biało-czerwony dom

7 0 0
                                    

Baltazar od dziecka powtarzał "Nie mam marzeń, mam misje." Jego życiowe motto wpoił mu ojciec, który mimo twardego stąpania po ziemi, (miał miękkiego chuja) ambicje miał w chmurach. W krótce pragnienia chłopaka przewyższyły pragnienia ojca i tak oto już mając pięć lat wiedział kim chce zostać. Białym. Nie jakimś przeciętnym białym. Wiedział że chce być we fladze i wiedział że chce tego dokonać w jak najmłodszym wieku. Był przekonany że im szybciej tą flagą zostanie, tym więcej będzie miał szansę zdziałać.

Od najmłodszych lat słyszał że jest idealny, dlatego też usiłował dorównać wymaganiom. Nauczyciele niedowierzali że taki uczeń może istnieć. Co więcej angażował się we wszystkie dodatkowe zajęcia, które mogły by mu pomóc odnieść sukces. Podanie do wyborów na flagę złożył równo w dzień swoich 19 urodzin i mimo że nie życzył nikomu śmierci, to skrycie liczył na to że w krótce odbędą się kolejne wybory. Z każdym mijającym rokiem gniew się w nim gotował, wszystkie szkody ponosił jego pokój. Nikt nie zliczy ile naczyń i lustr stłukł "przypadkiem".

Był świadom swoich problemów z agresją, ale wmawiał sobie że ten gniew to pragnienia, które musi zaspokoić. Ku jego zdziwieniu, nie znikła gdy był najlepszym uczniem w klasie, szkole, mieście czy kraju. Nie znikła gdy dostał się na najlepsze studia prawnicze w kraju. Dlatego był przekonany że zniknie gdy usłyszy swoje imię w telewizji.

Tak się jednak nie stało. Miał 26 lat i wreszcie osiągnął swój życiowy cel. Mimo to wciąż nie poczuł tego co sądził że poczuje. Wytłumaczył to sobie tym, że nie ma co czuć się usatysfakcjonowanym. Ciężka praca dopiero przed nim.

Gdy następnego ranka się obudził, niemal wyskoczył z łóżka. Zaczął od puszczenia Chopina, nie wytrzymał jednak z słuchaniem go dłużej niż minutę i przełączył na swoją ulubioną piosenkę. Z trudem powstrzymywał się przed krzykiem i jedynie nucił.

-Sexoholik... grzeczne dupy nie chcą ze mną chodzić... nie grzeczne dupy chcą się pierdolić...- Zaczął od swojej porannej rutyny, ogolił się, wziął prysznic. By pozbyć się głodu nikotynowego nakleił sobie magiczne plasterki. W końcu był zdania że głowa państwa nie powinna palić, do tego on chciał długo pożyć. Wciąż miał żal do siebie z przeszłości że zaczął, jednak wiedział że bez tego pewnie strzelił by sobie w łeb jak Werter. W ten sposób przynajmniej zachowywał pozory idealności.

Wszystkie najważniejsze rzeczy miał już spakowane w walizkach i postawione ostrożnie w garderobie. Ubranie na ten dzień miał zaplanowane od lat. Znalazł swój specjalny wieszak i po kolei zdejmował z niego elementy garderoby. Zaczął od białych jeansów, następnie założył białą koszulę z długim rękawem, którą starannie włożył w spodnie. Całość dopełnił białym paskiem ze srebrną klamrą. Na koniec założył białe skarpetki i zimowe, oczywiście że białe, półbuty.

Gdy wszedł do jadalni o równej 8 rano, zastał nie tylko swoich rodziców, ale też braci.

-Dzień dobry.- Powiedział zwracając na siebie uwagę.

-Przyszedł do Ciebie list!- Odezwał się jego starszy brat.

-Melchior.- Skarciła go matka. -Najpierw się wita. Dzień dobry, jak się czujesz?-

-Dobrze, czy mogę... zobaczyć list.- Ekscytacja jaką odczuwał Baltazar była gigantyczna, miał ochotę wyrwać list z rąk brata i rozerwać kopertę. Zdołał się jednak powstrzymać. Usiadł przy stole i starannie otworzył kopertę specjalnym do tego nożykiem. Gdy przeczytał zawartość listu, z trudem powstrzymał pisk radości. Wziął głęboki wdech, odłożył list na stół i spojrzał na swojego ojca, który przyglądał mu się z wyczekiwaniem. -Jestem we fladze.- Oznajmił. Cała rodzina naraz wstała i przytulili się. Było to ekstremalnie niezręczne i dziwne, ale równocześnie miłe.

biało-czerwony romansWhere stories live. Discover now