2.

332 22 0
                                    

Erwin złapał za torbę i wrzucił ją do samochodu, przetarł skronie, biorąc telefon w dłoń. Carbonara wsiadł do samochodu, patrząc na niego, rzucił paczkę papierosów Erwinowi, żeby odwrócić jego uwagę. Młodszy spojrzał na niego pytająco, łapiąc za paczkę.

— Blanty. Cała paczka niczym fajki. — Wymamrotał — spal jednego przed akcją.

— Jasne, cholera San nie odbiera — ugryzł wnętrze policzka — mam cholernie złe przeczucie...

— Może jest zajęty? Ogarnianiem tego wszystkiego, dałeś mu po prostu zasmakować tego co ty przechodzisz. Spokojnie stary nic się nie stało. — Uśmiechnął się w jego stronę.

— Albo jestem jebanym paranoikiem, albo mija nas 6 raz radiowóz jadący w miejsce, gdzie jest San. — Nicollo zaśmiał się pod nosem — niezabawne, jak dorośniesz, to porozmawiamy.

  Białowłosy nie wytrzymał i zaczął się śmiać jak nienormalny, Erwin jedynie parsknął na jego reakcje i odpalił papierosa. Kolejny radiowóz ich minął, a powiadomienie z telefonu Erwina wyświetliło się na ekranie samochodu. Carbonara zerknął na nie, po czym na Knucklesa.

— Montanha? Ty, a może was coś łączy?

— Nie ciołku, ty numerów ludzi nie zapisujesz? — Nicollo jęknął z desperacji i przyjrzał się siwowłosemu — teraz wybacz, oddzwonię.

  Erwin trzasnął drzwiami samochodu i wybrał numer do Montanhy. Carbonara przyjrzał się jedynie jego ruchom i zignorował go. Choć na bycie wrednym i męczeniem go następne miesiące, że po jego ruchach ciała coś go łączy z Montanha.

— Tak? — Zachrypnięty głos Gregory'ego wybudził Erwina — dzwoniłem.

— Wiem, po co? — Zapytał, poprawiając kołnierz — coś się stało? Jesteś na komendzie i cię odebrać?

— Zostałem w domu. Mam zaraz czterdzieści lat Erwin, dzwonie, bo może to jest ważne. — Cisza irytowała Knucklesa, a Gregory przełknął ślinę — jest to za cholerne nieetyczne dla mnie, choć jestem poza służba, ale mają Sana.

— Żartujesz sobie? — Erwin zapytał, pukając w szybę auta — powiedz, że sobie kurwa żartujesz.

— Jest ranny, na szpitalu, dzwoniłem do Mii.

— Carbo, pisz do Davida, Speedo jest akcja — Montanha mruknął coś pod nosem — jestem ci naprawdę wdzięczny, choć z którejś strony ci nie ufam.

— Jesteś z Carbo? To mi zaufaj, w tym, ryzykuje robota dla Sana, mojego przyjaciela Erwin. Dla naszego wspólnego przyjaciela. — Gregory zakończył połączenie.

Knuckles wsiadł za kółko, wyrzucając papierosa za okno, wyjechał z piskiem opon Nicollo spojrzał na niego zdziwiony jak szybko Erwin, przeszedł z zestresowanego na niemalże wkurwionego. Wysłał ostatnią wiadomość i spojrzał na niego.

— Co się stało? — Knuckles skręcił w uliczkę.

— Maja Sana, Gregory mi to przekazał. Są na szpitalu, wyjmij z bagażnika dwa glocki i kamizelki, skończyło się pierdolenie. — Prychnął, odpalając kolejnego papierosa — chcą wjebać Sana na całe życie. Nie dopuszczę do tego kurwa, ja jadę z tobą i Davidem, Speedo z Vasquezem i Heidi.

Carbonara pokiwał glowa i rzucił w stronę Knucklesa bron i kamizelkę. Siwowłosy wsadził broń za pasek spodni i założył kamizelkę, wyrzucił peta papierosa i usiadł na masce samochodu. Wyjął z kieszeni telefon i napisał do Gregory'ego, wiadomość dziękując mu za to, Nico zabrał pistolet i uśmiechnął się w stronę Davida.

*

  Gregory krzątał się po swoim mieszkaniu, próbując znaleźć sobie punkt zaczepki, jak się nie mylił, to był aż osiem razy na balkonie, bo myślał ze tam są jego papierosy, które zabrał Erwin, cztery razy zajrzał do lodówki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, mimo że głodny nawet nie był, żeby finalnie spędzić dwie godziny w łóżku, przeglądając wiadomości, których nigdy nie odczytał. Jakaś część tych wiadomości to jednak był Erwin ze swojego osiemnastego numeru telefonu, jak to mówił „żeby ta banda policyjnych pojebów go nie namierzyła". Montanha jęknął niezadowolony, odkładając telefon na swój brzuch i patrząc w sufit, była chyba godzina dziewiętnasta, mimo tego ze telefon mu idealnie przedstawi godzinę, czuł niechęć do ponownego podnoszenia go.

   Mógł stwierdzić ze w ciszy, zakłócanej dźwiękami syren policyjnych sprzed apartamentowca, spędził dobre trzydzieści minut. Patrzył tępo w sufit, licząc każdą sekundę, głośne irytujące powiadomienie wiadomości zniszczyło cisze Gregory'ego i zmusiło go na odpowiedzenie

— ,,Mam duży problem, zbyt duży. Możesz przyjechać na szpital?" Co do kurwy nędzy, Erwin? — Jęknął pod nosem, siadając na łóżku.

Zabrał z szafki nocnej portfel z dokumentami, zszedł na dół, wsiadł do pierwszego lepszego pojazdu i w przeciągu pięciu minut, parkował pod szpitalem. Wszedł do środka i poszedł w stronę recepcji, czekał chwile, aż brunet skończy rozmowę i zajmie się nim.

— W czymś pomóc? — zapytał, odkładając telefon.

— Czy mógłbym wiedzieć cokolwiek o Erwinie Knucklesie? — Zapytał patrząc w oczy niższego — och, policjant. Jest do ważne w sprawie — skłamał, uśmiechając się sztucznie.

— Tak jasne, um... pan Erwin leży na sali siedemnaście, oczekujemy, aż jego stan się polepszy, aby policja się nim zajęła — Gregory w myślach przeklął Knucklesa — Jest po strzelaninie.

— Czy mógłbym go pójść przesłuchać?

— Tak jasne, tylko proszę nie zadawać mocnych pytań — Gregory skinął glowa i ruszył do sali siedemnastej.

  Mężczyzna westchnął i zapukał do sali, poczekał chwile i ujrzał na krześle obok łóżka, przyjaciela Erwina. Był to bez złudzeń Nicollo Carbonara, jego lewa ręką był a gipsie, a plaster na łuku brwiowym podkreślał, ze to jeszcze niejedyna rana. Chłopak siedział i tłumaczył coś Erwinowi, Gregory odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.

— Na ki chuj tu Montanha? — Syknął białowłosy.

— Kazałem mu przyjechać. Nico, możesz wyjść? — drugi wyszedł, trzaskając drzwiami — tak na poważnie, to jestem w większym gównie niż kiedykolwiek.

— Kogo postrzeliłeś? — Erwin zaśmiał się — pytam poważnie. Kogo?

— Umm, Capele?

— Ja pierdole Erwin.

— Żyje, przywieźliśmy go, gdyby nie my mógłby się pożegnać ze swoja kariera — zapewnił — jak mogę się wykaraskać z postrzelenia komendanta?

— Był przytomny, jak go zgarnialiście? — Erwin skinął głową — wie, że wy to wy? Pogadam z nim, to wam złagodzi ten wyrok.

— Ja nie mogę pójść siedzieć, stary... błagam, zrób coś.

— Niech ci kurwa będzie, liczę na duży przelew i brak nachodzenia mnie — westchnął i wyszedł z sali, widząc Carbonare — wyciągam was z tego.

— Skąd mam wiedzieć, czy nie kłamiesz? — Montanha pokręcił głową, minął mężczyznę — pytam się, skąd?

— Jak mi Erwin nie zapłaci, to zacznę kłamać jak z nut, a teraz wybacz Nicollo Carbonara, wzywa mnie obowiązek odwiedzenia mojego przyjaciela z pracy i powrót na komendę z nim.

chosen. - morwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz