4. Ściana zmartwień

2 0 0
                                    

    Musiałam dość szybko się ogarnąć. Nie mogłam pozostawić mojego brata w takim stanie. Był ledwo żywy, dosłownie tak, jak gdyby coś brał. Nadal nie dowiedziałam się, co z matką. Chris niewiele mi powiedział… Wiem tyle, że o nią chodzi. Ale mimo to, jakie scenariusze nasuwały się mi przez całą tą sytuację, naprawdę musiałam być twarda… a przynajmniej zgrać takie pozory, przecież robię to dla brata. Role między mną, a Chrisem całkowicie odwróciły się. Cholera… Jakie to ciężkie. Jestem trochę pod wrażeniem, jak on wytrzymał, przeżywając w ten sposób swoje „dzieciństwo” .  Nie jest dobrze. Jestem zaniepokojona. Moje myśli zaczynają iść za daleko. Znów overthinkuję.
    -Vanessa, m-musimy p-pojechać n-na sz-szpital…-wydusił z siebie Chris.
Boże, całe szczęście, że coś udało mu się z siebie wydusić. Może nie uspokoiło mnie to, ale chwilowo przerwało moje namyślenie. Ale cóż, jest gorzej niż myślałam.  Muszę być silna, ten jeden raz-Pomyślałam. Natychmiast zabrałam się do wyjazdu.
   
***
    Cała ta sytuacja przyniosła mi naprawdę wiele do myślenia. A mimo to wciąż zadręcza mnie pytanie, gdzie popełniłam błąd i dlaczego? Nic nie rozumiem. Mam kompletny mętlik w głowie.
Siedzimy z Chrisem w wielkiej, obrzydliwej poczekalni szpitalnej oczekując na ordynatora. Jesteśmy już na tyle zmęczeni, że co chwilę nam się przysypia.  Przed oczami przewija się tu setki osób, w tym część czekająca na kogoś, zupełnie tak jak my. To naprawdę dziwne uczucie, kiedy widzisz masę przepłakujących ludzi.  Ani nie możesz się domyślić, dlaczego, ani też twoja własna sytuacja nie daje ci pozwolenia na dalsze myślenie. Już nie chcę być w tym stanie. Nie chcę być w tym miejscu. Nie chcę istnieć. Czuje promieniowanie w skroni…
    -Mam czelność rozmawiać z Państwem Sparks, a konkretniej z dziećmi Marthy Sparks? - przeraził mnie ten głos, przyznam.
    -Tak, to my. – Odpowiedziałam. – Co z naszą matką? Co się w ogóle stało?
    -A to Wy nie zostaliście powiadomieni o zaistniałej sytuacji? – Ordynator popatrzył na nas znad pliku papierów i analiz. – Czyli mam rozumieć, że wy nic nie wiecie. Hm? No dobrze,  zatem podejdźmy do mojego gabinetu. Piętro 13, pokój 76. Korytarzem w lewo. Ja do Państwa zaraz dotrę, muszę jedynie coś odstawić.
Poszliśmy zgodnie z zaleceniami ordynatora. Nawet nie wiem, czego mam się spodziewać. Chociaż zachowanie lekarza mówiło mi o czymś może niezbyt lekkim, ale dość prostym do przejścia. Może to tylko jakaś łagodna śpiączka? Może wszystko się ułoży? Mam cichą nadzieję…
    Idziemy z Chrisem wzdłuż korytarzy jak na ścięcie. Wiszące na ścianach plakaty często przywoływały nam ochotę na wymioty. Kto normalny wiesza takie gówno. Przecież tędy chodzą dzieci, a taki widok ani trochę ich nie pozbawi negatywnego nastawienia do tego miejsca. Dostałabym wręcz jeszcze większej traumy będąc tam.
Przyznam, idąc początkowo się zgubiliśmy, jednak jakaś pielęgniarka wskazała nam prawidłową drogę. I oto jesteśmy. Musimy jeszcze chwilę zaczekać na ordynatora. Z minuty na minutę niepokoję się coraz bardziej. Ściany wokół mnie stają się ścianami zmartwień. Ale w końcu wchodzimy do środka. Może dowiem się, co jest grane. Boże, Martho Sparks, coś ty narobiła? Mimo to, jakie kontakty ze sobą mamy, chciałabym, abyś do nas wróciła…

***
-Zatem zacznijmy od tego, co się stało. Dziś po południu, jeden z naszych operatorów otrzymał bardzo dziwny telefon. Dzwoniła Wasza matka, jak domniemam. Była kompletnie pijana i uciekała przed czymś, w tle słychać było krzyki… Mało co udało się nam ustalić, ale na miejsce, jakie zlokalizowaliśmy, wysłaliśmy patrol policji i karetkę. Ze strony policji wiem, że wstępnie udało się ustalić okoliczności zdarzenia, a także ustalić i przesłuchać sprawcę… Jednak ze strony pogotowia…

Serce zaczęło bić mi o wiele szybciej. Jakiego zdarzenia, jakiego sprawcy, sprawcy czego? Chce zakończyć ten koszmar. Błagam…

    -Było już za późno… Odnaleziono Marthę Sparks niedaleko przydrożnego jeziora. Zawinięta w bawełniany worek, a w środku pozwiązywana sznurami. Była cała mokra, sprawca prawdopodobnie próbował ją podtapiać. Nie dało się jej uratować. Nawet mimo defibrylacji czy ciągłego masażu serca. Była zimna, nie udało się „złapać” tętna… Z tego co wiem, policja ma być tu za moment, mają nowe wiadomości w sprawie przesłuchania, przy czym chcieliby i was przesłuchać. Szczere kondolencje, państwo Sparks… - Ordynator wstał i poklepał mojego brata po ramieniu, po czym wyszedł.

Moje serce w tamtym momencie zamarło. Rozpadło się na milion części. Pomocy? Chyba sobie zaczynam nie radzić.

Przyjdzie CzasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz