Epizod 10

151 15 13
                                    

Ostatni koncert w Europejskiej części Love On Tour oznaczał koniec całej trasy i czas wolny dla Harry'ego.

Cały dzień skakał wokół Louisa, mówiąc jak bardzo cieszy się, że będą mieć teraz czas dla siebie. Byli już oficjalnie razem, a starszy mężczyzna towarzyszył mu przez resztę trasy.

Na scenę w Lizbonie wyszedł cały w skowronkach, nie mogąc przestać uśmiechać się. Wiedział, że Louis ogląda go na wielkim telewizorze na backstage'u i chciał dać z siebie wszystko.

Piosenki zaczynały się i kończyły, a głos Harry'ego rozbrzmiewał po stadionie. Nie mógł uwierzyć, że po tylu latach bycia nieszczęśliwym w zespole, udało mu się osiągnąć taki wielki sukces. To było uczucie jakby wolności. Mógł być sobą, biegać po stadionie i krzyczeć Treat People With Kindness. Czuł się jakby wszystkie jego prośby o szczęście zostały wysłuchane, choć tak naprawdę potrzebował do niego tylko jednej osoby. Louis był jego wszystkim przez tyle lat i to wróciło.

Tylko że tym razem postawią siebie na pierwszym miejscu, nigdy nie powinni myśleć o wizerunku, kiedy druga osoba cierpiała. Ich menadżerzy planowali wywiad, w którym oficjalnie opowiedzą swoją historię. Wiedzieli, że prawdziwi fani zostaną z nimi, a fala krytyki nie będzie tak wielka.

Harry śpiewał przed ostatnią piosenkę patrząc prosto w kamerę, tak by Louis mógł zobaczyć jego błyszczące zielone oczy. Louis uwielbiał głos swojego chłopaka, był niski, ale przytulny i pasujący do jego charakteru.

Jego serce trzepotało, kiedy szatyn nazywał go swoim chłopakiem, bo droga do tego była kręta, pełna wzniesień i upadków. Bywały takie noce, kiedy Harry spał na kanapie, płacząc w poduszkę, mimo, że wszystko zostało wyjaśnione, złe wspomnienia nadal wracały. Po kilkunastu nieprzespanych nocach Harry udał się do psychologa, by móc porozmawiać o swoich uczuciach, a później namówił Louisa, by poszedł z nim. To była zdecydowanie dobra decyzja, która pomogła im w tworzeniu zdrowej relacji, a przecież na tym zależało im najbardziej.

Kiedy ostatnia piosenka dobiegła końca, Harry podziękował za całą tę trasę. To było coś, co mimo wszystkich napotkanych problemów uczyniła jego życie piękniejszym.

Zszedł po małych schodkach i wbiegł do pomieszczenia, w którym siedział Louis. Rzucił się na jego kolana, wtulając w ciepłe ciało, był jak koala. Louis pieścił jego talię, wkładając dłonie pod kamizelkę, brunet zadrżał na ten dotyk.

Obaj zrozumieli siebie i czuli, że powinni pójść o krok dalej, a teraz mają do tego idealną okazję. Szatyn nadal dotykał Harry'ego w różnych miejscach i składał pocałunki na jego klatce piersiowej, w miejscu serca.

Zdjął go ze swoich kolan, przez co na twarzy mężczyzny zobaczył mały grymas.

-Zabiorę torby i pojedziemy do domu.-

Nie był to ich dom na stałe, a jedynie na kilka miesięcy, ponieważ chcieli zostać w słonecznej Portugalii. Woleli wynająć nieduży domek, niż mieszkać w hotelu, zdecydowanie cenili swoją prywatność. Ta decyzja nie była taka łatwa, mieli zamieszkać ze sobą razem, na kilka miesięcy, już kompletnie na poważnie, ale obaj uznali, że są na to gotowi.

Louis zabrał dwie czarne torby adidasa z podłogi i złapał Harry'ego za dłoń, by pomóc mu wstać. Louis często narzekał, że chce wozić swojego chłopaka, jego wysokim czarnym samochodem, a Harry nie umiał się na to nie zgodzić. Szatyn wyglądał niesamowicie dobrze siedząc za kierownicą, a perspektywa siedzenia na miejscu pasażera była niemal podniecająca.

W domu czekała na nich cisza, którą zakłóca jedynie szum wody, jednak oni zdecydowanie go lubili. Louis puścił dłoń Harry'ego, żeby odłożyć torby na szafkę w korytarzu, a następnie złapał ją ponownie i prowadził bruneta w stronę sypialni. Obaj wiedzieli, co zaraz się stanie.

Harry zamknął za nimi drzwi i usiadł na kolanach Louisa, który siedział już na dużym łóżku okrytym cienką pościelą. Louis popchną go na plecy i zdjął jego koszulkę, chociaż uważał, że była niesamowicie słodka, wolał oglądać go bez niej. Usiadł na jego biodrach i zaczął całować tors, zaciskając dłonie na jego małej talii.

-Taki piękny.-

Wyszeptał do jego ucha.

-Mój najpiękniejszy Harry.-

Harry zakrył twarz dłońmi, kiedy poczuł, jak jego policzki płonął.

-Nie rób tego. Wiesz, że lubię, kiedy twoje słodkie policzki są koloru twoich ust.-

Wpił się w nie delikatnie tak jakby bał się, że coś mu zrobi. Harry był jak skarb, który trzeba chronić przed wszelkim złem i dokładnie to chciał zrobić, ale widocznie los miał dla nich inne plany.

Przytulił go do siebie pocierając dłonią jego krocze, przez co Harry zamruczał, przy jego twarzy. Ściągnął swoje spodnie pomagając młodszemu, który już teraz ledwo stał na nogach. Nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak Louis Tomlinson, chce sprawić mu przyjemność, nadal pozostając tak opiekuńczym.

Teraz Harry był jeszcze piękniejszy, lekko mokre włosy przyklejały mu się do czoła, a różowe jak zachód słońca usta, wręcz prosiły się o ciągłe całowanie. Brunet jęczał pod nim, stając się małym bałaganem, prosząc o więcej. I Louis mu to dawał, pozwalał swoim palcom masować i zaspokajać chłopaka, z każdą chwilą wydobywając z Harry'ego coraz więcej dźwięków.

Tak właśnie to sobie wyobrażali, nie chcieli, by stosunek był agresywny, a przepełniony miłością i przyjemnością. Ciepło rozlało się po ich ciele, a chwilę później doszli w tym samym czasie, jęcząc cicho. Louis opadł na ciało swojego chłopaka okrywając ich kołdrą.

-Dziękuję, że nauczyłeś mnie kochać ponownie.-

Harry wyszeptał, wtulając się w pierś Louisa. Byli spoceni i brudni, ale nie przeszkadzało im to, kiedy mieli siebie, po tylu latach rozłąki i bólu.

Teach me Again | L.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz