Chapter 01

33 4 5
                                    

  Caroline wpatrywała się beznamiętnie w szybę samochodu, który poruszał się z dużą prędkością po pustej drodze. Pora była wczesna, a żar lejący się z nieba dodatkowo sprawiał, że nikt nie miał ochoty wyściubiać nosa z domu. W budynkach, które mijali, zasłony były pozasuwane, a na trawnikach stale działały zraszacze, aby nie wyschły. Nawet owady wyjątkowo nie obijały się o samochód, jak miały w zwyczaju. Choć to było ciężkie do wyobrażenia, widocznie nawet im przeszkadzał wszechobecny upał. Dziewczyna czuła, jak koszulka zaczyna kleić się jej do ciała, po zetknięciu ze skórzaną tapicerką. Stale włączona klimatyzacja również nie dawała rady do końca zaspokoić jej potrzeb. 

  Smętne rozmyślania przerwało jej ciche, stłumione powiadomienie dochodzące z kieszonki torby leżącej obok. Z westchnieniem nieco się podniosła, aby przyciągnąć ją do siebie i wydobyć sprawcę hałasu. Była ospała od panującego wszędzie ciepła, więc na początku ciężko jej było złapać w palce maleńki suwak, a następnie za niego pociągnąć. Wyślizgnął jej się co najmniej dwa razy. Kiedy w końcu jej się to udało i już trzymała telefon w dłoni, nie zdążyła nawet zobaczyć, jakie to było powiadomienie. Głos jej ojca, siedzącego za kierownicą, brzmiący nawet tak cicho, był idealnie słyszalny. 

  – Oddaj go, Caroline – zażądał, nawet nie spoglądając w jej stronę. Nie musiał.

  Dziewczyna przewróciła oczami, wyciągając rękę z telefonem do przodu, w stronę jej matki. Ta bez słowa przejęła urządzenie i schowała je do swojej torebki.

  – Jasne, jak zwykle. Mam rozumieć, że teraz od nowa ze sobą nie rozmawiamy. Nawet na mnie nie nakrzyczycie? – burknęła pod nosem, krzyżując ramiona na piersiach.

  Cisza ją irytowała. Wolała, kiedy podnosili na nią głos, kiedy piszczało jej w uszach. W tej bezbarwnej ciszy ukryte były tak wielkie pokłady rozczarowania, że nawet jej było ciężko to wytrzymać. 

  – Porozmawiamy w domu. To nie jest czas ani miejsce odpowiednie na dyskusje. Po prostu siedź cicho – odpowiedziała jej matka, tym samym niemożliwie spokojnym głosem, ucinając całą wymianę zdań. 

  Caroline wymamrotała pod nosem kilka słów, na jej szczęście, nie usłyszanych przez dwójkę dorosłych siedzących z przodu. Już teraz wiedziała, że tym razem prawdopodobnie przesadziła. Kiedy dyrektor jej szkoły dzwonił do matki bądź ojca, a oni musieli ponownie zerwać się z pracy, aby odebrać ją po kolejnym wybryku, nigdy nie było cicho. Krzyczeli, prawili kazania, recytowali ponownie to, na co ma szlaban, i ile ich jeszcze może dostać. Teraz siedzieli w całkowitej ciszy, a dziewczyna czuła, jak od tego zaczyna narastać w niej niepokój i śladowe ilości gniewu. 

  Została wydalona z dwóch gimnazjów znajdujących się w jej mieście, więc musiała dojeżdżać do innego. Mniej więcej godzina drogi w jedną stronę nie była najmilszym przeżyciem, szczególnie, że codziennie spędzała ten czas w samochodzie z przynajmniej jednym rodzicem. Często przez słuchawki założone na uszy nie słyszała, kiedy ci marudzą pod nosem, że muszą dodatkowo robić tyle kilometrów. W tej szkole trzymała się przez ostatnie półtorej roku swojej edukacji na poziomie gimnazjum, więc i tak dłużej, niż w dwóch poprzednich. Jutro miała zakończyć ten rozdział w swoim życiu, a przed nią były piękne dwa miesiące wolności. Nie miała zamiaru pojawiać się w domu częściej, niż to konieczne.

  Cichy szum elektrycznego silnika sprawił, że powoli usnęła w miękkim obiciu fotela. Dzięki temu droga do domu upłynęła jej o wiele szybciej. Nim się obejrzała, poczuła, że samochód zatrzymuje się na podjeździe pod ich domem. Zamrugała kilkukrotnie i podniosła głowę, odgarniając czarne włosy z twarzy. Lekko skrzywiona odsunęła się od fotela, czując, że niemalże przykleiła się do niego. Zarzuciła sobie torbę na ramię, otwierając drzwi samochodu. Teraz była zmęczona, pomimo tego, że dochodziła zaledwie dwunasta po południu. Czuła, że pogadanka z rodzicami będzie cięższa niż zwykle. 

Academy of DarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz