<4>

77 15 24
                                    

Wszędzie było biało.

Słyszałem sfrustrowany głos Scaramouche'a, mówiący coś o byciu idiotą i o tym, że powinni próbować bardziej. Mówił, że zapłaci więcej, zrobi wszystko.

Tylko o co chodziło? Nigdy nie widziałem go w aż tak ogromnej desperacji, która wywołałaby w nim tak silne emocje. Przeważnie reagował na wszystko ironią, arogancją. Rzadko widziałem u niego złość, bo negatywne emocje odreagowywał głośnym śmiechem.
Więc co go zmusiło do tak nagłej zmiany? Nie mam pojęcia.

Chciałem podnieść się, pójść do niego jak zawsze. Energicznie podbiec, rzucić się na szyje i zapytać irytującym głosem o co chodzi.
On zawsze wkurzał się jeszcze bardziej, ale wiedział, że nie może mnie uderzyć. Wtedy oboje odchodziliśmy. On klnął pod nosem, a ja wciąż dopytywałem.

Z jakiegoś powodu nie mogłem tego zrobić. Traciłem kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. Już od jakiegoś czasu myślałem irracjonalnie. Każdy mój oddech wbijał żyletki we wnętrze moich płuc, doprowadzając mnie do agonii, o której nikt nie wiedział.
Bo nie mogłem krzyczeć. Moje gardło było suche, odbierając mi mowę - i nie tylko. Mogłem tylko obserwować jak czas powoli odbiera wszystkie moje siły i zmysły, wyolbrzymiając me emocje.
Wszystko sprawiało mi ból. Nawet w momencie, w którym chciałem pokazać wszystkim, że jest mi źle, poprzez płacz, byłem w stanie odczuć nóż wbijany w moją klatkę piersiową mimo faktu, że żadna krew nie została rozlana.
Czasem chciałem tylko uścisnąć czyjąś rękę i posłuchać historii ich życia, dowiedzieć się wszystkiego. W tak okropnym czasie pragnąłem mieć kogoś, komu mógłbym spojrzeć w twarz, poczuć jego dotyk.

Chongyun, gdzie Ty do cholery jesteś?

Udało mi się westchnąć, czując ciecz w mych oczach. To bolało, ale nie mogłem nic zrobić, tylko to zaakceptować.

Choroba, której doświadczyłem kilka tygodni temu nie była zwykłym ,,przeziębieniem", czy ,,gorączką". Nie wiem tak naprawdę na co zachorowałem, ale wiem, że na coś śmiertelnego. Z nieszczęsnego powodu, że nigdy o siebie nie dbałem - były dla mnie marne szanse. To wszystko co wiem. A bynajmniej czuje.

Choroba była jednak ostatnim, co mnie obchodziło. Moje myśli zabijały mnie znacznie bardziej niż jakiś głupi nowotwór, czy cokolwiek to było.

Miałem tylko jedno pytanie.
Czemu się nic nie zmieniło?
Wszystko było po staremu.
W końcu byłem sam.

Zawsze tak było. Na szkolnym korytarzu sam, z moim odwiecznym kompanem - książką.
W domu sam - z książką.
W pokoju sam - z książką.
W parku sam - z książką.
W bibliotece sam - z książką.
W sklepie sam - z książką.
W kuchni sam - z książką.
W kawiarni sam - z książką.
W lesie sam - z książką.
W księgarni sam - z książką.
W restauracji sam - z książką.
W domku na drzewie sam - z książką.
W zoologicznym sam - z książką.
W muzeum sam - z książką.

Chociaz kłamię, bo miałem kilku stałych towarzyszy. Nie była to tylko lektura, ale też zeszyt i długopis, na wszelki wypadek. Był też mój odwieczny przydomek ,,Dziwak".

Teraz zostałem opuszczony przez wszystko, co miałem. Nawet pieprzonej kartki z tekstem nie miałem, by cokolwiek przeczytać.
No cholera jasna! Jak już mają mnie zostawiać samego, to niech chociaż dadzą mi kilka użytecznych przedmiotów martwych!
W ogóle się nie troszczą o swoich pacjentów, zwłaszcza tych umierających. Dramat.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Blask Twych Oczu. || Xingyun Modern AuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz