• | ⊱ Rozdział 3 ⊰ | •

341 46 7
                                    

Kapitan drużyny siatkówki dosyć szybko zgodził się na postawione mu wyzwanie. Z tego powodu już w piątek, ostatni dzień tygodnia szkolnego cała drużyna siatkówki spotkała się na sali gimnastycznej, żeby być świadkami tej bitwy. Nie działa się ona w końcu bez powodu. Miała zadecydować o przyjęciu dwóch osób do klubu. Jak się można było domyślić, Hinata i Kageyama jednak się dogadali (przynajmniej na chwilę). Stanęli po jednej stronie boiska razem z Tanaką, ich starszym kolegą, a ich przeciwnikami byli Tsukishima, Yamagichi oraz sam kapitan. Nie wróżyło to nic dobrego.

- Czy kapitan ma jakieś słabe strony? - zapytał Kageyama podczas rozciągania. Był to mecz trzy na trzy, także szanse były niejako wyrównane. Chociaż nie za bardzo. Skoro Daichi był kapitanem, miał najlepsze umiejętności zaraz po asie. On jednak się nie zjawił.

- Hm... Boi się tupeciku dyrektora.

- Nie o to mi chodziło...

- No weź, Kageyama! Wygramy to, bez względu na to jakie kto ma słabości! Musimy połączyć siły i będzie dobrze!

Optymizm Hinaty ani trochę nie udzielał się czarnowłosemu. Za to ich starszemu koledze owszem. Gdy zaczęli do siebie gadać o nie poddawaniu się, senapiowskiej sile i innych motywujących rzeczach starszy aż zdjął swoją koszulkę, machając nią i krzycząc. Wszystkich to bardzo zawodziło, ponieważ nie mogli uwierzyć dlaczego Tanaka ma odwagę się tak zachowywać. Szczególnie Sugawara, wicekapitan miał tego powoli dość.

Gdy mecz się zaczął najpierw zaserwował Tanaka (po wielu prośbach w końcu nałożył koszulkę). Nie zdobył dla swojej drużyny punktu, ale liczył się zapał z jakim to zrobił (chciał niejako zwrócić uwagę Kiyoko, menadżerki w której od jakiegoś czasu się podkochuje). Hinata i Kageyama próbowali współpracować, jednak nie wychodziło im to najlepiej. Niekiedy na siebie krzyczeli, co bawiło stojącego po drugiej stronie siatki Tsukishimę. Kapitana za to martwiło ich zachowanie. Obawa, czy ci dwaj faktycznie zaczną się dogadywać jedynie się powiększyła, a z nią szanse na dalsze odrzucania ich przyjęć do klubu. Inni zawodnicy także nie widzieli dla nich przyszłości.

Tak właściwie to prawie żadne odbicia z drużyny rudowłosego nie leciały idealnie na pole przeciwnika. Było to spowodowane małą precyzją w serwie Tobio, jak i rozkojarzenia Shoyo. Do Tanaki nie było żadnych uwag, oprócz tego że niemiłosiernie głośno krzyczał. W pewnym momencie trzeba było wszystko zatrzymać.

- Prosimy o czas! - krzyknął nagle Kageyama, widząc jak jego towarzysze gry powoli opadają z sił. Zatrzymał rozgrywkę także dlatego, iż wpadł na pewien pomysł. - Hinata, mam pewien pomysł.

- Jaki...?

- Co robisz, gdy leci do ciebie moja piłka? Na czym skupiasz wzrok?

- Co to za głupie pytanie? Oczywiście, że na niej!

- Więc od teraz na nią nie patrz - powiedział czarnowłosy, wprawiając zarówno swojego rówieśnika, jak i starszego kolegę w osłupienie. Nie mieli pojęcia o czym mówi Kageyama. Właściwie on sam tego nie wiedział, ale miał wrażenie, jakby to było odpowiedzią na ich problemy.

- Ale jak to mam nie patrzeć?! To nie ma sensu!

- Właśnie! Hinata wtedy na pewno nie trafi!

- Trafi. Poślę piłkę bezpośrednio pod jego dłoń. Musisz tylko... mi zaufać.

Słowa Tobio miały w sobie coś, co w tym momencie wprawiło Hinatę w dreszcze. Przeszły one po całym jego ciele i były one niejako miłe, choć nie chciał się do tego przyznać. Rudowłosy nastolatek zaczął analizować słowa wyższego. Kageyama jest dobry, ale czy na pewno da radę w idealny sposób trafić prosto pod rękę Hinaty? Oraz, czy on sam zdoła uderzyć piłkę w odpowiednim momencie? Kilka punktów już zdobyli, jednak jeśli teraz spróbują nowej metody i im się uda... Być może zwiększą nie tylko swoje szanse na wygraną, ale też motywację. Jej nigdy nie jest za wiele.

Debris // KageHina Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz