było zimno i to nicoli się zdecydowanie nie podobało. przyzwyczajony był do pogody bardziej włoskiej, niespecjalnie do polskich zimowych temperatur. tymbardziej, że kawiarnia w której pracował nie była zbyt zainteresowana inwestowaniem w ogrzewanie.
- jak tak dalej pójdzie to chyba zaraz nam woda w rurach zamarznie - powiedział nico, podkręcając kaloryfer. wiedział, że to nic nie da - nie dało za żadnym z poprzednich sześciu razów.
- jak tak dalej pójdzie, to rozwalisz ten kaloryfer i będzie trzeba po pana czesia dzwonić. - odpowiedział mu bielik - właśnie, ile warstw masz na sobie?
- pięć, licząc fartuch. cztery bez - odparł bez wahania jego przyjaciel. jako iż byli jacy byli, ich ulubioną zabawą zimą było zakładanie się o wszystko.
przez wszystko mam na myśli dosłownie wszystko. począwszy od tego ile zdesperowanych ludzi przyjdzie w ten mróz wypić kawę (pięć), kończąc na tym, kto da radę wypić więcej espresso duszkiem (krystian. chociaż prawie po tym umarł). tym razem padło na to, kto założy więcej warstw by nie zmarznąć. konkurs miał jedną zasadę: podczas pierwszych dwóch godzin pracy, nie można było zdjąć żadnej z tych warstw.
- przegrałeś - ogłosił z satysfakcją krystian - mam pięć bez fartucha.
- nie ma opcji.
- a jednak. tu idzie dosłownie zamarznąć, nadal jest mi zimno.
- skoro aż tyle, to co niby masz na sobie? - zapytał zalewski. nie był gotowy na tak proste pożegnanie się z pięcioma złotymi.
- podkoszulek, koszulka termiczna, jeden długi rękaw, drugi długi rękaw i bluza - powiedział, po kolei podwijając ubrania.
- wygrałeś. czitujesz pewnie, zresztą jak zwykle - wymamrotał nico i rzucił mu monetę.
- nie, po prostu jest mi zimno. łatwo z tobą - uśmiechnął się szeroko i wrzucił piątkę do kieszeni - jeszcze miesiąc i kupię sobie nowe mieszkanie.
- chciałbyś.
- jeszcze zobaczysz. chociaż przy tej inflacji to nie wiem czy za miesiąc nie kupię za to najwyżej dwóch hotdogów z żabki.
- pewnie tak. a właśnie, tak w temacie. oddaj mi swoje żappsy. ty nie używasz, a za tydzień ci wygaszają - zalewski oparł się o ladę.
- i co jeszcze. nie ma nawet takiej opcji, chyba cię pojebało.
i w tamtym momencie ich rozmowę przerwał dzwoneczek nad drzwiami. do lokalu wszedł chłopak, na oko z dwa lata starszy od nich. ubrany był w bluzę i bezrękawnik i nico naprawdę wiedział, jakim cudem nie zamarznął przy minus pięciu stopniach i padającym śniegu.
zbłąkany wędrowiec, bo w taką pogodę nie mógł on specjalnie chodzić po ulicy, stanął przy ladzie. uważnie przyglądał się tablicom z menu powieszonymi nad nią.
- co podać? - zapytał bielik, oferując chłopakowi firmowy uśmiech. był to jego najlepszy sposób na napiwki (zwykle od zdesperowanych kobiet w średnim wieku).
- w zasadzie to nie wiem. co polecacie? - jednocześnie odpowiedział i zapytał przybysz, z lekkim brytyjskim akcentem. nie żeby to nicoli przeszkadzało, jego polski sam zalatywał włoszczyzną. w sensie językiem, nie warzywami.
krystian już miał coś odpowiedzieć, lecz w słowo wpadł mu zalewski:
- w taką pogodę to chyba najlepsza będzie herbata. rozgrzewająca. z pomarańczą, goździkami i cynamonem - chłopak kopnął przyjaciela w piszczel.
bielik, chcąc nie chcąc, posłuchał niemego ostrzeżenia.
- to poproszę tą herbatę. średnią - z uśmiechem zgodził się typ, który zdecydowanie nie miał nic lepszego do roboty tamtego dnia. nico nie mógł nie zauważyć, że przez ten akcent, chłopak zmiękczał wymowę r. wobec tego, brzmiało to jakby zamawiał helbatę.
CZYTASZ
you are my dream boy « nicola zalewski x matty cash
Fiksi Penggemarnicola był zauroczony, krystian miał już go dość, wojtek (zwykle) nie ruszał dupy z mieszkania, a robert starał się, jak mógł. fluff coffeshop!au barista!au crackfic treated too seriously