Rozdział III

37 4 0
                                    

Już się o grzechy noce proszą
Już z wiosny znów jak z bólu ryczę, 
nieubłaganą mnie rozkoszą 
zakuj w ramiona ratownicze"

J. Tuwim

Nie było w tym lesie drzewa ani ścieżki, których by nie znała, a mimo to był on dla niej niczym wiecznie nieodkryta tajemnica. Zawsze uwielbiała spacery po lesie, a jego specyficzny zapach kojarzył jej się z czymś, czego nie potrafiła zdefiniować. Podobne uczucie towarzyszyło jej tylko w starych zamkach. Te miejsca dawały jej poczucie bezpieczeństwa, wydawały się jej w jakiś sposób bliskie, znajome. Pan Farmer żartował czasem, że córka w poprzednim życiu była królewną i stąd jej pasja. Rodzice Jean nie przepadali za zamkami. Od wyjazdu z Anglii nigdy żadnego nie odwiedzili. Tłumaczyli, że wolą własny przytulny dom, od chłodnych, kamiennych murów. Tata Jean za to z chęcią spędzał wolny czas w pobliskim lesie. Wiosną zabierali z Jean lornetki i wychodzili wcześnie rano, by w ciszy obserwować ptaki. Latem zbierali jagody, jesienią grzyby i zawsze cieszyli się niczym małe dzieci, gdy przypadkiem trafiali na tropy leśnych zwierząt.

Teraz te wspomnienia bolały. Starła ręką łzy, ale kolejne pojawiały się na jej policzkach, jakby była ich niewyczerpanym źródłem. Zwolniła nieco, idąc wśród zaprzyjaźnionych pni. Kiedyś wszystko tu ją uspokajało, skupiska orlicowatych paproci, płonnikowe dywany leśnego mchu, kopce pracowitych rudnic, teraz, bez taty idącego obok, te znajome widoki paliły ją od środka. Napływające do oczu łzy zamazywały pole widzenia, a nogi stawały coraz cięższe, jakby były z ołowiu. Oparła się rękoma i czołem o drzewo, starając się powstrzymać płacz. Muszę się ogarnąć. Muszę się ogarnąć – powtarzała w głowie. Kilkukrotnie ocierała łzy z twarzy, starając się opanować, ale ból był zbyt silny. Gdyby mogła ujrzeć rodziców jeszcze ten jeden raz... Tylko jeden, ostatni raz. Żeby Wam powiedzieć tyle rzeczy... Że was kocham... Że byliście wspaniali... Że... Że... Mamo... Tatusiu...

Nie zdołała utrzymać dłużej tej rozpaczy wewnątrz siebie. Osunęła się na ziemię, a z jej gardła wyrwał się gwałtowny szloch. Ból ściskał jej klatkę piersiową i uniemożliwiał oddychanie. Złapała się odruchowo za koszulę walcząc o powietrze, ale po chwili poddała się temu uczuciu. Opuściła rękę i pozwoliła, by to cierpienie pochłonęło ją całą. Zaczęła krzyczeć, w przerwach starając się nabrać jak najgłębszy oddech. Nie wiedziała, czy krzyknęła kilka, czy kilkanaście razy, zanim zmęczona bólem, położyła głowę na ziemi. Nie ma Was... Nie ma... Czy da się znieść ten Brak? Nie potrafiła się podnieść. Zwinęła się w kłębek, pozwalając sobie na dalszy płacz. Jak miała znaleźć pomoc, skoro najwidoczniej zupełnie nie była gotowa, by iść?

- Jean musisz już wstać. Nie masz czasu - tata stał nad nią z plecakiem. Przez chwilę miała wrażenie, że tata budzi ją, by szła do szkoły, ale plecak, który ojciec trzymał w ręku nie był jej szkolnym tornistrem, a szkołę skończyła dawno temu. Zmarszczyła brwi.

- Idziemy na ryby? - spytała, próbując zrozumieć zachowanie ojca.

- Zaraz się spóźnisz – tata zignorował jej pytanie, zupełnie jakby go nie słyszał. Rozejrzał się i zamyślił, jakby czegoś nasłuchując, po czym otrząsnął się i spojrzał na Jean ze zniecierpliwieniem.

- Córeczko, naprawdę musisz iść – powiedział i odłożył plecak na ziemię. Ziemia! Dlaczego tu nie ma podłogi? Czyżby spała w lesie? W ułamku sekundy zdała sobie sprawę, co się stało i zerwała się.

- Tato! - krzyknęła, płosząc z pobliskiego drzewa dzięcioła.

Usiadła tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie. Rozejrzała się wokół, po czym przeniosła wzrok na miejsce, gdzie powinien znajdować się plecak, ale była tam tylko ciemna, ubita gleba. Leśna ścieżka była pusta, wokół żywego ducha. Sen! Do jej oczu ponownie napłynęły łzy. Musiała zasnąć zmęczona płaczem, a jej podświadomość dała jej to, czego najbardziej jej brakowało. Gdyby wstała od razu, kiedy tato ją obudził, może wówczas zdołałby go objąć w tym śnie? Wiedziała, że ojciec nie był prawdziwy, ale tak bardzo pragnęła, choć symbolicznie się z nim pożegnać! Może udałoby się jej jeszcze zasnąć? Czy przyśniłaby jej się matka? A jeśli nie? Westchnęła, żałując, że nie wstała od razu i nie przytuliła taty, kiedy miała okazję! Tym bardziej że ponaglał ją, by wstała. Ta myśl wywoła u niej nagłe zaniepokojenie. Może to był tylko przypadkowy sen, a może przemawiał do niej jej własny, racjonalny mózg, który mimo snu zarejestrował jakiś odgłos? W końcu tata czegoś nasłuchiwał. Czy była w niebezpieczeństwie? A może wręcz przeciwnie -przegapiała okazję do uzyskania pomocy? Rozejrzała się ponownie po lesie, starając się jednocześnie wsłuchać w najodleglejsze odgłosy, ale poza świergotem ptaków nie usłyszała nic. Powinna poszukać wody pitnej, jedzenia, schronienia na kolejną noc. Była pewna, że gdyby ojciec żył, z pewnością to właśnie kazałby jej zrobić w tej sytuacji. Musiała więc wstać i ruszyć w drogę!

Granice (DRAMIONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz