Prolog

15 1 0
                                    


Phoenix, miasto w słonecznej Arizonie. Pełne życia i ludzi, a w samym środku tego tłumu jestem ja. Rebecca Miller. 1 klasa liceum, przyjaciele, niespełnione miłości z podstawówki, czego chcieć więcej...

-Stara, idziesz? Spóźnimy się -zapytała Sophie, moja najlepsza przyjaciółka.

-Idę, ale nie musisz przecież biec. Nic nas przecież nie goni.

-Serio? Myślałam, że jesteśmy tropione przez jakiegoś wielkiego minotaura. - Odpowiedziała czystym Sarkazmem.

Zdążyłyśmy przed czasem. Jak tylko weszłyśmy do klasy oczy wszystkich chłopaków zwróciło się w naszą stronę, gapiąc się na nas. Poprawka, gapili się na Sophie, blondynkę o idealnie niebieskich oczach, z idealną figurą i nieskazitelnym charakterem. Od zawsze w jakim małym stopniu zazdroszczę jej wyglądu. Bo czym niby ja mam się chwalić. Jestem Brunetką z zielonymi oczami (każdy tak mi mówi chociaż ja uważam, że są piwne.)

-To co jutro wypad do galerii? - Zapytała entuzjastycznie Sophie. Ja naprawdę nie wiem skąd ona bierze tą energie.

- Wiesz co z chęcią, ale...- Musiałam jej to w końcu powiedzieć. Przecież możemy się widzieć ostatni raz.

-Ale?

-Ale po jutrze sprzedajemy nasz apartament. Wyprowadzamy się jutro do Los Angeles. Proszę nie bądź zła, że ci nie powiedziałam wcześniej, ale mega się bałam twojej reakcji.

-Wyprowadzasz się jutro. Mówisz mi o tym dzisiaj. Z jednej strony jestem zła, a z drugiej chyba nie myślisz, że będziemy marnować dzień, skoro jutro wyjeżdżasz. Dawaj zrywamy się z lekcji. - Zapytała jak nie ona. Normalnie jest wzorowym przykładem uczennicy, ale jak widać i temu typowi człowieka czasami też odwala.

-A co jak się dowiedzą? Wyrzucą cię ze szkoły!

-Carpe Diem, żyje się chwilą!

Uległam jej i poszłyśmy na pierwsze i w moim przypadku ostatnie wagary w tej szkole.

-Będę za tobą tęsknić- odezwała się Sophie

-Ja też, ale nic nie poradzę. Boże stara muszę już iść spóźnię się do domu. – Chciałam dodać, że i tak bez tego mam już przewalone, ale nie chce jej martwić.

-to do zobaczenia Rebecco Miller. - Zeszkliły jej się oczy i przytuliła mnie.

-Do zobaczenia Sophie Alvarez. - Musiałam jak najszybciej od niej odejść by się nie rozkleić. A i tak moje emocje były na skraju wybuchu.

Szłam w szybkim tempie podchodzącym pod bieg, by nie spóźnić się do domu. I tak wiedziałam, że nie będą mili.

-Oho, księżniczka wróciła do domu. Myślisz, że dom to hotel? – Ojciec był pijany. Nadal nie rozumiem jakim cudem taki alkoholik jest dyrektorem wielkiej firmy.

-Nie przesadzaj, spóźniłam się 5 minut. - Starałam się złagodzić sytuacje

-No ty chyba sobie żartujesz! Za godzinę masz być spakowana i gotowa do wyjazdu!

Nie odpowiadając nic, poszłam dopakować ostatnie rzeczy. Dopakowałam książki, laptopa, wszelkiego rodzaju ładowarki i zaczęłam si ę patrzeć przez okno. Wieczory w phoenix są magiczne. Uwielbiam gdy słońce zaczyna się chylić ku zachodowi. To końcowy etap wędrówki słońca po niebie, jest on najbardziej interesujący, a jednocześnie najbardziej widowiskowy. Niebo zaczyna się mienić na różne kolory, niebieski, różowy, może złoty. Miałam nadzieję, że to nie ostatni raz widzę takie piękne zachody słońca. Wieczór był ciepły, wokół panowała błoga cisza, nie pasująca do zwykle tętniącego życiem i głośnego Phoenix.

-Rebecca! Chodź jedziemy! Długa droga przed nami! - Zawołała mnie mama.

- Już idę mamo!



  N.

Podarowałam im gwiazdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz