Decyzja o tym, czy powinna zarzyć miesięczną herbatę zapadła dość szybko, Lysa przedstawiła jej swoje obawy, już dzień po nocy poślubnej. Starsza dziewczyna zaleciła, by Lyanna wypiła herbatę jak najszybciej, nie dyskutowała z nią, bowiem wiedziała, że ma rację. Jeszcze tego samego dnia, jej służka Anya odwiedziła burdel, gdzie za parę miedziaków dostała kubeczek z z mętną cieczą. Nikt nie mógł dowiedzieć się o tym, że Lyanna zamierza ją zarzyć, dlatego wszystko musiało być dyskretne, nie mogła prosić maestera o przyrządzenie miesięcznej herbaty, mogła za to kupić ją od kobiety, która zarządzała burdelem, z wiadomych przyczyn nie zjawiła się tam osobiście, lecz dzięki Anyi, która ukryła się za czarnym płaszczem, wszystko odbyło się sprawnie. Nim zapadł wieczór, Lyanna wypiła zawartość metalowego kubeczka i ze spokojem poszła spać. Prawdziwe problemy zaczęły się dopiero następnego dnia, gdy dostała natychmiastowe wezwanie do komnaty męża. Aemond siedział w wygodnym fotelu i z zamyśleniem spoglądał na ogień żarzący się w kominku. Anya stała pod ścianą, ze spuszczoną głową chowała się w cieniu komnaty, mimo to Lyanna dostrzegła jej przestraszony wyraz twarzy i łzy, które spływały po jej policzkach. Serce Lady Blacksword na moment stanęło, Aemond wiedział, a to oznaczało, że czeka ją surowa kara.
- Naprawdę myślałaś, że to do mnie nie dojdzie? Co najmniej sześciu strażników widziało Twoją służkę na Jedwabnej, nie trzeba dużego wysiłku, by odgadnąć czemu się tam znajdowała.- Spojrzała przelotnie na Anyę, dopiero teraz zrozumiała, że naraziła jej życie, nie zamierzała pozwolić, by przez nią zginęła. Lyanna podeszła do męża, przyklęknęła na kamiennej podłodze pomiędzy nim, a kominkiem. Złapała za jego chłodną dłoń i spojrzała na jego twarz. Dostrzegła złość w jego oku, nie zaszczycił ją nawet jednym spojrzeniem.
- To sprawa między mną, a tobą książę, służka wykonywała tylko moje rozkazy.- Pogładziła kciukiem zewnętrzną część dłoni Aemonda, z nadzieją, że udobrucha go czułym gestem, chłopak jednak nie zareagował w żaden sposób.
- Powinienem ściąć ją i wetknąć jej głowę na palę, byś codziennie patrzyła na konsekwencje swoich czynów.- Anya zaszlochała, i w oczach Lyanny zebrały się łzy, w tamtej chwili bała się Aemonda bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chłopak chwycił za kielich i przyłożył go do ust, wypił łyk wina, po czym spojrzał na Lady Blacksword.
- Ta dziewczyna jest niewinna, oszczędź ją.- Samotna łza spłynęła po jej policzku, wytarła ją rękawem sukni i spojrzała na sygnet, który znajdował się na dłoni księcia. Wtem poczuła jak chłopak łapie ją za szczękę, jego długie palce boleśnie wbiły się w jej policzki, nachylił się nad nią i posłał jej wściekłe spojrzenie.
- Ale ty jesteś winna, być może zabiłaś moje dziecko.- Lyanna próbowała zdjąć dłoń księcia z twarzy, jego uścisk jednak był pewny i mocny, nie mogła nic zrobić. Co chwilę szeptała, by ją pościł, Aemond jednak nie reagował, wyglądał jakby zatracił się w gniewie, przez moment pomyślała, że jest w stanie ją zabić. Przypomniała sobie o śnie, który nawiedził ją dawno temu, tuż przed zaręczynami z księciem, wyglądał teraz tak samo jak w owej marze nocnej. Zamknęła oczy, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy, niebawem uścisk zelżał. Aemond zerwał się z fotela, wyjął z pod płaszcza sztylet, Lady Blacksword myślała, że zatopi go w gardle Anyi. Wstała z podłogi i podbiegła do męża, ten jednak wbił ostrze sztyletu w drewniany stół, spojrzał na służkę, a jego wzrok był przepełniony nienawiścią.
- Wyjdź.- Anya wybiegła z komnaty, prawie potykając się przy tym o własne nogi, jej szloch ucichł dopiero, gdy zamknęła za sobą masywne drzwi. Książę opierał się o drewniany stół, sztylet, który sterczał nieopodal, odbijał złowrogo światło płomieni, które jako jedyne zapewniały widoczność w komnacie. Lyanna nie wiedziała co powinna począć, nie czuła się bezpiecznie w towarzystwie męża, jednocześnie wiedziała, że jeśli nie spróbuje uspokoić rozgniewanego chłopka, to jej głowa może zostać nabita na pal. Niepewnie podeszła do księcia, choć jej umysł krzyczał, że powinna zrobić to samo co Anya, chciała uciec jak najdalej. Położyła swoją drżącą dłoń na skórzany płaszcz chłopaka, przylgnęła swoim ciałem do jego pleców i ukryła twarz w zagłębieniu pomiędzy jego ręką a torsem. Doskonale czuła, że jej serce bije zbyt szybko, a każda część ciała trzęsie się ze strachu. Odkręciła swoją głowę w stronę sztyletu i utkwiła swoje spojrzenie w valyriańskej stali, zdecydowała, że jeśli chłopak wykona jakiś agresywny ruch, sięgnie po sztylet i jeśli będzie trzeba, spróbuje się nim chronić, Aemond jednak wciąż stał w miejscu. Słyszała jego przyspieszony oddech, delikatnie zataczała dłonią kręgi na jego plecach, chciała wierzyć, że jej dotyk, choć trochę uspokoi jego wybuchowy temperament. Gdy jego oddech stawał się płytszy, objęła go w pasie, nawet na moment nie spuściła wzroku ze sztyletu.
- Nie dam ci zezwolenia na podobne czyny.- Jego głos był chłodny, złapał za jej dłoń, Lyanna drgnęła, była gotowa chwycić za rękojeść broni wbitej w stół. Przez jej głowę przechodziło zbyt wiele myśli, zastanawiała się w jaki sposób zdoła bezpiecznie opuścić Czerwoną Twierdzę, nie zamierzała spędzić całego życia przy takiej osobie jak Aemond. Czasami zdawało jej się, że książę mógłby być dla niej prawdziwym mężem, potem jednak okazywał jej inne oblicze, a wszystkie nadzieje umierały, tak było i wtedy, gdy tuliła go, choć tak naprawdę obawiała się o swoje bezpieczeństwo, a strach przyćmiewał jej zdrowy rozsądek. Tamtego wieczoru zdecydowała, że ucieknie od niego, a jeśli będzie musiała za to przypłacić swoją głową, umrze z myślą, że zrobiła wszystko, by być wolną.
- Urodzisz tyle dzieci, ile bogowie na to pozwolą, a Twoje usta już nigdy nie zaznają smaku herbaty miesięcznej.
CZYTASZ
Blacksword | Aemond Targaryen
FantasyKiedy Lyanna Blacksword przybywa do Czerwonej Twierdzy, układa plan, który ma na celu zagwarantować jej, że żaden męski potomek z potężnego rodu Targaryenów nie zainteresuje się jej osobą. Lady Blacksword nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że Aem...