Erwin kolejny raz zaprosił policjanta, który był poza swoją służbą na rozmowę, na ich dachu. Rzucił niedopałek papierosa na ziemie i go zdeptał, usiadł na krawędzi i czekał na znajomą mu Corvette, gdy ją ujrzał z szczerym uśmiechem pomachał starszemu mężczyźnie. Chciał wyjaśnić jedno, czym była ich znajomość, relacja? Na czym stali, bo jednak całowanie się po kątach po udanej akcji, czy dyskretne spotkania były niczym cudowne randki przy świetle księżyca. Gdy tylko Gregory był bliżej Erwina skrzyżował ręce na klatce piersiowej i na niego spojrzał. Nie miał ochoty się z nim spotykać, rozmawiać cokolwiek, mimo iż Knuckles siedzi narazie bez poszukiwania to coś mu zabraniało w środku żeby tu być.
— Siadaj — rzucił nie unosząc głowy — mamy sobie do pogadania.
— Wolałbym żebyś to ty wstał, nie chce mieć żadnego ryzyka śmierci. — Siwowlosy westchnął i wstał stając do niego twarza — więc?
— Czym to jest? — Montanha uniósł brwi i pokręcił głową.
— Czym co jest?
— Nasza znajomość, czym jest.
— Niczym. — Odpowiedział bez żadnych uczuć, czy najmniejszego zastanowienia.
— Słucham? — Złotooki prychnął — czyli niemalże pieprzenie się po kątach jest dla ciebie niczym? Czego w sumie mogłem się spodziewać, zwłaszcza po, kurwa, tobie Gregory!
— Drzyj się głośniej może całe Los Santos cię usłyszy — wzruszył ramionami — jest dla mnie niczym, słuchaj-
— Nie, skończ. To chyba ja kurwa źle zrozumiałem przekaz, wolałeś pieprzyć dwie osoby naraz! Mnie i swoja suczkę przepraszam, bo pewnie ciebie i ją uraziłem. Swoją Mie Clark! — Zaśmiał się — powodzenia z takim myśleniem Gregory. — Szatyn złapał go za kołnierz i podniósł do góry.
— Jestes śmieszny i żałosny zarazem. Poniżasz się Knuckles, serio myślałeś że dasz rade pieprzyć górę policji? I że ja nie ogarne że robisz to dla własnych pierdolonych interesów? Jestes żałosny Erwin, pieprzyć to możesz sobie innych policjantów po informacje, nie mnie. — Puścił go pchając do tyłu, Erwin upadł na dłonie sycząc z bólu — ojej gangsterek sie potłukł? Może chcesz plasterek?
— Ty zajebany kundlu, w dupie mam interesy dla mojego dobra, zauważ tym swoim rozumowaniem jak w piździe mam twoje rzeczy! Raz, raz cię zapytałem o jedną rzecz, która nic nie zmieniła w moim życiu! — Erwin zaśmiał się i wstał — dostawałeś ode mnie wszystko na tacy, chciałem ci pomóc ratować tą jednostkę, bo ona upada. Wiesz co Gregory, pierdol się, słuchaj się dalej swojej Mii.
Erwin odszedł zeskakując z dachu na mały daszek niżej, po czym zszedł na trawnik idąc w strone budynku w którym przesiadywał ostatnio więcej czasu niż w mieszkaniu, gdzie czekała na niego reszta. Gregory zaśmiał się pod nosem i wrócił do samochodu jadąc do swojego mieszkania. Mimo tego że powiedział to co czuje, czuł się winny za zrobienie czegoś takiego.
Knuckles wszedł po cichu do garażu i próbował jak najszybciej pozbyć się odłamków szkła z lewej dłoni. Vasquez który siedział w budynku wszedł do garażu patrząc na młodszego.
— Wszystko okej? — Zapytał podchodząc bliżej — potrzebujesz z tym pomocy? — Erwin pokiwał głową, Vasquez przysunął krzesło i złapał za apteczke. — Pobiłeś się? — siwy pokręcił głową, szatyn zaczął powoli wyjmować odłamki. Odkaził rany i je zabandażował — Chcesz wyjaśnić co się stało?
— Nie. — Rzucił oschle patrząc na obie dłonie — nie chce.
— Okej, chcesz żebym kogoś zawołał? Zadzwonił? Może do Grześka? Wiem, że w takich chwilach go-
— Sindacco powiedziałem, że nie chce wyjaśniać co się stało i nie próbuj mi szukać pomocy na siłę — wysyczał — możesz mnie zostawić?
Niebieskooki nic nie powiedział, zabrał rzeczy i wyszedł z garażu. Knuckles odetchnął i ścisnął dłoń, nie obchodziło go to że to boli, po prostu musiał się na czymś wyżyć, a to była jedyna rzecz w pobliżu. Wstał i wszedł do środka budynku idąc prosto do swojego biura, rzucił woreczek z białym proszkiem, każdemu niestety dobrze znanym, zawinął banknot jednodolarowy i zaczął powoli układać kreski na durnym dębowym biurku. Łzy pociekły po policzkach mężczyzny, gdy przez jego myśl przebiegł poprzedni rok i długie pocałunki na jego ciele w wakacyjny wieczór.
CZYTASZ
chosen. - morwin
FanfictionErwin niewiele oczekiwał od policji, zwłaszcza w Los Santos, drwił z jednostki na każdym swoim kroku. Zawsze wiedząc iż na sobie ma list gończy potrafił bezczelnie wejść na komendę i poprosić o rozmowę z jakimś policjantem. Gregory'ego natomiast nie...