Epizod 9

149 11 5
                                    

Dwa dni przed pierwszym koncertem w Irlandii, Louis zabrał Harry'ego na randkę. Cały wieczór szeptał mu słodkie słowa do ucha i rozmawiali o tym, co się u nich ostatnio działo.

-Załatwiłem ci lepsze miejsca za sobotę, Lou.-

Siedzieli w pokoju Harry'ego, bo obaj stwierdzili, że łóżko tu jest zdecydowanie większe i wygodniejsze. Louis opierał się o zagłówek, a brunet miękko siedział na jego udach. Wiercił się co jakiś czas, chociaż Louis prosiłby tego nie robił i musiał uspokajać go pocałunkami.

-Wiesz, że to wszystko nadal jest dla mnie ciężkie.-

Ułożył się w końcu wygodnie, wciskając twarz w miejsce, gdzie szyja i ramię Louisa łączą się.

-Obiecuje, że zrobię wszystko, żebyś czuł się przy mnie dobrze.-

-Czuję się przy tobie dobrze. Teraz już wszystko rozumiem i czasami nie potrafię pojąć jak bardzo musiałeś cierpieć. Damy radę, Lou.-

Louis przycisnął go do siebie jeszcze mocniej, tak jakby ktoś miał ich za chwilę rozdzielić. Ich prawie nagie ciała tworzyły jedność, stykając się ze sobą. Świat rozłączył ich na długie i ciężkie lata, by teraz mogli wrócić do tego. Ich dwa całkowicie inne światy dopasowywały się do siebie jak kawałki układanki. W ich głowach nadal widniały dokładne wspomnienia.

×××

Kilka godzin przed koncertem pojechali samochodem Harry'ego na stadion. Louis zachwycał się miękkością foteli w nim, zasypiając, z głową na ramieniu młodszego.

Zawsze, kiedy jechał na koncert, prosił swojego kierowcę, by dla bezpieczeństwa to on prowadził. Tym razem wykorzystał ten czas na oglądanie Louisa. Obserwował jego delikatną i spokojną twarz, kiedy śpi. Wszystkie krzywizny jego twarzy odznaczały się w słabym świetle. Lekki zarost i mocno zarysowana żuchwa. Był naprawdę niesamowicie atrakcyjny, choć nadal przypominał małego chłopca, którego pamiętał Harry. Był już dorosłym mężczyzną, ale nadal tak samo troskliwy. Zawsze pytał Harry'ego, czy na pewno wszystko co robi jest dla niego w porządku.

Samochód zatrzymał się w podziemnym garażu.

-Nie wychodźcie, muszę wszystko przygotować.-

Robert powiedział to cicho, by nie obudzić szatyna. Harry przeczesał jego miękkie, karmelowe włosy, Louis zamruczał ja to doznanie.

-Lou, musisz wstać.-

Kolejny cichy pomruk, wyszedł z jego rozchylonych ust. Nie spał tej nocy za dobrze, a Harry wiedział, że to jego wina. Obudził go kilka razy w nocy wiercąc się i rzucając na łóżko. Louis na krzyczał na niego, a Harry odwrócił się i próbował przestać. Louis poczuł się źle, że tak na niego naskoczył.

Przytulił go na małą łyżeczkę, pocałował go w czoło i przeprosił cicho. Głaskał uspakajająco jego plecy, by szybciej zasną. Rano Harry wytłumaczył mu, że stresował się pierwszym koncertem w nowym kraju, a on jeszcze raz go przeprosił.

-Louis wstawaj.-

Jego głos być cichy i stanowczy. Wiedział, że nie może się spóźnić, chociaż Louis był ciepły i przytulaśny musiał się powstrzymać od całowania go, musieli iść.

Wyszli w ciszy z samochodu, trzymając się za ręce. Harry zaprowadził go do miejsca, w którym przygotowują się do koncertów. Kilka pomieszczeń oświetlonych delikatnym i przyjemnym dla oczu światłem. Gdy weszli do środka wszyscy ciepło ich przywitali, przedstawiając się sobie z Louisem. Lambert i fryzjerka Harryego - Kate - zabrali go ze sobą, a Louis usiadł na kanapie, obok Mitcha.

-Cieszę się, że wróciliście do siebie.-

Wstałby podać Louisowi szklankę soku.

-Właściwie to nasza relacja nie jest jeszcze pewna. Nic nie jest oficjalne, chce mu dać czas.-

Mitch pokiwał głową, nie mógł się już doczekać, kiedy porozmawia z Harry'm. Zajęli się rozmową czekając na chłopaka.

Lambert wyszedł pierwszy z garderoby, co oznaczało, że Harry lada moment do nich dołączy. Wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała reszta.

Wyglądał jak gwiazda, lśniąca jasno na niebie. Jego długie i zgrabne nogi opinały czarne, garniturowe spodnie, a na opalone ciało zarzucona była złota kamizelka. Zwisały z niej błyszczące paski, które podskakiwały razem z nim. Louis nie potrafił oderwać od niego wzroku, przeleciał go wzrokiem od góry do dołu.

Harry usiadł obok niego, ocierając ich uda o siebie, a później założył nogę na nogę. Louis widział go na wcześniejszych koncertach, ale teraz kiedy brunet siedzi obok niego wyglądając jak chodzący ideał, wiedział, że długo nie będzie trzymał rąk przy sobie.

-Nie gniewaj się na mnie, Lou.-

Jak on mógł się na niego gniewać. Harry położył się na jego ramieniu i musną miękkimi ustami szyję Louisa. Do występu zostały trzy godziny, które normalnie przeznaczyliby na próby, ale tym razem nie musieli tego robić, bo spotkali się wczoraj, by poćwiczyć wspólnie.

Siedzieli w jednym z pokoi przeznaczonych na spędzenie miłego czasu przed i po koncercie. Reszta zespołu zgodnie postanowiła zostawić ich samych. Harry wiedział, że jeśli jego włosy będą potargane, a spodnie pogniecione, styliści zabiją i jego i Louisa.

-Wyglądasz ślicznie.-

Louis potarł nosem jego policzek, wdychając truskawkowy zapach młodszego.

×××

Ciasne garderoby One Direction były jedynym miejscem, gdzie Harry i Louis mogli siedzieć razem przed koncertami. Zazwyczaj młodszy siadał na kolanach Louisa, ponieważ podłoga była tam zimna. Całowali się i tulili, bo wiedzieli, że później będą musieli ukrywać się przez długie godziny. Chcieliby to wszystko się skończyło, udawanie obojętnych na pytania o związek, było ciężkie, ale wiedzieli, że razem dadzą radę. Musieli.
×××

Teach me Again | L.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz