ROZDZIAŁ 1

12.5K 511 9
                                    

MIA

Decyzja o wyjeździe była zaplanowana w zaledwie kilka godzin. Nie chciałam być z moją rodziną, dlatego, że to, co mnie spotkało przechodziłabym jeszcze gorzej. Samotność w tej sytuacji była najlepszą dla mnie opcją. Jedni wolą otaczać się najbliższymi inni wolą cierpieć w samotności. Ja byłam drugim typem tego człowieka. Kochałam swoją rodzinę, ale żyliśmy w brutalnym świecie.

             Byłam ulubionym dzieckiem mojego ojca i dlatego na wszystko tak mi pozwalał. Moje dwie siostry wyszły już za mąż, za wybranego męża, przez ojca, a ja tak sobie jegi od początku omamiałam, żeby nie wpadł na ten absurdalny pomysł. Pozwalał mi na więcej niż moim siostrom. Mogłam mieszkać sama, chociaż i tak byłam kontrolowana, mogłam spotykać się z mężczyznami, chociaż nie powinnam, ale tak strasznie żałowałam, tego, że ojciec mi na to pozwolił, bo poznając jednej nocy Christiana Russo, przepadłam.

            Wtedy moje życie wyglądało inaczej. Żyłam, bawiłam się, przesadzałam z alkoholem co weekend, byłam wyzywającą kobietą, która chciała się podobać mężczyzną, mocny makijaż, który miał przyciągać facetów, po to, abym połechtała swoje ego, kiedy patrzyli na mnie pożądliwie, a ja mogłam sobie wybierać, którego chciałam. Chociaż zawsze kończyło się tak, że żadnego nie chciałam. Pragnęłam być w centrum uwagi, tylko to się liczyło.

             Jak poznałam się z Christianem?

Pewnego dnia Felix ciągnął mnie do auta przed klubem, a wtedy pojawił się on. Stanął w mojej obronie.

             Widząc go pierwszy raz w życiu, coś mną wstrząsnęło, coś, czego nie czułam, przy żadnym innym mężczyźnie. Pragnęłam tylko jego i żaden inny się nie liczył. Jego męskość, hardość i piękny uśmiech, który tak uwielbiałam, coś we mnie zmienił.

            Wtedy był z Harrym i Michaelem Russo. Kiedy usłyszałam ich nazwisko, wiedziałam, kim byli, słyszałam w domu niejednokrotnie to nazwisko, a Christian należał do świata, w którym znajdowała się moja rodzina.

Pierwsze nasze spotkanie skończyło się przelotnym seksem w jego gabinecie, bo jak się później okazało, klub należał do rodziny Russo, a ja pierwszy raz ich widziałam w tamtym miejscu, chociaż byłam, stałym bywalcem.

            Od pierwszego spotkania ten człowiek mnie uzależnił od siebie, byłam wtedy taka głupia, całe moje „poprzednie" życie było do bani. Nie chciałam do niego wracać, nie byłam sobą, wstydziłam się tego, jaka byłam.

            Jedna sytuacja, z mojego życia to zmieniło. Otrzeźwiałam otrząsając się, wtedy ujrzałam dno studni, które zawsze było zapełnione wodą.

            Co tydzień pojawiałam się w klubie, czekając tylko na niego, a on się zjawiał. Zawsze kończyło się to wszystko tak samo.

            Seks z nim był czymś niesamowitym, czymś, co tylko pragnęłam w życiu. Myśląc o tym teraz, aż czułam do siebie odrazę, zachowywałam się, jak totalna idiotka. Jak mogłam się zakochać w nim? W człowieku, który oczekiwał ode mnie ciała, nie czegoś innego.
             Na początku Christian nakreślił, jasno zasady naszych spotkań, a ja się na to zgodziłam, bo chciałam jego. Nigdy facet mnie tak nie omamił.

            Później spotykaliśmy się coraz częściej, a on zabierał mnie jako osobę towarzyszącą na różne przyjęcia, tylko że ja wtedy byłam piękną porcelanową ozdobą u jego boku.

            Czasem zabierał mnie na kolację i stawał się bardziej otwarty, przy mnie, pokazywał swoją drugą osobowość, którą uwielbiałam, która była tylko dla mnie.

            Christiana zawsze otaczał wianuszek kobiet, ale wiecie, co było najgorsze? Że czułam się wyróżniona tym, że to ja byłam u jego boku nie inna. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej, ja zaczęłam coś do niego czuć, a on oczekiwał tylko jednego, byłam cholernie o niego zazdrosna i zaborcza, a to sprawiało, że często zaczęliśmy się kłócić, ja za każdym razem czułam się tym wszystkim przytłoczona i smutna, ale i tak nie chciałam odpuścić. Mogłam  kopnąć go wcześniej w dupę i mieć spokój, ale tak nie było...       
             Byłam naiwną, głupią, próżną kobietą, która dawała się robić w konia.
Za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, mówiłam sobie, że to koniec, że ostatni raz mnie dotknie, ale właśnie, jego jeden dotyk rozpalał we mnie wszystko, byłam uzależniona od niego, od jego dotyku, od jego pocałunków, od jego śmiechu i od jego „dobrej" osobowości. Pewnego dnia, nie wiem dlaczego, ale coś we mnie pękło i wtedy Christian przyszedł po raz kolejny do mojego domu, a ja? Pierwszy raz miałam go dosyć, pierwszy raz nie chciałam go widzieć na oczy, pierwszy raz ranił mnie jego widok.

            Nadal go kochałam, ale zaczęłam trzeźwieć z haju, który nazywał się Christian Russo.   Chciałam się zmienić, nie chciałam już ubierać się wyzywająco, nie chciałam robić mocnego makijażu, nie chciałam na siłę podobać się każdemu, nie chciałam już przelotnego seksu, nie chciałam być próżna, nie chciałam czuć pustki, kiedy Christian opuszczał moje łózko, które jako jedyny mężczyzna mógł w nim być. Fala goryczy zaczynała się we mnie rozlewać, ale wtedy on nie odpuszczał, przyjeżdżał do mnie niespodziewanie, wpuszczałam go, ale nasze spotkania, nie kończyły się w łóżku, on nie nalegał, ale mnie odwiedzał. Lecz wtedy dla mnie było to wszystko skończone, wtedy jeszcze byłam głupia, bo, mimo że się nie kochaliśmy, chciałam go jeszcze widywać, ale z dnia na dzień wzrastała we mnie silna wolna i to ja chciałam zakończyć ten chory związek, który nie miał szansy na przyszłość. 
             Musiałam pojawić się w pewnym miejscu u pewnego mężczyzny, który napierał na spotkanie. Spotkanie z tym mężczyzną, było czymś najgorszym, co spotkało mnie w życiu.      Wróciłam do domu bez siły, byłam cholernym wrakiem, nie chciałam już wtedy istnieć, poddałam się, niestety. Spakowałam większość swoich ubrań wykupując lot do Londynu, dlaczego akurat tam? Bo było daleko, bo to był najszybszy lot, gdzie mogłam stąd zniknąć, opłaciłam wszystko gotówką, żeby nie zostawiać śladu.

            Po długim locie wylądowałam na Heathrow, wtedy kupiłam bilet do Irlandii, tłukłam się autobusem. Wiedziałam, że w Londynie ślad za mną zaginie, bo zapewne po jakimś czasie znaleźliby, że wylądowałam w Londynie, ale kupując bilet autobusowy, byłam anonimowa, bo bilet nie był już imienny.
             Wynajęłam mieszkanie w kamienicy na przedmieściach Irlandii. Spokój i cisza, tego, czego najbardziej potrzebowałam dla siebie.

            Przez swoje szaleńcze życie porzuciłam grę na pianinie, którą tak uwielbiałam. Zapisałam się tutaj na lekcję gry, a w domu czasem w dzień grałam, oczywiście nie raz miałam sprzeczkę ze sąsiadami. Musiałam to przyznać, ale brakowało mi mieszkania w domu jednorodzinnym, gdzie mogłam robić, co chciałam, lecz fundusze mi na to nie pozwalały, bo nie mogłam używać karty, wiedziałam, że tak ojciec by mnie najszybciej znalazł.

             Pół roku znajdowałam się w Irlandii, a mnie coraz bardziej cieszyło życie, stałam się innym człowiekiem, przemyślałam wszystko. Już nie byłam tamtą wyzywającą, wyuzdaną kobietą, która prowadziła imprezowe życie, nie myślałam tak o Christianie, który zawrócił mi jako jedyny mężczyzna w głowie.

            Czasem ściskało mnie serce, wiedząc, że moi rodzice zapewne się o mnie zamartwiali, ale musiałam to zrobić, musiałam się zregenerować. Często chodziłam do domów dziecka bawić się z dziećmi, chodziłam także do domów starców potowarzyszyć tym samotną ludziom, gdzie nie mieli rodzin, bądź rodzina odwiedzała ich raz na pół roku, to było takie straszne, ale chciałam im dać radość z ostatnich dni ich życia.

Nie mogłam tego zaprzeczać, ale przywiązałam się strasznie do nich wszystkich i byłoby mi ciężko, jeśli któryś z nich by odszedł. Z niektórymi tak się zżyłam, że kiedy myślałam o ich śmierci, zaczynałam płakać.

             W głębi duszy byłam wrażliwą kobietą, bo stara ja nie myślała o sobie, była za bardzo pochłonięta tym bezwartościowym życiem.

ZMIENIŁAM SIĘ.

Nieodwzajemniona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz