Piętnaście

2.3K 180 8
                                    

IVO

– Co?

Moje własne warknięcie brzmi tak, że zaksakuje nawet mnie.

– Właśnie jedziemy w stronę domu – kończy Ander. 

– Kurwa… co? – powtarzam jeszcze mocniej. 

Przyciszam radio i dodaję gazu, choć nie powinienem. 

– Być może to tylko stłuczenie. – Ander próbuje opanować sytuację.

Nie wierzę w to. 

– Jesteś pewien, że to nie był wypadek? 

Młody milknie na krótką chwilę.

– Nie. Widzieliśmy, jak Talia uderzyła ją w kolano. 

Co jest z ludźmi, kurwa, nie tak? 

Już raz Callie dostała rakietą dla zabawy, ale w plecy. Tym razem jakaś zazdrosna małolata być może uszkodziła jej kolano, co jest tak absurdalne, że mam ochotę jechać prosto do swojego prawnika i wyciągnąć z tego odpowiednie konsekwencje. 

Nie robię tego, rzecz jasna. Moja Callie teraz cierpi i zapewne nie wie, co się dzieje, więc dodaję jeszcze trochę więcej gazu i pędzę w kierunku naszego sąsiedztwa. Po drodze pytam Andera jeszcze o kilka szczegółów, żeby wiedzieć, z czym przyjdzie nam się zmierzyć. 

– To Jake ją sprowokował – mówi na końcu Ander. – Podszedł do nich, gratulował Callie zwycięstwa i publicznie stwierdził, że po prostu lepiej sobie poradziła. On przecież rżnął Talię chyba już rok temu, no nie?

Ściskam mostek nosa między palcami. Palant. Jak zawsze on jest wszystkiemu winien.

– Zabiję go – syczę wściekle. – Ukręcę mu łapy. 

– Najpierw może przyjedź… 

– Jadę – ucinam. – Jadę do Callie. Odstawiacie ją do domu? 

– Tak. Mariana jest na miejscu i pomoże nam doraźnie załagodzić ból do wizyty lekarza. 

– Będzie jeszcze dzisiaj? 

Ander parska krótkim śmiechem. 

– Tak. Do godziny. 

Spoglądam na zegarek. Ja mam jeszcze dwie godziny drogi do Los Angeles, więc nie zdążę pojawić się na wizytę. Mam nadzieję, że Callie nie będzie próbowała nic przede mną ukrywać. 

– Zajmijcie się nią – rozkazuję. – Będę niedługo. 

*** 

Całą drogę do LA próbowałem zachować zimną krew. Oprócz tego, że wyklinałem tego śmiecia, Jake'a, pod nosem i uderzałem w Bogu ducha winną kierownicę, nawet mi się udało. Nie sądziłem tylko, że mogę nabrać aż tak dużej ochoty na rozkwaszenie komuś mordy.

Ale są priorytety. 

Zajeżdżam pod swój dom, wyskakuję z auta jak z procy, kieruję się od razu do domu Callie. Nawet nie pukam, a drzwi są otwarte. Powstrzymuję się jednak od komentarza na ten temat, bo wiem, że ona pewnie przeżywa katusze. 

– Callie? – wołam. Brzmię ochryple i jakoś tak… drżąco. 

Kurwa, czy ja się denerwuję? 

Nie, to niemożliwe. 

– Callie? – ponawiam głośniej. 

Czekam aż usłyszę jej pełne rozbawienia "co się tak drzesz?" albo inny bezczelny tekst, ale nic takiego nie następuje. Spotykam się z ciszą. Z korytarza więc kieruję się do salonu, bo mam wrażenie, że słyszę tam jakiś szmer. 

ANTICIPATION [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz