2. Nie chcę tak

699 16 0
                                    

Gdy podniosłam ociężałe powieki natychmiast poczułam, jak przez moje ciało przepływa kojąca ulga na mózg. Te kilka godzin snu były dla mnie wtedy jak zbawienie lub po prostu jedna z lepszych decyzji w moim życiu.

Ukazała mi się ciemność. Od razu wpadła do mojej głowy myśl, że jest noc, więc tylko zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co począć. Drugie, co wpadło do mojej głowy, to myśl o rodzicach. Trzecie natomiast to, gdzie brat. Podniosłam się lekko i zmierzyłam pokój wzrokiem. Tuż obok moich nóg tulił głowę do poduszki w bezruchu. Spał. Wyglądał jak dziecko.
   
Naprawdę siedział cały czas przy mnie? Przecież mu nie ucieknę. Nie zamierzam uciekać od takiego niebiańskiego brata.
   
Nie chciałam go budzić, więc po prostu położyłam się i patrzyłam w sufit. Widoczność była ograniczona, dlatego nie chciałam też patrzeć po kontach, by przypadkiem nie uroić sobie jakichś zmor, które nie istnieją i się bać przez resztę czasu spędzonego na monotonnym leżeniu.

Zmrużyłam oczy, gdy na korytarzu zapaliło się światło. Nie powiem, trochę się przestraszyłam. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, a kiedy odwróciłam głowę natychmiast ujrzałam sylwetkę mojej mamy. Spojrzałam na jej twarz. Była szczęśliwa. A jeśli była, to znaczy że się udało. Rozwiodła się. Niemożliwe. Jak sędzia mógł na to pozwolić? Byli idealnym małżeństwem.

– I jak? – spytałam z powagą wymalowaną na twarzy jeszcze otuloną nadzieją.

– Haha, udało się. Już nie jesteśmy małżeństwem.
  
Śmiech mojej mamy okropnie zabrzmiał w moich uszach, zupełnie jak dzwoneczki, a słowa padły niczym huragan lub nawałnica. Trudno mi było, to sobie uświadomić. Moja matka potrafiła rzeczywiście zrobić rzecz nie do pomyślenia – w jednej chwili skreślić lata z świetnym mężczyzną.

Mój brat matowym wzrokiem mierzył mnie i mamę, a nasza rodzicielka, jak gdyby już zmartwiona jedynie taksowała naszą dwójkę.

– Everly, nie martw się już – zaczął Ethan pogodnym tonem, by jak zawsze skontrolować sytuację, jednak nigdy nikt mu nie uświadomił, że nie może za wszystko wokół odpowiadać. Być może ma to w świadomości, ale jakoś nigdy tego nie okazał.

– I co teraz? – spytałam mamy, nie zważając na słowa otuchy brata.

– Ty będziesz mieszkać ze mną, a Ethan i Colton wyprowadzą się z tatą – wytłumaczyła najłagodniej, jak potrafiła. – Z racji, że chłopcy powinni kontynuować edukację i nie kończyć jedynie na podstawowym poziomie, zaczną naukę od niestety dopiero września następnego roku, a że w nowym miejscu zamieszkania taty będą mieli lepsze możliwości, wyprowadzą się z ojcem. Jeżeli oczywiście będą chcieli, chociaż ja myślę, że to dobre rozwiązanie i sama zgodziłabym się bez zbędnego namysłu.

– Słucham, mamo?

– Będziemy odwiedzać ich, co roku. - dodała, a ja natychmiast wzięłam pod uwagę, że jeśli powiedziała takie zdanie, to znaczy, iż nie wyprowadzą się jedynie o krótką ulicę.
  
Przeszedł mnie wewnętrzny szok. To w końcu rozłąka z braćmi, wszak bardzo poważna rzecz. Wszystko, co dobre kiedyś się kończy – słowa powtarzane przez mojego tatę niemalże codziennie.

– Nie chcę tak – odezwał się Ethan, a dwie pary oczu w pokoju pokierowały się tylko na niego. – Dlaczego muszę się wyprowadzać? Nie można inaczej? – mówił z żalem w głosie. – Dlaczego ja mam cierpieć, co? To wy się rozwodzicie, a nie ja – dodał półgłosem
  
Milczałam, bo cóż, miałabym rzec?

– Tak byłoby lepiej... dla twojej edukacji i dla nas. Kiedyś musimy nauczyć się żyć osobno. Nie możemy być zawsze razem. Wszyscy sobie znakomicie przecież poradzimy. To nauka życia – mama tłumaczyła, gestykulując każde słowo.

Niech już będzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz