Głośny dźwięk klaksonu rozlega się przed nami, przerywając mi brutalnie.
Z niewielkiego pojazdu wyłania się przysadzista kobieta o rumianych policzkach.
- No co tak stoicie, dziewczynki? Pakujcie się do samochodu - mówi, zakładając ręce na piersi.
- Pani Hughes, jak rozumiem? - pytam niepewnie - mów mi Betty. Josephine, prawda? A to pewnie mała Suzie - odpowiada podchodząc do nas bliżej.
- Nie jestem "mała" - obrusza się Suzie - Mam już 6 lat - mówi, pokazując cztery place u ręki.
- Och, bardzo przepraszam. W takim razie, czy nie zechciałaby PANI podać mi swój plecak i zająć tylnego siedzenia w samochodzie? - mówi kobieta, kładąc nacisk na słowo pani.- Suzie - zaczynam, spoglądając karcąco na córkę - dzień dobry i przepraszam - Suzie przerywa mi, kończąc zdanie szczerbatym uśmiechem.
- Ma gadane, spryciula - Betty nie wydaje się być w żadnym stopniu urażona i bierze plecak podany przez dziewczynkę.
- Bardzo dziękujemy, że zechciałaś nas podrzucić - mówię, zajmując miejsce pasażera.
- To nic takiego, naprawdę, i tak muszę zajżeć do piekarni. Poza tym, to byłby spory kawałek na nogach.
Betty Hughes to sympatyczna kobieta po piędziesiądce uwielbiająca wypieki i rozmowy o wszystkim, co dzieje się w okolicy. Opowiada o synu studjującym za granicą i byłej pracownicy, która musiała odejść, ponieważ zbliżał się jej czas rozwiązania.
- Już prawie jesteśmy - słyszę, kiedy moim oczom ukazuje się niewielki budynek sąsiadujący z biblioteką oraz dość sporym parkiem.
Cała okolica składa się z uroczych sklepów na rogu oferujących wszystko, co kiedykolwiek mogłoby ci się przydać - od opon i antyków po ekspresowe zdjęcia. Uśmiecham się na widok różowego szyldu "Kącik Słodkości". Okna ozdobione są kwiatami, a przed wejściem klientów witają stoliki z parasolkami, przy których można od razu skomsumować zakupione słodkosci.
Drzwi do naszego mieszkania znajdują się na tyle. Zaraz po ich otwarciu wdrapujemy się po schodach do salonu.
Mieszkanie jest urządzone prosto i skromnie, nie brakuje żadnych mebli, a parapety zdobi nawet klika doniczek z kwiatami.
- Na pewno trzeba będzie dokupić trochę dodatków, żeby zrobiło się przytulnie - szybko wyjaśnia kobieta, widząc, jak się rozglądam - poprzedni najemca był mężczyzną i przychodził tutaj tylko spać.
- Dziękuję - odpowiadam - na razie jest tutaj wszystko czego nam trzeba.
- Mam nadzieję, że wam się tutaj spodoba. To miejsce zyskuje z czasem...- kobieta przerywa, zamyślając się - No nic...zejdźcie na dół, jak już się rozpakujecie. Zobaczycie sklep i trochę pozwiedzacie - ostanie słowa wypowiada schodząc już schodami na dół.
Opadam ciężko na kanapę, kiedy zostajemy z Suzie same.
- Mamo - słyszę podekscytowany głos, a zaraz potem szybkie kroki w moją stronę - w moim pokoju jest pudełko z zabawkami i znalazłam tam takie klocki - mówi, podając mi jeden z nich
- Ale super!
Najwyraźniej ten, kto mieszkał tu poprzednio, też miał dzieci - przemyka mi przez myśl.
- Mamo?
- Tak?
- A pójdziemy do tego parku za domem?
- Oczywiście, ale najpierw musimy się rozpakować.
- Mamo?
- Słucham? - odpowiadam, mając nadzieję, że to już jedno z ostatnich pytań z serii " a po co i dlaczego".
- A kiedy przyjedzie John?
Zastygam. Spodziewałam się tego pytania, ale nie mam na niego jeszcze gotowej odpowiedzi. Ciężko będzie wyjaśnić sześciolatce, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy mężczyzny, z którym spotykała się jej mama. Mężczyzny, który przejął całą kontrolę nad jej pragnieniami, potrzebami i świadomością.
Moja historia nie jest wyjątkowa. Zaczyna się od bajki, a kończy na ogromnym poczuciu winy za wszystko, co nie pasowało do jego wyobrażenia o "idealnej partnerce".
- John nie przyjedzie, kochanie. Musiał zostać w Synville, żeby pracować - odpowiadam, sadzając sobie Suzie ba kolanach. Od teraz jesteśmy same.
CZYTASZ
"Jestem w domu"
RomanceJak spokojnie i niewinnie wyglądają śpiące dzieci. Otulone kołdrą śnią o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, które będą robić zaraz po przebudzeniu. Tak właśnie wygląda Suzie, zatopiona w poduszkę w zielone, latające wróżki, tuląc do siebie poturb...