Adelaide
Dziś był mój wielki dzień. Pierwsza wystawa moich prac. Nie mogę uwierzyć, że to dzieję się naprawdę. Wcześniej nie miałam chyba nawet odwagi marzyć, że takie coś może się wydarzyć. A teraz dzieje się to i to wszystko za sprawą Milesa i jego babci.
Poziom mojego stresu sięgał zenitu. Rano obudził mnie ogromny ścisk w żołądku, na dodatek w nocy miałam aż trzy sny o tym, że coś na wystawie poszło nie tak. Stresowało mnie wszystko, a głównie to, że moi rodzice w końcu zobaczą moje prace. Zobaczy je też Miles i jego zdaniem na ich temat się przejmuję. Właśnie dlatego, że to dzięki niemu mam w ogóle taką możliwość i chyba nie chcę go zawieźć. Chciałabym aby mu się spodobały, a dokładnie ten jeden, który wymyśliłam i namalowałam z myślą o nim.
Moi rodzice chodzili po domu dumni jak pawie. Cały czas chwalą się gdzie tylko mogą tym, że ich córka będzie miała wystawę swoich prac na dodatek z dziełami Meridy Gonzalez. Wczoraj gdy z tatą zawiozłam moje obrazy do domu kultury, poznał artystkę i widziałam jak jego oczy zaszkliły się gdy kobieta mnie komplementowała. Będę wdzięczna Milesowi do końca życia za dzień dzisiejszy. Zrobił dla mnie coś wyjątkowego, zrobił to z myślą tylko o mnie i dla mnie.
Musieliśmy już wyjeżdżać, aby być na czas. Nie wiem czy kiedykolwiek nasza rodzina wystroiła się na jakieś wyjście tak ja dzisiaj. Mój tato włożył na siebie swój najdroższy garnitur, a nawet założył krawat których nienawidził i ostatnim razem miał go na swoim ślubie. Mama miała na sobie dopasowaną, granatową sukienkę, która sięgała za kolano, na stopach miała czarne, lakierowane szpilki, a jej szyję zdobiły białe perły, które dostała od taty na ostatnie święta i jednocześnie ich rocznicę ślubu. Ja miałam na sobie dopasowaną czarną spódnicę do połowy łydki z rozcięciem po boku, do tego ubrałam błękitny golf. Mama zaplotła z moich włosów dwa warkoczyki. Wyglądałam całkiem ładnie, i to bez pomocy Daviesa.
– Addie – zaczęła moja mama. – Dziś jest twój wielki dzień i chcielibyśmy abyś wiedziała, że jesteśmy z ciebie bardzo dumni. – mówiąc to jej głos zaczął się łamać.
Błagam niech tylko się nie rozpłacze, bo wtedy jak nic ja również się popłaczę, a po mnie zapewne tato też. U nas w rodzice jak ktoś płacze to płaczemy wszyscy.
– Chcieliśmy ci dać coś na szczęście i jednocześnie coś co będzie ci przypominało, że zawsze możesz na nas liczyć, niezależnie od tego co by się działo. – dokończył tato.
Mama wystawiła w moim kierunku małe pudełeczko. Wzięłam je od niej i otworzyłam wieczko, moim oczom ukazała się piękna, delikatna bransoletka na niebieskim sznureczku. Miała zawieszkę w kształcie słonika, na jednej ze stron było moje imię, a na drugiej dzisiejsza data. Była przepiękna i od razu założyłam ją na nadgarstek.
– Słonik ma przynosić szczęście, a my tego najbardziej chcemy, abyś była szczęśliwa. – powiedziała mama i porwała mnie do mocnego uścisku, do którego od razu przyłączył się tato.
– Dziękuję wam, jest przepiękna. – powiedziałam ściskając ich mocno.
– A teraz chodźmy zanim rozpłaczę się na dobre i będę wyglądała jak panda na pierwszej wystawie mojej córeczki. – pogładziła mnie po głowie.
Droga samochodem minęła w mgnieniu oka. Im bliżej wejścia do domu kultury, tym bardziej chciało mi się wymiotować. Widziałam jak rodzice chcą mnie jakoś zagadać i odciągnąć moje myśli od tego co miało się za chwilę wydarzyć. Jednak moja głowa nie dała się niestety temu zwieść. Analizowałam wszystko na zwiększonych obrotach i gdybałam co może się wydarzyć i wszystko zepsuć. Nie cierpiałam gdy moja głowa mi to robiła, a robiła tak prawie na każdym kroku, wyjątkiem stało się to gdy jest obok mnie Miles, wtedy oddaje się chwili i patrzę na co jest tu i teraz. W tym momencie niestety nie było blisko mnie Daviesa.
CZYTASZ
Last Chance
Teen FictionAdelaide Harris wiedzie spokojne życie nastolatki. Jedną z największych rozrywek w jej życiu jest ciągłe robię sobie na złość z jej sąsiadem Milesem Davies'em. Oboje są w tym samym wieku, w tej samej szkole, w tej samej klasie. Bal maturalny jest c...