Erwin zaszedł do sklepu, kupując papierosy, nie dla niego, były dla Gregory'ego. Uśmiechnął się w stronę Carbonary, który pierwszy raz widział, jak Erwin kupuje papierosy. Oboje wyszli ze sklepu, siwowłosy schował paczkę do kieszeni płaszczu i włożył w nią rękę. Była aktualnie jesień, choć nie było aż tak zimno, mężczyzna nosił płaszcze. Białowłosy zerknął na niego, jak ten delektował się świeżym powietrzem.
— Po co ci papierosy? Przecież nie palisz.
— Ja nie pale tu racja, pewna osoba już tak — uśmiechnął się.
— Czy ty mówisz o Montanhie? — Ten skinął glowa — Erwin ja pierdole, to policjant.
— A ja jestem najbardziej poszukiwana osoba w mieście, wiesz, że chcą za mnie dawać milion — zaśmiał się — co z tego, ze to policjant Nico? Wisi na mnie list gończy o dobre piec baniek.
— Wiesz, ze cie sprzeda? — Erwin pokręcił glowa — mowie ci, sprzeda cię w pierwszej lepszej okazji.
— To niech sprzeda, wisi mi to. Nie jest to jakieś ciężkie do zrozumienia, tak wiem ze to policjant, tak wiem, że jestem najbardziej poszukiwana osoba, tak wiem ze mam zakaz wstępu do siedmiu stanów z pięćdziesięciu. Los Satnos to nie są kurwa moje wakacje stary, planuje zebrać tyle, ile mogę i wypierdalam do Europy najprawdopodobniej. Nie chce żyć już w stanach, znudziły mi się po tak długim czasie
— Erwin, ale on Cię może wydać właśnie do tych stanów, gdzie chcą jedynie twojej głowy. To nie powinno kurwa tak wyglądać, on jest niemalże łbem policji.
— Nicollo, odpuść — wsiadł do samochodu i opuścił szybę — zajmij się choć raz swoim okej?
— Niech ci kurwa będzie, potem nie przychodź z płaczem.
— Czemu ja w ogóle miałbym przed wami płakać? Mogę i zabrzmieć na chuja, kurwę i tak dalej, ale to, że jesteśmy przyjaciółmi, nie oznacza, że między nami jest tak świetna relacjach, że ja przed tobą będę wyć. — Wymamrotał, usadawiając się wygodniej — to, że jesteście mi wszyscy bliżsi, nie oznacza, że najbliżsi.
Przez resztę podróżny dwójka milczała, Nicollo z powodu słów Erwina czuł się zmieszany, nie wiedział, co ma sądzić. Co siwowłosy miał na myśli „jesteście mi wszyscy bliżsi, nie oznacza, że najbliżsi"? Byli rodziną, Kui stworzył z nich rodzinę, były spory między nimi, ale cholera, w jakiej rodzinie nie ma kłótni? Zatrzymał się przy molu, taki był cel podróży, nie dopytywał się nic, młodszy wysiadł bez słowa i ruszył przed siebie. Carbonara był zmieszany, wpadł na pomysł, że poruszy ten temat na jakimś spotkaniu, lecz najpierw porozmawia z innymi, jak się czują z relacją Erwina oraz Gregory'ego.
Chłód od oceanu przeszedł przez ciało Erwina, szum oceanu brzmiał pięknie, jego policzki były różowe od zimna. W oddali zauważył Gregory'ego, nie potrafił żaden z nich określić ich relacji, była wątpliwa oraz dziwnie złożona. Kochankowie nie było słowem, które by to opisało, wrogowie również, od przyjaciół było aż za daleko, a do związku jeszcze dalej. To był rodzaj znajomości, dziwnie zbudowanej znajomości... za dnia mogli się spotykać i rozmawiać na przeróżne tematy, za to na wieczór byli przeciwko sobie, często przykładając sobie lufy pistoletu do skroni.
To Erwin porywał niczemu winnym sobie policjantów, chcąc wyciągnąć od nich najważniejsze informacje, natomiast Gregory szukał ich chcąc, zamknąć kogoś, kto za tym stoi, złapać za skrawek informacji, który do niczego nie doprowadzi. Byli wrogami, jak i kochankami, żaden z nich nie miał zamiaru zmienić swojej strony i postawienia. Erwin kochał swoje życie, nawet jeśli był u skrawku niego wiele razy, jego historia była zbyt długa i zbyt zniszczona, aby się zmienić. Pokochał swoje życie takim, jakie jest. Za to historia Gregory'ego była zdumiewająca dla Knucklesa, były żołnierz, który mordował ludzi, specjalny tatuaż z liczbą, która oznajmiała, ile to było osób. Sześćdziesiąt siedem.
— Witaj Erwinie — szum znikł, ciepły głos wysokiego szatyna.
Miał na sobie płaszcz, inden tyczny jaki miał na sobie dwudziestopięciolatek, za to eleganckie spodnie, do których za pasem najpewniej była schowana broń, zarost nie był kilkudniowy, ale może dwutygodniowy. Długie rzęsy dopełniały wyglądu, a brązowe oczy były niczym czekolada.
— Witaj Grzesiu, mam prezent dla ciebie. — Uśmiechnął się delikatnie, wkładając rękę do kieszeni płaszcza, zauważył, iż dłoń starszego powędrowała za płaszcz.
Bron, chciał wyciągnąć broń, myśli, że chce go zaatakować.
Jedno zdanie przebiegło przez głowę Erwina, trzymał paczkę papierosów, zerknął chytrze na wyższego. Zaśmiał się delikatnie, stając krok do tyłu, postawa Montanhy zmieniła się diametralnie. Stał gotów by podbiec i przyłożyć lufę do głowy.
— Idiotyczne, idiotyczne. — Rzucił ze śmiechem, patrząc na niego — ty naprawdę widzisz tylko jedną stronę medalu. Ach, Grzesiu, gdybyś taki spryty był w innych sytuacjach. Mam rozumieć, że prezentu nie chcesz?
— Nigdy, nie mogę ci ufać w stu procentach. Nawet jeśli większość to prawda. — Erwin wyprostował się, chowając drugą dłoń.
— Rozumiem, w ten sposób, cóż... ja chciałem ci, aby podarować to — lewą ręką wyciągnęła paczkę papierosów, Gregory poczuł się głupio — niestety twoje słowa trochę zabolały, moje wielkie ego.
— Daruj sobie z tym ego. Dziękuję Ci, miły prezent, bardzo pamiątkowy — Gregory zabrał paczkę, dłonie Erwina były lodowate, mimo tego, iż były w kieszeniach — pamiętałeś, że kocham akurat te?
— Tak to, że wiele rzeczy często zapominam, nie oznacza, że najmniejszych detali nie zauważam... pamiętam również, że spierdoliłeś ten ostatni pościg — śmiech Erwina ocieplił rozmowę, z najpoważniejszej rozmowy zmieniła się w przekomarzankę.
— A żeby was szlag trafił Kukiel. Kiedy kolejne przesłuchanie? Jak magicznym cudem ty będziesz prowadził i wpierdolisz się w lampę?
— Oczywiście, że tak. Długo się naczekasz niestety. Jakieś plotki z komendy?
— Zero — Erwin westchnął — trzeba się naczekać, coś wokół Shelbiego lata.
— Wokół niego to latają laski, a nie plotki.
— Masz rację — zaśmiał się — to co, do zobaczenia wieczorem?
— Oj, nie, nie, nie! Dziś dzień wolny, nawet taki człowiek jak ja musi odpoczywać, a raczej dalej knuć — Montanha skinął głową — do zobaczenia jutro Grzesiu, może spodoba Ci się prezent!
CZYTASZ
chosen. - morwin
FanfictionErwin niewiele oczekiwał od policji, zwłaszcza w Los Santos, drwił z jednostki na każdym swoim kroku. Zawsze wiedząc iż na sobie ma list gończy potrafił bezczelnie wejść na komendę i poprosić o rozmowę z jakimś policjantem. Gregory'ego natomiast nie...