Posłowie

23 4 11
                                    

Witajcie wszyscy, którzy zdecydowali się przeczytać „Serce sowy”.  Jeśli jesteście zaskoczeni, że to już koniec, to nie martwcie się, ja też. Na początku myślałam jeszcze o napisaniu jednego lub dwóch rozdziałów, ale doszłam do wniosku, że ta historia tak naprawdę skończyła się w dobrym miejscu.

Czy to jednak koniec opowieści o Irminie, Shrike, Jonathanie i Vincencie? No, o tym ostatnim na pewno... chociaż nie, wystąpi jeszcze gościnnie w nieco kościstej roli. Na pewno pojawi się też na moim profilu jeszcze jakaś historia o Irminie, bo przecież trzeba się dowiedzieć, czy udało jej się wymknąć wymiarowi sprawiedliwości po tym, jak, jakby nie patrzeć, zabiła swojego męża. I, oczywiście, gdzie wysłała syna. Przypominam zresztą, że Shrike pozostaje jednym z głównych bohaterów dwóch innych tekstów dziejących się w tym uniwersum, czyli „Ballady Niebieskiego Ptaka” i „Owoców Jałowca”. Zapraszam serdecznie, fajne są.

Oczywiście od razu dziękuję też ekipie z NaNo, która widziała większość fragmentów zaraz po powstaniu i dodawała mi sił pisania. No i Anpetka, która była dobra i to sprawdzała XD.

A na sam koniec to, co najciekawsze, czyli mały rys historyczny.

Zarówno w wierzeniach średniowiecznych Słowian, jak i innych ludów pojawiali się Odmieńcy. Są to niemowlęta, które wróżki (lub w przypadku naszych przodków inne istoty, takie jak mamuny czy dziwożony) podrzucały ludziom do kołysek. W zamian zabierały ich dzieci. Odmieńca dało się rozpoznać po tym, że był brzydki lub dziwnie się zachowywał. Czasem nawet nie potrafił się zrozumiale porozumiewać. Łatwo dostrzec więc, że w ten sposób tłumaczono sobie urodzenie dziecka z niepełnosprawnością.

Oczywiście niechcianego dziecka należało się pozbyć. Jak? Głodząc i bijąc, z nadzieją, że matka zabierze dziecko z powrotem, a odda porwane. Odmieńców często nawet zabijano. Ciekawym sposobem była też próba zmuszenia go, by zdradził, ile ma lat. Szczególnie że dziecko czasem było niepełnosprawne w takim stopniu, że nie potrafiło mówić. Jeśli dzieciątko cierpiało tylko na, np. niedożywienie lub inną lekką przypadłość, która zaniknęła z czasem, dochodzono do wniosku, że złodziejka oddała ludzkie dziecko, a swoje zabrała z powrotem do siebie.

Fascynująca jest historia przedstawiona w „Zamieńcu” Selmy Lagerlof, gdzie trollica podmieniła swoje dziecko z ludzkim. Opowieść ta jest o tyle ciekawa, że matka ludzkiego dziecka postanowiła zatrzymać trollątko i nie pozwalała mężowi zrobić mu krzywdy. Mało tego, zdobywała dla niemowlaka żaby i pająki, które ten jadł. W końcu, gdy po kilku latach uratowała dziecko z pożaru, jej mąż wściekł się i uznał, że odchodzi, bo nie ma zamiaru żyć z obłąkaną żoną i potworem. Nie uszedł jednak zbyt daleko, gdy spotkał chłopca, który zdradził mu, że w rzeczywistości jest jego prawdziwym synem i znalazł się tu tylko dzięki matce, która była gotowa poświęcić własne życie dla trollątka. Historia kończy się oczywiście dobrze, bo dzieci wracają na swoje miejsca, ale i tak żal budzić może matka, która przez lata cierpiała po stracie własnego dziecka, a do tego była wyszydzana przez ludzi.

I choć ta opowieść nie była bezpośrednią inspiracją „Serca sowy” i przypomniała mi się dopiero podczas pisania drugiej części, nie można ukryć, że dość dobrze ukazuje, jak myśleli ludzie w tamtych czasach i czym skutkować mogła próba okazania dobrego serca oraz wychowania podmienionego dziecka. Dlatego jestem w stanie bardzo dobrze zrozumieć chociażby Vincenta (co nie zmienia faktu, że absolutnie go nienawidzę), który pragnął tylko odzyskać swoje dziecko i szczęśliwe życie z żoną. Co nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie dźgnęło mi się go w brzuch.

Na sam koniec dodam jeszcze, że sporą część informacji o wróżkach czerpałam z folkloru. Nie są one w stanie kłamać i nie mogą podać swojego prawdziwego imienia, a do tego zabić je można za pomocą żelaza. Same wróżki nie są też ani dobre, ani złe. Bywają równie okrutne co wspaniałomyślne, a człowiek musi wykazać się wielkim sprytem podczas obcowania z nimi. Nie wolno im za nic dziękować, choć czasem potrafią obdarować człowieka naprawdę wspaniale. Dlatego, choć ludzie starali się wystrzegać wróżek, nie czuli wobec nich takiej nienawiści, jak wobec różnych demonów. Jeśli człowiek nieopatrznie wszedł w lesie w utworzony z kwiatów lub grzybów krąg, trafić mógł do ich krainy, gdzie czas leciał o wiele wolniej. A jeżeli ktoś nie chciał mieć nigdy do czynienia z wróżkami, w odstraszaniu ich pomagać miały chociażby dzwoneczki czy założone na lewą stronę ubrania.

A tymczasem mam nadzieję, że historia wam się podobała i zajrzycie jeszcze kiedyś. Dziękuję za wszystkie komentarze, które się pojawiły (a jeśli jeszcze żadnego nie daliście, koniecznie napiszcie, co sądzicie o tym opowiadaniu), tak samo gwiazdki. Do zobaczenia w kolejnej publikacji.

Serce sowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz