Rozdział 4

19 2 2
                                    

-Luiza! Wołam cię już trzeci raz! Następnego nie będzie- ojciec darł się za drzwiami

-Czego nie zrozumiałeś gdy powiedziałam, że nie chcę żadnych urodzin?- zapytałam zirytowana

-Ogarnij się i złaź na dół! Za godzinę wszyscy będą- otóż to. Jest godzina 17, a ja tak cały dzień tylko leże w łóżku. Obudziłam się w swoim łóżku, w majtkach i koszulce. William nie miał prawa mnie rozbierać, idiota.

Wstałam i poszłam do łazienki by się umyć. Gdy moje ciało pokrył malinowy żel, zaciągnęłam się tym zapachem. Przypominał mi o mojej siostrze, zawsze taki używała... Na siebie ubrałam lekko rozkloszowaną, czarną spódniczkę i białe body w długim rękawem. Delikatny makijaż, wyprostowanie włosów i już byłam gotowa. Spojrzałam na telefon, który wskazywał godzinę 17:47, wyrobiłam się. Zeszłam na dół gdy ponownie usłyszałam głos ojca, już chciałam przekroczyć próg kuchni ale przerwał mi dzwonek do drzwi.

-Gdzie jest moja zaginiona bratanica, co?- do moich uszu dotarł niski głos, po chwili do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna w szarym garniturze.- Tu jesteś!

Zamknął mnie w silnym uścisku i okręcił się dwa razy. Zaśmiałam się i mocniej ścisnęłam nieznanego mi faceta. Mimo braku humoru, chciałam poznać dotąd nie znaną mi rodzinę.

-Dzień dobry- mruknęłam 

-To już 18 lat- pokręcił głową- Ostatni raz widziałem cię jak miałaś dwa latka, a teraz już jesteś kobietą- patrzył na mnie z troską, już chciałam odpowiedzieć ale przerwała mi niska staruszka.

-No już! Wyginaj i daj mi się przywitać z wnuczką- trzepnęła go dłonią- Witaj kochanie, wszystkiego najlepszego!- przytuliła mnie, a ja nie mam pojęcia skąd ona ma tyle siły, ale ledwo mogłam oddychać. Miała siwe włosy związane w uroczą kitkę, na sobie miała blado różową sukienkę.

-Dziękuję

-Tyle lat... Przez tego gbura nie miałam z tobą kontaktu- na jej twarzy pojawił się smutek, a ja nie miałam pojęcia jak zareagować 

-Dlaczego nie mieliśmy kontaktu?

-Antonio pokłócił się ze swoim ojcem, zabrał was i wyjechał do Stanów. Nie utrzymywaliśmy kontaktu choć czasem twoja mama wysyłała nam wasze zdjęcia- wyjaśniła i zaczęła się rozglądać dookoła- Gdzie twoja mama i siostra?- cholerne ukłucie w sercu, znowu przybieram obojętny wyraz twarzy tak jak rano.

-Nie żyją- staruszka i jej syn odwracają szybko głowy w moją stronę, a kątem oka widzę jak ojciec zaciska szczękę

-J... Jak to?- zająknęła się i z niedowierzaniem na twarzy wpatrywała się we mnie.

-Mama zginęła w wypadku samochodowym- wyszeptałam z gulą w gardle 

-A Amanda?- w jej oczach stanęły łzy, na co przełknęłam ślinę

-Nie chcę o tym rozmawiać- mruknęłam, a następnie udałam się do kuchni czując jak moje oczy zaczynają niebezpiecznie szczypać.

Po 10 minutach dotarła rodzina Delavega i razem usiedliśmy do stołu. Przywitałam się tylko z Travisem i Camillą, Williama i Emily miałam głęboko w poważaniu. Całą kolację siedziałam cicho, czasem zerkałam na babcię, która wydawała się zamyślona.

-Luizo, czemu nie jesz?- zapytał ojciec, a reszta gości wbiła we mnie spojrzenie.

-Nie mam apetytu- westchnęłam zmęczona

-Antonio- głos zabrała starsza kobieta- Co się stało z Amandą? Czemu do jasnej cholery nic nie wiedziałam!?- atmosfera przy stole zgęstniała

-Nie wiem-odparł ojciec z kamienny wyrazem twarzy- Nic kurwa nie wiem!- wyglądał jak rozjuszony byk, jego twarz stała się delikatnie czerwona, a dłonie zacisnął w pięści.

If you had believedDonde viven las historias. Descúbrelo ahora