1/6

242 7 21
                                    


21 grudnia, 1994

Los Angeles

Z głośników radia po raz kolejny tego dnia wybrzmiewało "Thank God It's Christmas" i Boże, Axl nigdy się tego nie spodziewał, ale zaczynał powoli nienawidzić głosu Freddiego Mercury. Nie chodziło o piosenkę, ani tym bardziej o wokalistę, ale o fakt że kurewsko bolała go głowa, a stacje radiowe katowały tę piosenkę od dobrego miesiąca. Migoczące światła tandetnych lampek świątecznych zawieszonych pod sufitem w biurze Davida Geffena drażniły oczy Axla nawet mimo ciemnych okularów. Zaciągnął się papierosem. Ręce drżały mu tak samo jak oddech.

- Może to jeszcze nic pewnego! - mówił Duff. - Slash nic mi o tym nie mówił, a widziałem się z nim kilka godzin wcześniej, więc może... Może powiedział to w emocjach, bo Axl...

Axl uniósł brwi. Oczywiście, że to w całości jego wina. Slash nie mógł dostać kurwa kataru bez winy Axla w tym.

- To pewne, Duff - powiedział poważnie David. - Rozmawiał ze mną. Naprawdę odszedł.

- Nie wierzę. Nie zrobiłby tego bez...

- Duff, kurwa. - Axl był zmęczony i zrezygnowany, i jak kurwa zwykle zabrzmiał przez to jak wściekły kundel. Duff spojrzał na niego, po raz pierwszy w pełni uznając jego obecność tam. Przepełniony był żalem. Żalem wobec Axla. - Slash zadzwonił i powiedział, że odchodzi. Kropka. Jeśli chcesz wyjaśnień pogadaj z nim, nie z nami. Jest kurwa dorosły.

- Nie możemy zmusić go do powrotu - wyjaśnił ugodowo David. W oczach Duffa zabłysły łzy.

- Nigdy was o to kurwa nie prosiłem - wycedził, a potem wyszedł trzaskając drzwiami i zostawiając swoją marynarkę na oparciu fotela.

David westchnął przeciągle.

- Mogłeś być trochę milszy - powiedział. - Duff mocno się tym przejął.

- A ja to niby nie? To też mój zespół, David.

David skinął głową. Nawet on wolał nie kłócić się z Axlem.

- Myślisz, że po to wróci? - zapytał, wskazując na marynarkę Duffa.

- To zależy. Sprawdź czy ma w niej portfel. Albo kokę.

- Przecież Duff jest już trzeźwy - wypomniał David. Axl poczuł się zawstydzony swoją postawą i cieszył się szczerze, że Duff nie słyszał jego słów. Ale, cholera, głowa bolała go tak jakby miała zaraz eksplodować, a nerwy nie pomagały w ukojeniu tego bólu.

Dla pewności David dokładnie sprawdził puste kieszenie. Z ulgą znalazł w nich jedynie pomięte papierki po cukierkach.

Pożegnali się bez podania sobie rąk. Nie było sensu rozmawiać o przyszłości zespołu, gdy jedyną osobą która była obecna był wokalista. Wokalista, którego dla przypomnienia, cała reszta miała dość.

- O nie kurwa... - jęknął Axl, kiedy znalazł się na parkingu. Jego samochód stał nadal na zarezerwowanym dla niego miejscu, ale z jakiegoś powodu tuż obok niego stała ubrana w zużyte ubrania kobieta z wózkiem sklepowym pełnym gratów. Dlatego zazwyczaj unikał jeżdżenia bez kierowcy... - Hej, proszę pani, to prywatny parking.

- Och, wiem, wiem, kochaniutki. - Uśmiechnęła się w jego stronę. Miała na sobie zimową kurtkę, czapkę i nawet jebane rękawiczki, mimo że temperatura nie spadła nawet poniżej piętnastu stopni. - Przyszłam tutaj prosić o datki dla biednych dzieci.

- Na pewno.

Axl minął ją, aby wsiąść do auta. Kobieta nawet nie ruszyła swojego wózka, więc musiał wyjść aby ją ponaglić.

Estranged - Świąteczna miniaturkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz