Rozdział 5

1K 64 1
                                    

Następny tydzień pracy był o wiele lepszy w stosunku do poprzedniego. Chociaż nie był to szczególnie imponujący wyczyn.

Tak jak Hermiona się spodziewała, poniedziałek znów był pełen ukradkowych spojrzeń, ale nie były one nawet w połowie tak groźne jak poprzednio. Być może po zobaczeniu zdjęcia jej i Draco w Proroku, ludzie zaczęli łagodnie akceptować tę parę. Nie żeby dla Hermiony miało znaczenie to, czy aprobują jej pozorne zaręczyny. Nawet gdyby to nie było na pokaz, nie przejmowałaby się ani jedną opinią. Dopóki pozwalali jej wykonywać swoją pracę w spokoju, mogli myśleć i wierzyć w co tylko chcieli.

Jednak bardziej znacząca zmiana w tygodniu zaszła między nią a Draco. Od czasu wspólnego obiadu w niedzielny wieczór nadal jadali razem. Ten, kto pierwszy wrócił do domu, zaczynał gotować posiłek, a potem drugi nakrywał do stołu i sprzątał, kiedy skończyli jeść.

Było to o wiele przyjemniejsze niż samotne jedzenie, jak tydzień wcześniej. Zadawali sobie nawzajem pytania na temat rzeczy, którymi dzielili się na swoich kartkach, a nawet rozmawiali o swoich dniach w pracy — w której, jak odkryła w końcu Hermiona, Draco pracował jako tłumacz Starożytnych Run dla Gringotta. Teraz, kiedy znaleźli sposób na spokojną komunikację, wspólne życie nie było tak nieznośne, jak początkowo przewidywała.

Wciąż jednak unikała z nim omawiania jednej ważnej rzeczy, a w czwartek nie mogła już dłużej zwlekać. Do ich przyjęcia zaręczynowego pozostały już tylko dwa dni, a ona nadal nie przyprowadziła go do domu swoich rodziców, aby go właściwie przedstawić, co obiecała matce. Kiedy zapewniła Draco, że to nie będzie nic formalnego, tylko deser, podczas gdy jej rodzice będą zadawać mu pytania, zgodził się dość łatwo.

W ten sposób ona i Draco stali teraz przed jej domem z dzieciństwa.

- Po prostu... bądź dla nich uprzejmy - powiedziała, maskując nerwy, które w niej drżały.

- Myślisz, że powiem coś okrutnego tylko dlatego, że są mugolami? — zapytał Draco. Uniósł brew. – Czy nie przerabialiśmy tego wystarczająco dużo razy?

Hermiona posłała mu szybkie spojrzenie z boku.

– Nie martwię się o to – była zszokowana, gdy się do tego przyznała. – Bardziej martwi mnie to, jakie złośliwe komentarze możesz wygłosić.

Draco uśmiechnął się.

- Teraz rozumiem - zadrwił. – Boisz się, że zrobię złe pierwsze wrażenie na rodzicach mojej narzeczonej.

Hermiona uderzyła go wierzchem dłoni, kiedy wybuchnął figlarnym śmiechem. Rozumiała, że ​​tylko się z nią droczy, oboje świadomi, że to spotkanie nie będzie miało większego znaczenia, kiedy przeżyją przyjęcie zaręczynowe, ale nadal nie chciała, żeby wyszło źle. Kiedy jego śmiech ucichł, Hermiona zadzwoniła do drzwi i wysłała jeszcze jedną modlitwę do Godryka, Roweny i Heleny, aby ten wieczór nie był katastrofą.

To matka Hermiony otworzyła drzwi i przywitała Hermionę ciepłym uściskiem.

- A ty musisz być Draco - powiedziała matka Hermiony, a jej uśmiech promieniał, gdy witała gościa. – Możesz mówić do mnie Jean.

- Miło cię poznać, Jean - odrzekł Draco. Potem wyciągnął butelkę wina, którą uparł się przynieść. – Nie jestem pewien, czy miałaś przyjemność spożywać elfickie wino, więc pomyślałem, że ci trochę przyniosę.

- Nie, nie piłam go jeszcze, więc dziękuję - powiedziała Jean. - Wejdźcie. Pójdę po twojego ojca, Hermiono, a potem otworzymy tę butelkę.

Hermiona i Draco weszli do domu, a ona uważnie obserwowała Draco, który podziwiał przestrzeń. Nie było tak, żeby dom jej rodziców był powodem do wstydu — oboje jej rodzice byli dentystami i zawsze udawało im się utrzymać dobry standard życia — była bardziej ciekawa, jak zareaguje na fakt, że był w mugolskim domu.

A Proposal of SortsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz