| 01 |

4.3K 331 80
                                    

Zerwałam się z łóżka i oszołomiona padłam na kolana. Obudził mnie przeraźliwy dźwięk mojego budzika, który był głośniejszy niż syrena strażacka. Sięgnęłam po telefon, by go wyłączyć, a następnie usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Usłyszałam lekkie skrzypnięcie drzwi i odwróciłam głowę. W progu stał wysoki, przystojny brunet z szerokim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie shorty przed kolano, szary t-shirt i czarne Slip Ony.

-Zapomniałem wczoraj się przedstawić - zaczął i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. -Brooklyn - powiedział.

-Rosalie - odparłam i zaśmiałam się, żeby nie robić tej chwili jeszcze bardziej niezręcznej.

-Ruszaj tyłek, bo się spóźnimy - dodał i opuścił pomieszczenie. Przewróciłam oczami z rozbawieniem i wybrałam ubrania, które dzisiaj założę. Postawiłam na jeansy z wysokim stanem, zwykły, biały top i bordową bluzę. Zniknęłam za drzwiami łazienki i wykonałam podstawowe poranne czynności.

Nawet nie byłam zmęczona wczesną pobudką. Zmiana miejsca zamieszkania chyba wyjdzie mi na dobre. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, a następnie wyszłam z łazienki. Wzięłam z szafki telefon, rozczesałam włosy i opuściłam pokój. Tego dnia nie biorę ze sobą torby, skoro nawet nie znam planu lekcji.

Wskoczyłam do czarnego Land Rovera i zapięłam pasy. Musiałam chwilę poczekać, zanim zjawił się brunet i odpalił silnik.

-Dzisiaj wszystkie lekcje mamy razem - próbował zacząć temat, ale specjalnie go nie słuchałam. -Widzę, że się cieszysz.

-Co? - zapytałam, wyrwana z przemyśleń.

-Tak myślałem. Wysiadaj - popędził mnie i opuścił samochód, a ja poszłam w jego ślady. Z trudem wyszłam z wysokiego samochodu tak, żeby wyglądać olśniewająco i oszałamiająco. Nieszczęśliwym trafem telefon wyśliznął mi się z ręki i spotkał się z twardym asfaltem.

-Cholera - mruknęłam pod nosem i schyliłam się po rzecz. Miał lekkie pęknięcie w górnym rogu, ale działał.

-Gratulacje - powiedział Brooklyn teatralnie klaszcząc i kręcąc głową z rozbawieniem.

-Śmieszne - odpowiedziałam z sarkazmem i zaczęłam odchodzić.

-Czekaj, poznasz moich znajomych - złapał mnie w przedramieniu i przyciągnął bliżej siebie. -Zaraz wszyscy pomyślą, że jesteśmy razem, więc uważaj z kim gadasz - szepnął mi na ucho.

-Brooklyn, stary, kupę lat - powiedział wysoki, dobrze zbudowany szatyn podchodząc do nas i poklepał mojego towarzysza po ramieniu. Zrobili coś w stylu przyjacielskiego przywitania najlepszych przyjaciół na świecie, którzy są najlepszymi przyjaciółmi na świecie i muszą oznajmić całemu światu o swoim przyjacielstwie (?) wliczając w to przybicie piątki, żółwika i poklepanie po czole. Co z nimi jest nie tak?

-Nie widzieliśmy się dwa dni, Jack, ostatnim razem na imprezie u Amandy. W zeszłą sobotę - roześmiał się Brooklyn.

-Cicho, chciałem, żeby było jak w filmach - odparł zmieszany, ale za chwilę także zaczął się śmiać. -A co to za nowa koleżanka? - zapytał zbliżając się do mnie. Przygryzł wargę, a następnie wyciągnął rękę przed siebie.

-Ej, ej, łapy przy sobie - skarcił go Brooklyn odpychając jego ręce. -Jest pod moją opieką.

-Nie jestem pod niczyją opieką - zaprotestowałam. -Jestem Rosalie - przedstawiłam się i uścisnęłam rękę ciemnookiego. Brooklyn zmierzył mnie wzrokiem, ale zaraz potem uśmiechnął się i powiedział:

-Za chwilę zaczyna się matma, więc chyba już pójdziemy.

-Matma? Nie tak wyobrażałam sobie początek tygodnia - mruknęłam przemierzając korytarz krok w krok za chłopakiem. Nagle zatrzymał się, a ja wpadłam na jego plecy. Przybił piątkę z wysokim brunetem, którego imienia nie dosłyszałam. Zamienili kilka słów, a kiedy skończyli, wyminął mnie mierząc wzrokiem i odszedł.

escape // shawn mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz