamtą nauczycielkę. Kocham cię.
SWBHORLEY
CZYTASZ
Prywatny nauczyciel 18+
RomanceObydwoje kochali sekrety, a szczególnie te najniebiezpieczniejsze do ukrycia, które mogły odebrać im wszystko. Zapamiętaj moje imię, bo brzmi ono: Venus