molly's pov

169 5 0
                                    

24 grudnia 1912 rok

Drzwi za mną zostały zatrzaśnięte przez mojego kierowcę a ja westchnęłam głośno, już czując poczucie winy. Skontaktowanie się zarówno z Rose jak i Jack'iem było jedyną dobrą rzeczą którą mogłam zrobić, ale w dalszym ciągu czułam, na sobie ten przeszywający błękitny wzrok Dawsona, wiedząc, że nie uwierzył mi do końca. 

Nie mogłam niczego innego zrobić, jak pomóc im. Nie musiałabym tego robić, gdybym tylko znała prawdę o Rose kilka miesięcy wcześniej. Wtedy ich historia potoczyłaby się kompletnie inaczej. 

- Już po wszystkim? - z moich myśli wyrwał mnie męski głos tuż obok mnie. 

Zwróciłam wzrok na młodego mężczyznę tuż obok mnie. 

- Tak, uwierzyli mi - powiedziałam na jednym wydechu, wiedząc jak obłąkaną minę dostałam od Rose, gdy kłamałam jej prosto w oczy i jak bardzo oceniającym wzrokiem obdarzał mnie Jack podczas tej krótkiej wizyty. 

- Czysty obłęd. Myślałem, że nigdy się do nich nie dostaniemy - mruknął widocznie odprężony opierając się wygodniej o skórzane siedzenia samochodu.

- Może gdybyś nie był chujem wcześniej, ona nigdy by nie uciekła - wywróciłam oczami odwracając swój wzrok w stronę szyby. Usłyszałam nad swoim uchem cichy, gorzki śmiech.

- To było wiadome, że kiedyś coś takiego zrobi. Jedynie ta seria niefortunnych wydarzeń, jakim było poznanie tego łatwego do manipulacji biedaka i ten cholerny Titanic.

- Podziwiam cię, że to wszystko robisz, Cal - mruknęłam po chwili ciszy - Wiem, że gdyby nie jej posag i to, jak bezpieczną daje ci opinie społeczną, w życiu nie interesowałbyś się tym, że Rose zwariowała. 

- Jest mi bardziej obojętna niż tobie, ale z dwojga złego, wolę mieć żonę wariatkę, niż być posądzany za kobieciarza

Prychnęłam cicho. Kobieciarza. Cal pozostawił Anglię za sobą wraz z całym syfem który tam zrobił, zapładniając jedną naiwną kobietę za drugą. To oczywiste, że chciał uniknąć odpowiedzialności, więc wybrał bezpieczną opcję jaką była Rose, która miała poprawić jego status zarówno społeczny jak i materialny. Nawet, jeśli kosztowałoby go to bieganiem za oszalałą siedemnastolatką, która z dnia na dzień coraz bardziej traciła swój rozum. Żadna inna porządna kobieta by mu nie uległa. 

- Co mówił jej lekarz? - zagaiłam. Nigdy tak naprawdę nie znałam diagnozy Rose, a teraz był w końcu idealny moment by dowiedzieć się wszystkiego. 

- Że to oczywiste, że bez odpowiedniej opieki jej stan będzie się pogarszał. Już podczas podróży do Stanów to był jakiś obłęd. Nie mogę sobie wyobrazić jak to wygląda teraz.

- Co też ten biedny chłopak z nią przeżywa...

- Jest wystarczająco głupi by nie zdawać sobie sprawy, jak wielkim problemem ona jest. Ściągnął ją, gdy popieprzona stała po przeciwnej stronie barierki. Pewnie myśli, że jest jakimś bohaterem, że jest w stanie ją zmienić. Na jego oczach dwukrotnie ryzykowała życie. Trzeba być ślepym, by nie zdawać sobie sprawy z tego, jak chorą jest kobietą - prychnął. 

- Pewnie tak. Nie da się zaprzeczyć, że jest bardzo naiwny, ale równie jej oddany - westchnęłam -Gdyby nie to, jak dużą sympatią go darzę, w życiu bym tutaj z tobą nie przyjechała.

Mimo iż znałam rodzinę De Witt Bukater od lat, nie zaskarbili sobie u mnie tak dobrej opinii co ten prostolinijny chłopak. 

Mężczyzna zaśmiał się w głos, co sprawiło, że odwróciłam głowę w jego stronę zaszokowana. Słabe światło ulic odbijało się od jego rozbawionych oczu.

never let go || leonardo dicaprio || titanicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz