Nicola
Długo myślałem co mam zrobić. Gdy usłyszałem trzask, wybiegłem z łazienki. Laury już nie było, a na stoliku leżał telefon. Chwyciłem go i zobaczyłem numer mojej ex. Nie mogło znaczyć to nic dobrego. Ta wariatka na pewno coś jej nagadała. Byłem tego w stu procentach pewien. Musiała nas śledzić. Sam fakt, że ją wypuścili z psychiatryka był równie zaskakujący.
- Kurwa. - warknąłem
Wiedziałem, że coś wymyśli. Dlaczego nie usunąłem jej numeru? Dlaczego go nie zablokowałem? Jak mogłem być tak głupi. Wiedziałem, że się zemści. Plotki na mój temat szybko się rozeszły, a ona była jakaś psychiczna. Wiedziałem, że mnie śledzi mimo sądowego zakazu zbliżania się.
Napisałem do Casha, ale nic nie odpisał. Czego ja się spodziewałem? Kurwa, zależało mi na niej. Nie chciałem jej stracić. Nie mogłem. Wszystko zjebałem.
Rano chłopaki napisali na grupie, że wyjeżdża. Całą noc przesiedziałem w łazience prawie, że płacząc. Facetowi nie przystało, ale co mogłem zrobić? Mówią, że chłopaki nie płaczą, ale to gówno prawda. Próbowałem dobić się do jej pokoju, ale to było na nic. Podejrzewałem, że poszła do Casha, albo gdzieś indziej. Nie zostałaby u siebie.
Rano zszedłem na dół, żeby z nią porozmawiać, ale nawet nie pozwoliła mi dojść do słowa. Byłem wściekły. Opierdoliłem moją ex i zablokowałem jej numer. Nie mogłem pozwolić na utratę tak ważnej dla mnie osoby. Oczywiście zawiadomiłem swojego prawnika o zaistniałej sytuacji, a on obiecał coś z tym zdziałać. Bałem się, że ta kobieta skrzywdzi kogoś na kim mi zależy.
Wyjaśniłem wszystko chłopakom, a oni o dziwo mi uwierzyli. Graliśmy mecz, więc nie mogłem wylecieć, ale zarezerwowałem bilety od razu po meczu. Mimo wszystko. Laura była ważniejsza.
***
Adres jej przyjaciółki dał mi trener. Był pewny, że tam jest. Był co do mnie nieufny, ale wszystko mu wyjaśniłem. Zależało mu na szczęściu córki, dlatego dał mi adres. Tylko Matty trzymał mnie na dystans, ale z tym nic nie mogłem zrobić. Był lojalnym przyjacielem, dlatego nie chciał, żebym zbliżał się do Laury.
Zapukałem do drzwi. Usłyszałem krzyki, a później drzwi się otworzyły, a w nich ujrzałem najsłodszą rzecz na świcie. Laura stała ewidentnie na kacu, ubrana w kapcie w reniferki, a piżama była cała w małe pieski. Jej włosy były ułożone w niechlujnego koka. Miała zmęczone spojrzenie i jej odruch też był opóźniony bo w pierwszej chwili na mój widok, na jej twarzy pojawił się uśmiech, który chwilę później znikł, a zastąpiła go furia. Na przywitanie zasadziła mi siarczystego policzka. Trochę mną zarzuciło, ale nie miałem zamiaru się wycofywać.
- Laura, proszę. Daj mi to wszystko wyjaśnić. - odezwałem się – To moja ex. Nic mnie z nią nie łączy.
Laura podeszła do mnie. Stała tak blisko, a jednak była tak daleko. Tak nieosiągalna nie była jeszcze nigdy.
- Jestem na ciebie wkurwiona. - wyszeptała
Patrzyłem na nią, a ona na mnie. Widziałem furię w jej oczach.
- Nawet jeżeli to była twoja ex... nie jestem w stanie ci tak szybko wybaczyć. Wybacz, ale nie. Odpieprz się ode mnie. Tak będzie lepiej.
Staliśmy w ciszy. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Moje serce boleśnie zakuło. Nigdy nie czułem się tak potwornie jak wtedy. Nie miałem pojęcia co ona usłyszała, ale musiało być to coś bardzo poważnego. Po jakimś czasie to zrozumiałem. Gdybym ja był na jej miejscu też bym się wkurwił. Może powiedziała, że tylko ją wykorzystuję. Ta frustracja mnie zabijała od środka.
- Nie pasujemy do siebie. - mruknęła po chwili
Zaprzestałem jakichkolwiek czynności. Patrzyłem na nią zastanawiając się co powie. Czekałem w strachu. Jej słowa zaważą na wszystkim.
- Myślę, że lepiej będzie... jeśli rozejdziemy się w pokojowych stosunkach. - kontynuowała - Nie możesz mnie za to winić. Bezpowrotnie naraziłeś moje zaufanie. Wyjdź, Nicola. Tak będzie lepiej.
- W porządku. Przykro mi, że nie dostrzegasz tego jak bardzo cię kocham, ale w porządku. Żegnaj, Laura.
Musiałem wyjść. Czułem, że jeśli zostanę tam jeszcze chwilę, moje serce rozpadnie się na kawałki, a ja wybuchnę płaczem. W tamtym momencie nie obchodziło mnie już nic. Miałem dość ciągłej walki o tą egoistkę. To miał być koniec.
- Żegnaj, Nicola. - wyszeptała Laura
Westchnąłem i wyszedłem z mieszkania.
***
Byłem wykończony po kolejnym locie. Cały dzień przeleżałem w łóżku. Trener mnie nie oszczędził i kazał pojawić się na treningu, ale ... może to było dobre rozwiązanie? Chciałem odciąć myśli. Musiałem się czymś zająć żeby zapomnieć. Zająć głowę, żeby nie wspominać Laury. Była pieprzoną egoistką. Dawała mi nadzieję... chociaż nie. Ona od początku była szczera. Od początku dawała mi znaki, że to nie ma racji bytu. Że to się nie uda. A ja... ja głupi wierzyłem, że coś się zmieni.
- Młody, jak poszło? - zapytał Wojtek
Westchnąłem a on kiwnął głową.
- Nie uwierzyła? - zapytał
- Sam nie wiem. - wzruszyłem ramionami
- Może jeszcze się ułoży. Takie jest życie.
- Nie ułoży się. Powiedziała, że lepiej będzie jeśli rozejdziemy się w pokojowych stosunkach. Mówiąc szczerze, jeszcze nie dotarło to do mnie, że już nigdy mogę jej nie zobaczyć. Chciała, żebym odpuścił, więc zrobię to. Dla niej.
- Kochasz ją, a o nią nie walczysz. Jeśli się kogoś kocha to nigdy nie przestaje się walczyć. - wyszeptał i poklepał mnie po ramieniu – Weź się w garść. Zbierz nowe siły i walcz, bo inaczej ci nie daruję. Jesteście sobie przeznaczeni.
Uśmiechnąłem się smutno i wszedłem do swojego pokoju.
Musiałem się skupić na meczu z Francją. Trener dał mi szansę, którą musiałem wykorzystać. Później będę myślał o jego córce.
Jak zawsze przed snem zadzwoniłem do swojej siostry. Razem z matką i babcią miały przylecieć na mecz. Nie miałem nawet za bardzo ochoty na ich wizytę. Bałem się, że mogę być dla nich okropny, dlatego nie ryzykowałem. Nie chciałem być bucem, dlatego szybko zakończyłem rozmowę.
Tej nocy nie mogłem zasnąć. Laura złamała mi serce... a ja głupi podarowałem je jej.
CZYTASZ
Combattere per amore [fanfiction] {W trakcie korekty}
FanfictionMłoda prawniczka, córka trenera Reprezentacji Polski, jest silną kobietą, jednak nie wierzy w miłość. Jedno spotkanie z młodym piłkarzem sprawia, że zaczyna wierzyć w sens życia. Zaczyna wierzyć w to, że może kochać i być kochana, jednak nic nie...