Przeszukałam chyba każdą możliwą książkę w szkolnej bibliotece, przejrzałam wszystko na regałach Wilczych Jagód, szukałam nawet w internecie, a i tak niczego na temat owego stowarzyszenia nie znalazłam.
Potarłam skronie, odsuwając się od biurka. Nie byłam w stanie nic więcej napisać, to było awykonalne przy moim przegrzanym mózgowiu.
Nagle do pokoju wpadła Enid. Wyglądała na przerażoną.
– Wszystko okej? – spytałam, choć wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
– Wednesday, Sally nie żyje. Chodziła ze mną na warsztaty rzeźbiarskie, była naprawdę fajną dziewczyną... To okropne... – załkała.
– Jak umarła? – powaga mojego tonu zszokowała nawet samą mnie.
– Ktoś ją otruł. Sally zawsze lubiła podjadać i pewnie nie wytrzymała i zjadła ciastko, które jeszcze nie zostało podane.
– Aha... – zaczęłam intensywnie się nad tym zastanawiać.
A więc tak.
Niejaka Sally, która uczęszczała na rzeźbiarstwo z Enid zjadła ciastko, które tak ją skusiło, jak kwiatek Korę, w wyniku czego się zatruła.
– Muszę zobaczyć te ciastka. Ale już.
***
O dziwo zdążyłam. Na blacie nadal leżał półmisek z setkami słynnych ciasteczek z wróżbą.
Rączka, mój najwierniejszy towarzysz podał mi paczkę z gumowymi rękawicami. Sięgnęłam po parę i wciągnęłam na dłonie, choć były tak błękitne, że ilość koloru niemalże parzyła moją skórę.
Ostrożnie sięgnęłam po jedną z przekąsek, przy okazji tradycyjnie łamiąc na pół. Karteczkę, mającą rzekomo przepowiadać przyszłość, schowałam do kieszeni.
Przyjrzałam się dokładniej ciasteczku. Wyglądało ono z pozoru normalnie, jednak we wnętrzu znajdowały się zielonkawe plamy.
W takich chwilach dziękowałam swojej znajomości chemii i zielarstwa.
Miałam niemal stuprocentową pewność, iż ktoś dodał do nich ekstraktu z homonium interitus.
Wiedziałam, iż właściwością tej rośliny było powodowanie śmierci każdego, w którego żyłach płynęła choć jedna kropla normalnej, niemagicznej krwi.
Ktoś chciał wytępić wszystkich spokrewnionych z normalnymi.
Sięgnęłam po karteczkę, a na niej widniał drukowany napis:
Twoja miłość cię zgubi.
Przewróciłam oczami. Nie wierzyłam w takie zabobony. Niżej zaś ktoś dopisał długopisem z granatowym tuszem:
Następnym razem użyję mortem viventem. Chyba, że mi pomożecie.
Wiedziałam czym była wspomniana przez niego substancja.
I lepiej, żeby jej nie używał.
***Szłam dość szybkim krokiem wzdłuż korytarza. Miałam jeden cel: pracownia zielarska. Oczywiście jak to ja – musiałam na kogoś wpaść.
CZYTASZ
Now It's Definitely Over ~ Wednesday
Fanfic2 część "The End?" Wednesday wraca na kolejny semestr do Nevermore. Już na wstępie dowiaduje się o dziwnych znakach na drzewach, Otrucie oraz odrodzeniu pewnej teoretycznie dawno rozwiązanej sekty... A sprawa stalkera wciąż pozostaje nierozwiązana...