Rozdział 2 | Wszyscy mają się tłumaczyć

48 9 4
                                    

Ponownie usiadłem na łóżku gładząc się po kręgosłupie. Mam świadomość tego, że po alkoholu jestem w stanie zrobić o wiele więcej niż na trzeźwo, ALE więcej nie znaczy wszystko.

- Dzień dobry, wstał pan już. Podać śniadanie? - Miły głos lokaja wcale nie poprawił mi humoru.

- Tak, zrób coś dobrego - odrzekłem od niechcenia. - A najlepiej pośpiesz się, bo nie mam ochoty czekać.

Gdy lokajczyk opuścił moją sypialnię sięgnąłem po telefon, w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek. Jak do tego doszło? Niestety mój plan zadziałał i nikt z paparazzi nie rozpoznał mnie w moim nowym wydaniu. Może to i dobrze? Strach pomyśleć co jeszcze się wczoraj wydarzyło...

Na śniadanie dostałem moje ulubione jajka sadzone ze smażonym boczkiem i kromką świeżego chleba. Jak to nie wiele do szczęścia potrzeba, ach...

Moje rozterki nad smakiem posiłku przerwał nawrót bólu w tylnich partiach ciała. Odłożyłem pustą tacę, po czym wziąłem do ręki notes, w którym czasem coś notuje. Postanowiłem zapisać wszystko to co przychodziło mi do głowy na temat zeszłego wieczoru.

Byłem w klubie, w którym spotkałem Zayna. Chwilę z nim zagadałem, po czym zacząłem się z kimś obściskiwać. W głowę zapadł mi obraz przystojnego szatyna o kruczoczarnych włosach. Jednak z pocałunków z nim pamiętam też dotyk stringów... Czy to możliwe, że miał na sobie stringi!? Nie wyglądał na takiego...

Zanim wyszedłem z klubu pamiętam, że niosłem kogoś na rękach. Kojarzę dziewczynę o germańskiej urodzie. A co się stało z tym przystojnym szatynem? To wszystko nie ma sensu... Poza tym, dam sobie uciąć obie ręce, że w windzie stałem razem z jakimś brunetem, przypominającym trochę mojego lokaja. Co on by tam robił? Wszystko wydaje się jeszcze gorsze, bo w sypialni na sto procent byłem z jakaś dziewczyną. Przecież pamiętam nawet, że pachniała tym okropnymi perfumami Diora!

Cały w emocjach rzuciłem notesem w przeciwległą ścianę. Mimo względnie zimnej pory, na niebie były tylko delikatne chmurki, prawie w ogóle nie zasłaniające słońca. Chociaż pogoda wydawała się subtelna, moje uczucia tego dnia doprowadzały mnie na skraj załamania. Jak mogłem do tego dopuścić!?

Z trudem zszedłem na dół, po czym zająłem miejsce przy stoliku w części kuchennej.

- Siadaj tutaj - rozkazałem, a przez mój niski ton głosu, chłopak wydawał się z lekka zdezorientowany.

- Coś się stało panie Styles?

- A otóż stało się. Nie będziemy wchodzić zbyt mocno w szczegóły. - Przełknąłem ślinę, czując że delikatnie się zarumieniłem. - Powiedz mi wszystko co wiesz na temat zeszłej nocy.

- Ale ja nic nie wiem. - Chłopak patrzył na mnie jak na zjawę. A co jeżeli on tylko udaje? Nie, to nie w jego stylu.

- Jak to nic nie wiesz? - pytam zmieszany, gdy lokajczyk wpatruje mi się prosto w oczy tym swoim pustym spojrzeniem.

- Przecież to pan był wczoraj na mieście, ja przed północą już spałem.

Przewróciłem oczami Jakim cudem on mógł spać, skoro jestem praktycznie pewny, że widziałem go zeszłej nocy w windzie. A może to tak naprawdę wcale nie był on?

- Chce mi pan może o czymś powiedzieć? Coś się wczoraj stało? Powinienem wiedzieć...

- Nie! - krzyknąłem.

Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bardzo zniesmaczony podczas jakiejkolwiek rozmowy.

- Muszę spotkać się z Zaynem. Nie szykuj nic na obiad. W sypialni i łazience na górze jest straszliwy bałagan. Zajmij się tym. - Przerwałem niezręczną ciszę po czym bez dłuższego zwlekania uciekłem na miasto.

Będąc w windzie dopiero zauważyłem co na siebie założyłem. Przez te wszystkie emocje nawet sobie nie przypominam, kiedy się ubrałem.

- Halo? Zayn? Gdzie ty jesteś? - pytam nie czekając na jakikolwiek odgłos po drugiej stronie.

- Harry? Czego ty chcesz? Właśnie mnie obudziłeś. A właściwie to nas...

- Już się nie chwal czego to ty nie robiłeś tej nocy z tą swoją ręką. Dobrze wiem jaki jest prawdziwy obraz tych twoich bajeczek - odpowiedziałem mu z wyraźnym niezadowoleniem.

- Czego chcesz? - Jego ton głosu od razu stał się normalniejszy. Zakłamany bajerant.

- Spotkajmy się. Najlepiej teraz. Mamy do pogadania.

- Jeżeli chodzi o ten pocałunek wczoraj w klubie to luz. Nie musisz mnie oficjalnie przepraszać. - Żołądek podszedł mi do gardła na myśl o śmierdzących fajkami ustach Malika.

- Gdyby chodziło tylko o to, nie zawracałbym ci głowy. Gdzie się widzimy?

- Kawiarnia EL&N?

- Może być. Widzimy się za dziesięć minut.

- Jasne.

Chłopak rozłączył się, a ja ruszyłem w kierunku mojego Lambo. Uwielbiam ten samochód. Chciałbym, żeby moje dziecko kiedyś było chociaż w połowie tak wspaniałe jak on. Mój kochany sługus ma przykazane, żeby odkurzać go za każdym razem kiedy wracam z jakiejkolwiek przejażdżki. Dzięki temu jest dosłownie zawsze perfekcyjny.

Kawiarnia EL&N, w której mieliśmy się spotkać znajdowała się prawie przy samym Pałacu Buckingham. Zawsze gdy jestem w jego okolicy zastanawiam się czy udałoby mi się pójść w ślady Meghan Markle i zbajerować jakąś księżniczkę tak jak ona to zrobiła z księciem Harrym. Marzenia.

Zamówiłem moją ulubioną Vanilla Latte i kawałek czekoladowego ciasta, który wyglądał dość apetycznie. Zająłem miejsce naprzeciwko Zayna, starając się nie skrzywić podczas siadania.

- To słucham, co się stało mój drogi - Szarmancki uśmiech Zayna był ostatnią rzeczą na jaką miałem teraz ochotę. Wziąłem łyka kawy. Była strasznie gorąca.

- To się stało, że ktoś sobie ze mnie zadrwił uderzając w mój najczulszy punkt, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że byłeś to ty! Mów co wiesz ze wczorajszego wieczoru! - Groźne spojrzenie zaskoczyło Malika. Idealnie. Teraz ma mniej czasu na kłamstwa, a więcej na prawdę.

- Nie wiem o co ci chodzi Harry. Byliśmy w klubie, przelizaliśmy się, wypiliśmy ze dwa szoty i tyle. - Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Co tu się do cholery dzieje!?

- Kłamiesz. Na pewno wykorzystałeś to, że byłem pijany, wziąłeś mnie do domu i...

- Hola, hola loczek. - Chłopak położył palec na moich ustach, a ja dosłownie miałem w tym momencie ochotę mu go odgryźć. Pierdolony kłamca.

- To słucham, co było twoim zdaniem po tych dwóch szotach, hmm? - spytałem zirytowany jego zakłamaną postawą.

- Poszedłeś kłócić się z ochroniarzem, że wpuszcza za mało ładnych kobiet do klubu. Ja byłem w tym czasie się odlać. Tyle - odpowiedział zwięźle, gdy ja penetrowałem wzrokiem każdy centymetr jego plastikowej buźki.

- A co było dalej? - dopytałem, na co ten się uśmiechnął pod nosem.

- A może pójdziesz się dopytać ochroniarza? On w przeciwieństwie do nas był trzeźwy. Ja muszę zaraz spadać do roboty.

- Jasne. Dzięki za spotkanie - wycedziłem przez zęby.

Wszystko to co powiedział Zayn było jak dla mnie jednym wielkim oszustwem. Już nie raz się do mnie dobierał, a wczoraj miał idealną sytuacje. Jeżeli nie przekupił tego ochroniarza, to może chociaż on powie mi coś konkretnego, ale wątpię. Niech wszyscy się tłumaczą dopóki nie dotrę do prawdy. Pierdoleni kłamcy...

Valentines Night | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz