Kolejny dzień szkoły. Świetnie, po prostu świetnie. Wczoraj zrobiłam z siebie debila, a dzisiaj ma pójść lepiej? Chyba żart. Widać jak nauczyciele są wymagający, skoro wczoraj ten chłopak się tylko spóźnił. Dzisiaj spróbuje (znowu) poznać tych wszystkich ludzi. Czy jest szansa że to zrobię? Mała, ale jest.
Postawiłam dzisiaj na biały top, dzwony i brązową kurtkę. Chciałam jakoś wyglądać, jeżeli mam chociaż spróbować porozmawiać z innymi. Próbując przygotować się na każdy możliwy scenariusz który może się odbyć dzisiejszego dnia, starała się spakować się do szkoły. Nie było to proste. Nie chciałam wyjść na jakąś dziecinną mając np. Kolorowy piórnik czy coś. Chociaż pewnie nikt na to i tak nie patrzy. Muszę przestać się tak wszystkim zamartwiać. Moje myślenie pewnie nie ma sensu. No ale cóż. Czasami robimy różne rzeczy bez sensu.
Szybkie gotowanie mini naleśników do szkoły, zabranie pieniędzy na lunch i wybiegnięcie z domu, bo nie chce się przypadkowo spóźnić, nie chce przeżywać tego samo co Oscar i mieć problemy w drugi dzień szkoły.
Po chwili wyszłam z domu. W drodze do szkoły starałam przekonać samą siebie że odezwanie się do kogoś wcale nie jest takie trudne. Jest. Weszłam do szkoły i skierowałam się w stronę klasy. Dzisiaj nie przyszłam jako jedna z pierwszych i mogłam się trochę porozglądać.
Widziałam już tych ludzi wczoraj, ale nie wszystkich. Parę ludzi siedziało razem z Oscarem, a wśród nich pewna dziewczyna. Wyglądała niesympatycznie, ale nie ocenia się przecież człowieka po wyglądzie. Zadzwonił dzwonek i standardowo zaczęły się lekcje.
Usiadłam na tyłach, starając skupić swój mózg na słuchaniu lekcji. Nie udało mi się to. Cały czas myślałam o mojej próbie zagadania do kogoś. Dzisiaj to zrobię! Na pewno! Rozglądałam się po klasie, myśląc kto wygląda najsympatyczniej z nich wszystkich. Odpowiedź: NIKT. Chociaż mój wzrok zatrzymał się na jednej dziewczynie. Na brunetce z szarymi oczami, siedziała z Oscarem. Wyglądali jakby się znali. Siedzieli, szeptali i śmiali się do siebie, patrząc na mnie. Nie, nie, nie, tylko nie to. Odwróciłam się udając że ich nie widziałam.
-Rebecca Miller? Nowa z Phoenix. Powiedz nam proszę jaki jest wzór ogólny aminokwasów. Skoro się tak obracasz, oznacza że umiesz, prawda?- Nie umiałam.
- Składa się z... Grupy aminowej...
***
3 z biologii. Świetnie. Ojciec mnie zabije. Może wcale jednak nie, przecież nie musi się dowiedzieć nie? Spróbujemy to ukryć. To jest dobry plan. Myślę że jest to idealna pora na lunch. Zmierzałam w stronę stołówki, gdy nagle wpadłam na pewną dziewczynę...
-Patrz jak chodzisz! To że jesteś nowa, nie oznacza że pozwolimy ci tak odwalać. - Wykrzyczała dziewczyna.
-No sorry, że sama idziesz jakbyś była tu sama! - Odezwałam się.
-Młoda nie podskakuj, jesteś nowa, nie masz tu nikogo. Ja mogę na ciebie nasłać starsze klasy i będzie problem. - Powiedziała i odeszła.
To było dziwne, ale hej. Pierwsza konwersacja w tej szkole. Przydałoby się dowiedzieć się kim ona w ogóle była. Wiem o niej tyle że widziałam ją dzisiaj rano, jak gadała z Oscarem.
-Hejo! Jestem Victoria. Miło cię poznać Rebecco Miller! Widziałam sytuację z Kate. Nie przejmuj się nią. Myśli że jest najlepsza tylko dlatego, że jej ojciec jest "sławnym" politykiem którego nikt nie zna. - Powiedziała dziewczyna, nie dając mi dojść do słowa.
-Yhm. Cześć. - Naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć w tym momencie.
-Jak chcesz możesz z nami usiąść i zjeść lunch.
-Świetnie przyjdę! - Powiedziałam radośnie, bo hej, udało mi się porozmawiać już z kimś. Tym razem z kimś normalnym nareszcie.
Stanęłam w kolejce po lunch. Rozmyślałam nad naprawdę różnymi sprawami. Po pierwsze dlaczego miałabym siadać z Oscarem. Patrząc w ich stronę widziałam nie tylko Oscara i Victorię ale też dwóch innych chłopaków. Chyba od nas z klasy, ale pewna nie jestem.
-Kochanie, co podać? - Zapytała milutka kucharka.
-Poproszę naleśniki z czekoladą i truskawkami.
Wzięłam jedzenie i podeszłam do stolika i usiadłam koło Victorii.
-Ooo, zobaczcie kogo moje oczy widzą. Rebecca Miller we własnej osobie.- Powiedziała Victoria.
-Cześć. Jestem Oscar, a to jest Lucas i William. - Powiedział wskazując na chłopaków.- Jesteś ewidentnie nieśmiała skoro przez dwa dni do nikogo się nie odezwałaś, więc postanowiliśmy to zrobić za ciebie. - Dzięki za sprostowanie.
-Miło. Tak myślę...
Przed kontynuowaniem mojego wywodu uratował mnie dzwonek. Mieliśmy teraz mój "ulubiony" przedmiot - Chemię. Czy się cieszę z tego powodu? Nie. Czy lubię chemię? Też nie. Więc czemu niby mam się jej uczyć niech ktoś mi to naprawdę raz a dobrze wytłumaczy. No trudno. Wchodziliśmy do klasy gdy Victoria podeszła do mnie.
-Siedzimy razem?- Spytała.
-Możemy.- Odpowiedziałam miło.
Usiadłyśmy w ławce, a pani musiała gdzieś wyjść na chwilę...
-Umiesz w chemię - Zapytała.
-Tak naprawdę, to chemii nie ogarniam w ogóle.
-Spoko, ja też. Profesorka White wymaga, a nie uczy. Będziesz musiała się przyzwyczaić. Pamiętasz wczoraj jak spytała Oscara za to że się spóźnił. Pyta tak tylko jego, bo kiedyś jej podpadł, więc nie musisz się martwić że ciebie też zapyta. Chyba że jej podpadniesz to wtedy koniec z miłą profesorką.
-Aha. Ciekawie się bawi widzę...
***
Wracałam do domu. Zaczynało się robić zimno. Do tego zaczął padać deszcz. Świetnie. Po prostu świetnie. Myślę że dzisiejszy dzień był nad wyraz udany. Udało mi się pogadać z ludźmi. Przegadałam z Victorią resztę lekcji. Było świetnie. Victoria zachowuje się jak prawie tak samo jak Sophie. Mają bardzo podobne charaktery. W środku moich rozmyślań przyszedł do mnie SMS od Sophie. O wilku mowa, a może bardziej myśl?
OD: SOPHIE <3
Stara, jest szansa że spotkamy się naprawdę dużo wcześniej niż myślałyśmy. Szczegóły podam ci jak wszystko już będzie ustalone, bo nie chcę cię przypadkiem rozczarować jakby coś nie wyszło.
PS: nie dopytuj się o co chodzi bo i tak ci nie odpowiem. Dowiesz się w swoim czasie.
-Okej, to było dziwne. - Powiedziałam sama do siebie. Nie mam siły teraz jej odpisać. Zrobię to później.
Po pewnym czasie udało mi się wrócić do domu. Muszę zacząć ubierać się dużo cieplej. Chwilę po wejściu do domu spotkałam ojca.
-Jakie oceny dzisiaj przynosisz do domu?- Zapytał.
-Żadnych. -Skłamałam. Nie miałam siły ani słuchać jego krzyków, ani tekstów jak wieli wstyd rodzinie przynoszę.
-To może i lepiej, bo z tym czasem nauki jaki ty poświęcasz nie miałabyś oceny lepszej niż 2. Naprawdę nie żartuje. Zacznij się przykładać, a nie będziesz musiała kiedyś żałować, że przez swoją głupotę teraz, nie dostałaś się na wymarzone studia. - Tak. I ta odwrócona psychologia. Uwielbiam to po prostu.
Ominęłam go, zostawiając go bez odpowiedzi. Poszłam do pokoju, otworzyłam okno, zapaliłam lampeczki, usiadłam na oknie i zaczęłam czytać...
N.
CZYTASZ
Podarowałam im gwiazdy
Teen FictionRebecca. Problemy z rodzicami i przyjaciółmi to nie jedyne co ją w życiu spotyka. Przez śmierć bliskiej osoby wpada w złe towarzystwo, zaczynają się problemy psychiczne a to wszystko przez pewną osoby. Dostaje się jednak do najlepszego liceum w mieś...