2. Czy ten dzień może się już skończyć?

5 1 0
                                    

Po paru dniach nadszedł czas mojego pierwszego dnia w szkole. Miejmy nadzieję że lepsze to będzie lepsze miejsce... Ale bądźmy dobrej myśli. Wstałam późno, bardzo późno. Za późno.

-Rebecca! Wstawaj ja mam pamiętać o tym że chodzisz do szkoły?! - Wrzasnął ojciec. Normalny poranek, w moim domu.

-No przecież już nie śpię. - Powiedziałam na tyle zaspanym głosem, że nie dało się nie zauważyć że dopiero co się obudziłam. Na szczęście ojciec powstrzymał się od komentarzy.

Szybko zaczęłam się ogarniać. Pierwszy dzień nowej szkoły. Prawie jak nowy rok nowa ja, ale nie. To nie jest nowy rok, a to tylko szybka zmiana szkoły. Kogo ja próbuje oszukać? To pierwszy dzień w szkole bez Sophie, chłopaków i całej reszty tej wkurzającej gromadki. Oczywiście że często mnie wkurzali. To fakt, ale byli jak druga rodzina. Rodzina która chociaż starała się wspierać. Zastępowali mi moją rodzinę... No, ale jestem dobrej myśli. Może i spotkam dużo lepszych ludzi od tych z Phoenix. Może zaprzyjaźnię się z kimś kto będzie mi zastępował Sophie? 

Na rozmyślaniu minęło dobre dwadzieścia minut, zanim w ogóle zaczęłam się ogarniać. Może to wcale nie jest taki dobry pomysł? Może powinnam tak leciutko zboczyć z trasy? NIE! Rebecca, masz tam pójść. To wcale nie jest takie trudne... Jak to nie?! Przesadzam. Spakowałam się i zmierzałam do wyjścia.

-Idę do szkoły! Do zobaczenia! - Zawołałam z udawaną radością.

Wyszłam do z domu i po raz pierwszy zaczęłam tak dokładnie rozglądać się po okolicy.  Dziwnym faktem jest to że jeszcze nigdy nie byłam w samym centrum Los Angeles. Chociaż już od jakiegoś czasu mieszkam w tym jakże cudownym mieście aniołów. Może jest tak nazywane, bo na jego obrzeżach, rano nie ma żadnej żywej istoty. Oprócz mnie, zmierzającej w kierunku Whitney school.  W kierunku miejsca w którym spędzę kolejne parę nudnych lat. Świetnie, poprostu świetnie wyszło mi. 

***

Gdy dotarłam do szkoły ludzie dopiero zaczęli się tam schodzić. Lepiej dla mnie. Łatwiej będzie się ogarnąć w trakcie pierwszego dnia, jeżeli nie będzie za dużo ludzi i tłumów, przez które trzeba by było się przeciskać. Ruszyłam w kierunku sekretariatu by dowiedzieć się już wszystkiego na temat mojego pierwszego dnia. 

-Proszę!- Usłyszałam głos sekretarki i weszłam do środka.

-Dzień dobry, ja przyszłam się dowiedzieć o moim planie lekcji i dokończyć wszystkie sprawy związane ze zmianą szkoły.

- Naturalnie, na wybór rozszerzeń przyjdź do mnie po lekcjach.- Podeszła do szafki i podała mi z niej małą kartkę. - To twój dzisiejszy plan lekcji. Miłego dnia.

- Do widzenia. - Powiedziałam wychodząc. Naprawdę nie sądziłam że będę musiała załatwiać coś jeszcze po lekcjach. Naprawdę byłam święcie przekonana, że zrobiłam już wszystko co mogłam.

Spojrzałam na kartkę i skierowałam się w kierunku sali. Moją pierwszą lekcją była Chemia. Z której nie kłamiąc, nie byłam najlepsza. Ba! Ja nawet z niej dobra nie byłam. Próbowałam sobie przypomnieć wszystko czego nauczyłam się w trakcie tych paru dni. Niestety, nie wiele to dało. Nie potrafiłam sobie niczego przypomnieć. Sprawy nie ułatwiały stale przychodzące pod klasę osoby które znały się bardzo dobrze. Czułam się jak jakaś obca z kosmosu, która nikogo nie zna, ale jest na tajnej misji przeżycia w ludzkiej szkole. Czułam jak stres coraz bardziej pożera mnie od środka. I ja mam tu niby poznać jakichś ludzi? Jak ja boje się podejść teraz do kogokolwiek, nawet jak jest tu jeszcze mało osób. Zaniechałam więc próby namówienia samej siebie na poznanie kogoś i postanowiłam napisać do jedynej osoby z którą mogłam naprawdę szczerze porozmawiać. Chociaż jest wielka szansa że śpi. Zmiany czasu i inne potrafią uprzykrzyć człowiekowi życie. Ale spróbować nigdy nie zaszkodzi.

DO: SOPHIE <3

Sophie, tu jest strasznie. Nie jestem w stanie się normalnie zachowywać. Czuje się jakbym była cały czas obserwowana. Pewnie tak nie jest ale tak się czuje. I nie jest to przyjemnie uczucie. Nie zagadałam do nikogo. Nawet jeżeli teraz połowa ludzi stoi sama, pewnie czeka na kogoś. Nie będę im przeszkadzać czy coś.  Chciałabym zostać w szkole w Phoenix. Tam przynajmniej     chociaż trochę znałam ludzi...                                                                                                                          

Postanowiłam że nie będę jej już przeszkadzać, gdy nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Nie, nie, nie, nie, nie. Tylko nie to. Teraz muszę wejść do klasy z tymi wszystkimi ludźmi których nawet nie znam. Weszłam do klasy, starając się zmieszać z tłumem. Poczekałam aż wszyscy zajmą miejsca i skierowałam się w stronę pustej ławki przy oknie.

-Dzień dobry, szanowna młodzieży. Jako że to jest wasza pierwsza lekcja dzisiaj, pragnę wam przedstawić nową dziewczynę u was w klasie  Rebecckę Miller. Przywitajcie ją ciepło. - Powiedziała starsza profesorka. Oczy wszystkich były skierowane w moją stronę. Nie podobało mi się to. Na całe szczęście ktoś wszedł spóźniony...

-Oscar Varcon! Znowu się spóźniasz na moje lekcje?! Możesz już się zaprzyjaźniać z pierwszą ławką, bo do końca roku tam siedzisz! - Prawie wykrzyczała. Była bardzo zdenerwowana, a chłopak wcale nie poprawił sytuacji..

-Ja?! Ty sobie chyba ze mnie żartujesz, ja się tylko spóźniłem. Nie przyłapała pani mnie na czymkolwiek złym. Tylko trochę się spóźniłem!

-Śmiesz mi jeszcze pyskować?! Skoro tak, to poproszę na środek i odpowiadasz na ocenę! Miałam już wystarczająco cierpliwości dla ciebie i twoich kolegów.

Zapamiętać. Nie zadzierać z tą nauczycielką. Szkoda że nie umiem w chemię. Naprawdę. Może nawet postaram się ją trochę zrozumieć, by przypadkiem nie umierać na jej lekcjach, bo nie będę niczego ogarniała. W tym momencie przyszedł mi SMS od Sophie. Ukradkiem wyciągnęłam telefon z kieszeni...

OD SOPHIE <3 :

Rebecca, naprawdę nie wiesz jak my tu za tobą tęsknimy. Bez ciebie jest tu cicho bez ciebie. Każdemu z nas ciebie brakuje (oczywiście mi najbardziej). Mam nadzieję że się tam odnajdziesz. I błagam nie zrób z siebie klasowego odluda który nie ogarnia życia. Będziesz musiała mi to obiecać. Naprawdę spróbuj się chociaż do nich odezwa. Jak cię zwyzywają to przyjadę do tego Los Angeles i skopie im tyłki ;)  

***

Dzisiejszy dzień był łatwy, wręcz za łatwy. Parę lekcji z czego połowa to zastępstwa. Czy rozmawiałam z klasą? Nie, ale jutro z nimi na pewno porozmawiam. Nie wiem powiem im że miałam dzisiaj jakiś taki gorszy dzień i nie czułam się na siłach czy coś? Chociaż wcale nie muszę się im tłumaczyć czemu nie. Po lekcjach byłam jeszcze wybrać rozszerzenia w sekretariacie. Wybrałam rozszerzoną biologię i języki. Było to idealne połączenie przedmiotów ścisłych i humanistycznych. Jedyne czego jeszcze dzisiaj chce to koniec dnia. Jestem tak zmęczona że jest to jakiś Hit. Więc moje jedyne pytanie: Czy ten dzień może się już skończyć?

Wróciłam do domu, przywitałam się z mamą i weszłam do mojego pokoju. Nie mając już siły na cokolwiek innego położyłam się spać.

N.

Podarowałam im gwiazdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz