Rozdział 8 ,,Decepticoński jeniec, poród"

335 6 21
                                    

* Hej można prosić o jakiś komentarzyk? Ten Decepticon bardzo prosi, a swoją drogą do jakiej frakcji chcielibyście należeć?

Optimu stał w drzwiach do pokoju zabiegowego i obserwował swojego starego przyjaciela. Medyk skończył opatrywać pojmanego Cona. Pokryta cybertrońskimi znakami lśniła w słabym, surowym świetle lamp. 

- Jest stabilny, niedługo się ocknie.

Powiedział medyk skuwając pojmanego błyszczącymi na lazurowo kajdanami. W bazie były wszystkie Autoboty. Strażnicy dziś nie odebrali swoich ludzkich przyjaciół, nie pomyśleli o nich.

Arcee i Bee przygotowali blastery i wycelowali w nieruchomego mężczyznę. Nagle zapikał jeden z komputerów i w bazie rozległ się zdenerwowany głos Fowlera.

- Prime! Na brodę Lincolna i Biały Dom co wy tam wyprawiacie! Walka i pościg z udziałem policji, z dwóch miast i tajemniczy myśliwiec podobny do tych federalnych!!

Krzyczał agent niemal chrypnąc z wściekłości. Optimus miał ochotę zatkać uszy, czuł ból głowy i nagłe spotęgowanie zmęczenia, które odczuwał od bardzo dawna. 

- Wybacz agencie Fowler, jednakże Decepticony nie znajdują się pod nasza kontrolą i nie zależy im na zachowaniu tajności.

Powiedział jak zawsze swoim spokojnym, głębokim głosem zerkając kątem optyki na nieprzytomnego lotnika. Liczył, że bot będzie mówił, nie chciał sięgać po mniej konwencjonalne metody przesłuchań, typowe dla Decepticonów.

Wszyscy czekali pełni napięcia, aż włączą się systemy żołnierza Megatrona. Nastąpiło to pod wieczór, przez ten cały czas Autoboty uparcie ignorowały telefony od swoich ludzkich przyjaciół, który przestali się do nich dobijać jakieś cztery godziny temu.

Arcee naładowała blaster i wycelowała w powoli odzyskującego przytomność Cona. Seeker zamrugał optykami wyostrzając obraz. Zaczął analizować swoje położenie, bowiem to miejsce nie było zatoczką medyczną Knockouta, pokojem dla chorych czy też jego kwaterą, którą dzielił z braćmi. W końcu zrozumiał gdzie się znajduje, gdy w polu widzenia znalazł się wysoki czerwono niebieski bot. Wysoki prawie tak jak Megatron.

- Optimus Primei jego banda.

Syknął zjadliwie Lasereyes i rozejrzał się pogardliwie po starej bazie rakietowej. Ta kryjówka była... dziwaczna. 

- Ta Lasereyes, znam go aż za dobrze.

Powiedział jeden z botów, a dokładniej żółty zwiadowca. Uczeń Starscream'a spojrzał na niego i uśmiechnął się iście paskudnie. 

- No proszę, widzę, że wierny piesek jak zawsze na posterunku.

Powiedział lotnik starając się zamaskować lekki strach. Czuł, że jest unieruchomiony i bez czyjejś pomocy się nie wydostanie. Nie był też tak głupi aby próbować nadać sygnał SOS. Dobrze wiedział, że ten nie przebije się przez system tłumiący, który chronił bazę. Lasereyes'owi, nie uśmiechała się wizja, która powoli się przed nim malowała. Czekanie na rozwój wypadków, bez kontroli nad nimi.

Jego skrzące się na czerwono i żółto oczy spoczęły na przywódcy wrogiej mu frakcji. Czekał na ruch większego mężczyzny.

*  *  *

Shockwave wył w niebogłosy z bólu, który zalewał jego podzespoły i wypełniał procesor. Były senator wbijał smukłe palce w poszycie stołu i wyginał się niemal w łuk. Do jego audioreceptorów ledwo dochodziły słowa medyka. Ledwo je rozumiał. Tak duży ból uważał za nielogiczny. 

- Jeszcze trochę Shockwave, już prawie się udało!

Zawołał Knockout, którego twarz i pierś zdobiły paskudne zadrapania. Wynik napadu szału komandora, na wieść o porwaniu jego podwładnego. Stalowe szpony zdołały dosięgnąć jedynego medyka, nim Vehicony wspomagane przez Breackdowna i Dredwinga. Zdołały odciągnąć wściekłego, szarego bota.

Logiczne Iskry [Transformers Prime]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz