Rozdział I Nowy Początek

775 79 17
                                    

                                                                                     

 Alex      
     
    Wyszedłem z restauracji, a napięcie ściskało moje gardło. Na rękach widniały krwawe ślady, bolesne pamiątki bójki. Rozejrzałem się dookoła, ale ulice spowijała już gęsta noc. Nie było nikogo, kto mógłby potwierdzić moją szarpaninę. Z nerwowym gestem poprawiłem krawat i włosy, rozczochrane niczym po burzy.

   Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze wystawowym sklepu obok. Patrzył na mnie obcy człowiek, z roztrzęsioną fryzurą, sińcem pod okiem i rozciętą wargą. Biała koszula straciła swój blask, zastąpiona przez niepokojącą purpurę. Rękawy marynarki wisiały poszarpane, niczym flagi po przegranej bitwie. Tylko spodnie zachowały pozory nienaruszonej całości.
 
   Podrapałem brodę, pogrążając się w ponurej refleksji. Do czego zdolny jest człowiek w obliczu gniewu i desperacji?

     Ulice Nowego Orleanu spowijały mrok, a ciemne chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Na mokrym asfalcie lśniły plamy, odbijając neonowe światła miasta. W mroku przypominały krople krwi, która wciąż splamiła moje ręce. Odetchnąłem z ulgą. Nocne pustki sprzyjały moim celom. O tej godzinie rzadko można było spotkać tu spacerowiczów, a tym bardziej znajome twarze.

    Wciąż lubiłem te nocne wędrówki po mieście. Ciemność skrywała sekrety, a dźwięki jazzu Louisa Armstronga koiły duszę. W tej ciszy roiły mi się w głowie obrazy z bójki, która rozegrała się kilka godzin wcześniej.

  Muzyka zawsze była duszą Nowego Orleanu. Melodie rozbrzmiewały na każdym rogu, czarując mieszkańców i turystów. Ale nawet w tym magicznym mieście istniała ciemna strona. Krew na moich rękach była tego smutnym dowodem. Błękitna ciecz, niczym bolesne wspomnienie, naznaczała moje życie.

    To był impuls, chwila szaleństwa, niczym liść porwany przez wiatr. Zamknąłem oczy, a obrazy bójki znów stanęły mi przed oczami, niczym upiorna wizja.
                               

         Dwie godziny wcześniej

   Przez ostatnie miesiące to miejsce  nieprzerwanie lśniła niczym klejnot pośród miejskich knajp. Sława jego wyjątkowej atmosfery sięgała tak daleko, że chętni, by choć na chwilę zanurzyć się w jego magicznej aurze, oferowali łapówki ochronie, aby móc przekroczyć próg tego raju dla smakoszy i hazardzistów.

  Z zewnątrz kamienica przy głównej ulicy niczym sprytny kameleon skrywała swój skarb. Wejście do lokalu znajdowało się od strony zacienionego podwórka, oznaczone jedynie subtelnym, pulsującym na czerwono neonem, widocznym z oddali. To była jedna z dwóch pereł w kolekcji Toma, restauratora z wizją i mroczną przeszłością.

    Przekroczenie progu podwórka to niczym wejście do zaczarowanego ogrodu. Bujna zieleń paproci i palm tworzyła intrygującą kurtynę, potęgując atmosferę tajemnicy i nutę niebezpieczeństwa. Dopiero otwierając ciężkie drzwi, odkrywaliśmy prawdziwy blask tego diamentu.

     Już na wejściu wzrok przykuwał majestatyczny bar, niczym oaza luksusu górujący nad salą. Podwieszony sufit porośnięty kaskadą zieleni skrywał delikatne oświetlenie, a wśród liści mienią się niczym gwiazdy starannie dobrane butelki z alkoholem, wyeksponowane na sięgającym sufitu regale. Każdy kieliszek tu nalewany krył w sobie opowieść, a każdy łyk przenosił w nieznane światy.

  Dalej rozciągała się część restauracyjna, gdzie w blasku ciepłych świateł goście mogli delektować się nie tylko wykwintnymi drinkami, ale również wyrafinowanymi potrawami. Dominowały tu głębokie brązy, bujna zieleń i szlachetny granat, tworząc harmonijną całość, która sprzyjała niezapomnianym kulinarnym doznaniom i konspiracyjnym szeptom.

A na imię mi Aleksander! (Zakończona/w trakcie poprawiania )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz