W ciszy przyglądam się kolejnym kroplom deszczu, które odbijają się o powierzchnię okna, aby stać się jednością z innymi z nich, tworząc kałużę. Później mogą stać się częścią częścią czegoś większego, poważniejszego, co miało by więcej sensu, ale tak naprawdę go nie ma.
Każda z nich zatraca się i nikt nie pamięta o jednostce, nikt nie zważa na to, że ta kropla mogłaby być inna. Tak jak w "normalnym" społeczeństwie, staje się ona zwyczajna, nie istotna, mimo że mogła uważać, że jest inaczej.
Zatraca resztki swojego indywidualizmu na rzecz bycia w "normalności", bo tak trzeba, bo tak jej kazano.
I tak w końcu z powodu słońca, wyparuje ona z resztą innych kropel deszczu. Zostaną one pochłonięte przez nicość.
W obliczu całego wszechświata są one małe, nic nie znaczące jako one same. Przez chwilę tylko ich żywot nabiera sensu, ponieważ poświęcają się aby nawodnić wszystkie żywe organizmy. Jest to dość marne poświęcenie, jeśli patrzeć na to przez pryzmat nieskończoności, bo przecież one i tak zwiędną, zgniją. Są chwilowe, tak jak wszystko.Jednak później przypominam sobie o tym, że to tylko krople deszczu, których żywot podobno nie ma głębszego znaczenia.
Mijają tak sekundy, minuty, a nawet godziny lub lata. Zatracam się w ich widoku. Czuję, że nic zmieni w następnych sekundach, mojego melancholijnego nastroju.
Obgryzam końcówkę długopisu, starając skupić swoją uwagę na tym co się dzieje wokół mnie, w końcu nadal siedzę w zatłoczonym pomieszczeniu z tłumem innych osób, które tak ja ja przyszły tu aby się uczyć, jednak nic z tego nie wyniosą. Nauczyciel, który przyszedł tu aby wykonywać swoją pracę, traci cierpliwość. Ciągle w tle słychać jakieś krzyki, piski, narzekania, śmiechy. Kompletny chaos. Jest to ostatnia godzina lekcyjna w tym dniu co jest moim zbawieniem, ale i również katuszą.
Staram się móc skupić na czymś uwagę, co nie doprowadzi mnie do głębokich przemyśleń filozoficznych, które tylko utwierdzą mnie w przekonaniu jak mali i nieznaczni jesteśmy.Obserwuję to co się dzieje. Moja towarzyszka przegląda coś na forach. W oddali leci kartka papieru zmięta w kulkę, zapewne jej żywot, był podobnie krótki jak tego deszczu będzie. Jakieś drzewo zostało ścięte aby się nią stać.
Jako ludzie jesteśmy całkiem narcystyczni. Pozbywamy się żywotności innych bytów, aby nam żyło się lepiej, ale na tym polega kolej rzeczy, prawda? Wiele mówi się o tym, że człowiek pełni najważniejszą część w przyrodzie, że jest najmądrzejszy i jest panem świata. Wcale tak nie jest. Uznawane jest to tylko przez nas, co nie musi być takie prawdziwe i nie jest.
Co jeśli są dużo bardziej rozwinięte cywilizacje od nas, ale jesteśmy za bardzo narcystyczni aby to przyznać?
Może kiedyś człowiek rozumiał mowę zwierząt ale stał się takim ignorantem, że teraz jest nam zupełnie obca?
Tak naprawdę wszystko co jest dla człowieka "znane" jest tylko dlatego, że odcięliśmy się od wszystkiego innego, aby czuć wyższość.
Wszystko co uwzględniliśmy jest prawdziwe tylko dla nas, ale tak naprawdę w przyrodzie to nawet może nie funkcjonować, albo być bez celowe.Moje rozmyślania trwają tak długo, że zatracam się ponownie w świecie rzeczywistym.
Dzwoni dzwonek zwiastujący koniec lekcji, a także zbliżające się spotkanie z tłumami w autobusie, długą drogą, którą pokonam ze słuchawkami w uszach oraz nieubłagane spotkanie się z wyrzutami sumienia, spowodowanymi lustrem. Nie chcę opuścić ciepłego pomieszczenia i skazywać się na podłe zimno spowodowane deszczem i wiatrem.
Znowu wsiadam do tego samego środku transportu co zawsze. Od początku roku jest to dla mnie rutyna. Poznaję już małą część ludzi będących tu. Przez całą tą niezmienność droga nie jest mi obca, nie interesuje mnie już tak bardzo jej widok i nie skupiam się na tym co się dzieje. Czekam tylko ponownie na odpowiedni przystanek aby na nim wysiąść. Nic nie ma w tym, ani ciekawego, ani zabawnego. Życie wydaje się być przewidywalne i nudne, przez ilość nieszczęść, które się wydarzają. Morderstwa, zaginięcia, gwałty, rabunki, ataki terrorystyczne, katastrofy. Cały ten chaos, który nas otacza.
Wychodzę z autobusu kierując się w stronę ulicy, która kieruje do mojego normalnego, idealnego domu. Wchodzę do pokoju i znowu daję się pożerać widokowi w lustrze. Przypomina moją starą wersję siebie, która dała się wykorzystać. Była zbyt naiwna aby dostrzec rzeczywistość, która rzuciłaby się nawet w ogień za pewną osobą, dla której nic nie znaczyła. Potem zaczęła też tak traktować innych, przez co teraz źle jej z tym i stara się walczyć. Przypomina również wszystkie lęki, strachy, przykre sytuacje. Przybierają one kształt. Szarą postać, która mnie gnębi i nie wiem jak długo będzie to robić, kiedy dam radę stawić jej czoła.
Ale będzie lepiej prawda? Będzie dobrze. Musi być.
CZYTASZ
postać z lustra
Short StoryKażdy ma swoje demony przeszłości, które nie dają spać po nocach i normalnie funkcjonować Nie inaczej jest w przypadku głównej postaci tej książki