Zerwałam się z łóżka i oszołomiona padłam na kolana. Obudził mnie przeraźliwy dźwięk mojego budzika, który był głośniejszy niż syrena strażacka. Sięgnęłam po telefon, by go wyłączyć, a następnie usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Usłyszałam lekkie skrzypnięcie drzwi i odwróciłam głowę. W progu stał wysoki, przystojny brunet z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie shorty przed kolano, szary t-shirt i czarne Slip Ony.
-Zapomniałem wczoraj się przedstawić - zaczął i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. -Brooklyn - powiedział.
-Rosalie - odparłam i zaśmiałam się, żeby nie robić tej chwili jeszcze bardziej niezręcznej.
-Ruszaj tyłek, bo się spóźnimy - dodał i opuścił pomieszczenie. Przewróciłam oczami z rozbawieniem i wybrałam ubrania, które dzisiaj założę. Postawiłam na jeansy z wysokim stanem, zwykły, biały top i bordową bluzę. Zniknęłam za drzwiami łazienki i wykonałam podstawowe poranne czynności.
Nawet nie byłam zmęczona wczesną pobudką. Zmiana miejsca zamieszkania chyba wyjdzie mi na dobre. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, a następnie wyszłam z łazienki. Wzięłam z szafki telefon, rozczesałam włosy i opuściłam pokój. Tego dnia nie biorę ze sobą torby, skoro nawet nie znam planu lekcji.
Wskoczyłam do czarnego Land Rovera i zapięłam pasy. Musiałam chwilę poczekać, zanim zjawił się brunet i odpalił silnik.
-Dzisiaj wszystkie lekcje mamy razem - próbował zacząć temat, ale specjalnie go nie słuchałam. -Widzę, że się cieszysz.
-Co? - zapytałam, wyrwana z przemyśleń.
-Tak myślałem. Wysiadaj - popędził mnie i opuścił samochód, a ja poszłam w jego ślady. Z trudem wyszłam z wysokiego samochodu tak, żeby wyglądać olśniewająco i oszałamiająco. Nieszczęśliwym trafem telefon wyśliznął mi się z ręki i spotkał się z twardym asfaltem.
-Cholera - mruknęłam pod nosem i schyliłam się po rzecz. Miał lekkie pęknięcie w górnym rogu, ale działał.
-Gratulacje - powiedział Brooklyn teatralnie klaszcząc i kręcąc głową z rozbawieniem.
-Śmieszne - odpowiedziałam z sarkazmem i zaczęłam odchodzić.
-Czekaj, poznasz moich znajomych - złapał mnie w przedramieniu i przyciągnął bliżej siebie. -Zaraz wszyscy pomyślą, że jesteśmy razem, więc uważaj z kim gadasz - szepnął mi na ucho.
-Brooklyn, stary, kupę lat - powiedział wysoki, dobrze zbudowany szatyn podchodząc do nas i poklepał mojego towarzysza po ramieniu. Zrobili coś w stylu przyjacielskiego przywitania najlepszych przyjaciół na świecie, którzy są najlepszymi przyjaciółmi na świecie i muszą oznajmić całemu światu o swoim przyjacielstwie (?) wliczając w to przybicie piątki, żółwika i poklepanie po czole. Co z nimi jest nie tak?
-Nie widzieliśmy się dwa dni, Jack, ostatnim razem na imprezie u Amandy. W zeszłą sobotę - roześmiał się Brooklyn.
-Cicho, chciałem, żeby było jak w filmach - odparł zmieszany, ale za chwilę także zaczął się śmiać. -A co to za nowa koleżanka? - zapytał zbliżając się do mnie. Przygryzł wargę, a następnie wyciągnął rękę przed siebie.
-Ej, ej, łapy przy sobie - skarcił go Brooklyn odpychając jego ręce. -Jest pod moją opieką.
-Nie jestem pod niczyją opieką - zaprotestowałam. -Jestem Rosalie - przedstawiłam się i uścisnęłam rękę ciemnookiego. Brooklyn zmierzył mnie wzrokiem, ale zaraz potem uśmiechnął się i powiedział:
-Za chwilę zaczyna się matma, więc chyba już pójdziemy.
-Matma? Nie tak wyobrażałam sobie początek tygodnia - mruknęłam przemierzając korytarz krok w krok za chłopakiem. Nagle zatrzymał się, a ja wpadłam na jego plecy. Przybił piątkę z wysokim brunetem, którego imienia nie dosłyszałam. Zamienili kilka słów, a kiedy skończyli, wyminął mnie mierząc wzrokiem i odszedł.
CZYTASZ
escape // shawn mendes
Fiksi Penggemar"Nie możesz wiedzieć, po prostu nie. I to nie jest tylko dla twojego dobra. To jest dla dobra nas wszystkich. Nie tylko mnie czy ciebie, to dla dobra Shawna, każdego mojego bliższego kolegi, który też coś wie. To dla dobra, chociażby... twoich rodzi...