Rozdział V

68 5 0
                                    

„Miłość i rozpacz - mniej mnie w opiece
dwa razy tonę w tej samej rzece
ból i milczenie taj jak dwie drogi
lub z krzyża zdjęte ręce i nogi"

ks. J. Twardowski 


Obudziła ją jego dłoń zatykająca jej usta. Nie! Tylko nie to! A myślała, że jest przy nim taka bezpieczna! Przerażenie w pierwszej chwili zatykało jej dech i nie była w stanie nawet spróbować pisnąć przez zasłonięte usta. Walcząc jednocześnie z napastnikiem i własnym strachem, szarpnęła się mocno, ale jej towarzysz w odpowiedzi tylko zakleszczył jej nogi w swoich, przyciskając ją do siebie jeszcze bardziej. Przerażona zaczęła odliczać kolejne sekundy, czekając, kiedy poczuje jego drugą dłoń na swoim ciele. Przełknęła ślinę, przygotowując się psychicznie na ten akt agresji. Trzy uderzenia serca, które zdawały się wiecznością, minęły i nic podobnego nie nastąpiło. Mrugnęła zaskoczona. Gdzie jest jego druga ręka? Co on robi? Nie zamierza jej skrzywdzić? Nie dotknie jej? Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, kiedy poczuła ciepło jego ust na płatku ucha.

- Ćsi — szepnął jej ledwo słyszalnie.

Połączenie faktów zajęło jej tylko sekundę i znieruchomiała, rozumiejąc, że to nie gwałt stanowi w tej chwili zagrożenie. Coś kliknęło blisko, przerywając nocną ciszę. Broń! Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia, gdy przyzwyczajone nieco do ciemności dostrzegły pistolet Markusa tuż przy twarzy. Jeśli teraz wystrzeli... Zacisnęła ponownie powieki ze strachu. Tyle razy czytała, że broń może wypalić sama z siebie, że każda strzela sama z siebie przynajmniej raz do roku. Nie miała pojęcia, czy to prawda, czy bzdurne mity, ale przerażenie zaciskało jej gardło bardziej niż dłoń mężczyzny usta. Nie wystrzel teraz, błagam, tylko nie wystrzel — powtarzała w myślach. Usłyszała trzask gałęzi. 

Ktoś się do nich zbliżał. Skradał się. 

Czy jej towarzysz zamierzał go zabić? Tak po prostu? 

Kolejny trzask gałęzi z innej strony sugerował, że są otoczeni. Jeśli ludzie, którzy ich właśnie okrążają, są uzbrojeni, prawdopodobnie nie mają szans. Chyba że wcale nie zamierzają ich skrzywdzić... Może to ludzie ocaleli z bombardowania jakiejś wsi, tak samo, jak ona? Czy Markus będzie się nad tym zastanawiał, czy od razu zrobi na jej oczach rzeź? Miała naprawdę dość śmierci, agresji, brutalności. Nie chciała już czuć tego nieustającego lęku, który osiadł na dnie jej żołądka niczym kamień. 

Położyła dłoń na jego ręce, chcąc dać mu znać, że będzie cicho, ale widocznie nie ufał jej i nie zamierzał odsłonić jej ust. Choć ewidentnie starał się opierać ciężar swojego ciała na łokciach, przygniatał ją, bo materiał hamaka był zbyt słabą podporą. Kolejny trzask gałęzi znacznie bliżej nich sprawił, że Markus poruszył się gwałtownie. Czarny pistolet nadal znajdował się tuż przy jej twarzy i jego drgnięcie sprawiło, że żółć podeszła jej do gardła. Drache zabił dwóch mężczyzn i tylko dlatego, że ona sama życzyła im śmierci z całego serca, kompletnie się tym zabójstwem nie przejmowała. Dopiero świadomość, że popełniła błąd, czując się tak bezpiecznie w jego ramionach, boleśnie wyrwała ją z otępienia. Kto tak bardzo opiekuje się obcą dziewczyną? Dlaczego w końcu zaczęło mu tak zależeć, żeby z nim szła? A może jestem dla niego towarem? Może zamierza mnie na coś lub kogoś wymienić? Do czego on jest zdolny? Patrzyła w ciemności na pistolet, czując, że jej zaufanie do mężczyzny zostało poważnie naruszone. Będę musiała być bardziej ostrożna, zdecydowanie bardziej ostrożna. Kolejna gałąź trzasnęła i wyśmiała się w myślach za rozważania, czując, że z pewnością i tak niebawem zginie.

- Chrum, chrum - rozległo się kilka metrów od nich.  

Jej usta zostały momentalnie uwolnione.

- Chrum chrum – dźwięk przybliżył się nieznacznie.

Granice (DRAMIONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz