Rozdział trzeci: gorąca czekolada

8 0 0
                                    

Przed wyjściem ze szpitala, pisarz poszedł w kierunku szpitalnej kawiarenki, aby tam kupić sobie gorącą czekoladę. Pił ją przy każdej okazji w tym szpitalu. Nie ważne, czy był tam jako pacjent, czy jako osoba, która kogoś odwiedzała.

– Cholerny automat – syknął pod nosem, kiedy ten wessał mu ostatnie drobne, a nie wydał czekolady.
– Już trzeci dzień nie działa, a serwisu jak nie było, tak nie ma – usłyszał głos jakiegoś mężczyzny, ewidentnie młodego. Kiedy się odwrócił, aby zobaczyć właściciela owej informacji, jego wzrok spotkał się ze wzrokiem trochę wyższego od niego azjaty - musiał więc mierzyć jakieś metr osiemdziesiąt. Włosy miał roztrzepane na wszystkie strony świata, kruczoczarne, tak samo jak duże oczy, które właśnie wpatrywały się w pisarza z wyraźną ciekawością. Niższy poczuł, jak przez jego ciało przeszła dziwna fala prądu. A to wszystko na widok mężczyzny, który wyglądał tak infantylnie, że aż na jakiś sposób uroczo. Trampki, na których czubkach miał zapisane jakieś numerki oraz obrazki, przedstawiające najprawdopodobniej nic, wyglądały, jakby swoje lata świetności miały już dawno temu. Z trampek wystawały długie skarpety - jedna w żółte kaczuszki, druga w zielone dinozaury. Spodenki, które sięgały mu prawie do kolan, były w zieloną kratę, a bluzka na długi rękaw, którą na sobie miał, dzielnie dzierżyła na sobie obraz śpiącego baby Yody. W ręku trzymał dziecięcy portfel z wizerunkiem Zygzaka McQueena.
– Coś nie tak? – zapytał, czując się już trochę niezręcznie z faktem, że artysta patrzył na niego jak na coś najbardziej fascynującego na świecie. To pomogło mu się wytrącić z transu, w jaki wpadł, kiedy spojrzał mu w oczy.
– Uhm – odchrząknął, kiwając lekko głową. – Wszystko jest okej. Przepraszam, trochę się zamyśliłem...
– To nic takiego. Leżysz tu gdzieś, czy...
– Odwiedzałem mamę – odpowiedział szybko, nie dając mu nawet dokończyć pytania. Bo i po co, skoro raczej nic więcej, niż się spodziewał, by nie usłyszał. – A ty? Po twoim... – zmierzył go wzrokiem, jednak bardziej rozbawionym, aniżeli pogardliwym. – outficie, wnioskuję, że jesteś pacjentem.
– Tak – odpowiedział, cicho się przy tym śmiejąc pod nosem. Czy jego strój aż tak na to wskazywał? – Wiesz. Jeśli bardzo masz ochotę na gorącą czekoladę, mogę ci pokazać miejsce tu blisko, gdzie podają najlepszą, jaką w życiu piłem.
– Mh... – mruknął cicho, uciekając lekko wzrokiem. Nadal czuł w sobie coś dziwnego. – Nie, dziękuję. Chciałem się napić bardziej z sentymentu, niżeli z wielkiej ochoty, ale...
– To może chociaż na kawę? I coś słodkiego?
Pisarz nie zastanawiał się póki co nad tym, dlaczego pacjentowi aż tak zależy na zaprowadzeniu go w to miejsce. Dziwny prąd w jego ciele zajmował mu głowę wystarczająco mocno.
– Niech będzie. – przytaknął krótko. Być może rozmowa z kimś i zawarcie nowej znajomości, dobrze mu zrobi? Być może otworzy jego umysł i pozwoli dokończyć mu książkę. A może zbyt się zagłębiał w to wszystko.

Droga do kawiarni niedaleko szpitala, zajęła im dosłownie chwilę.
– Możesz w ogóle opuszczać szpital? – zapytał, kiedy już byli na miejscu. Zdecydowanie za późno, bo powinien o coś takiego zapytać zanim wyszli.
W odpowiedzi dostał tylko lekki uśmiech i wzruszenie ramionami.
– Mam to uznać, za "wyszedłem nielegalnie"? – uniósł brew. Nie przyszło mu do głowy nic innego.
– Możesz to uznać, za co chcesz. Powiedzmy, że to nie ma znaczenia. – wziął do rąk menu, aby czymś je zająć, choć tak naprawdę, menu znał na pamięć. Bywał tam bardzo często.
– Mogę prosić o autograf? – ich dość niezręczną chwilę ciszy przerwał głos jakiejś młodej kobiety, która podeszła do nich z książką. Na okładce widniał tytuł - "Za twoim oknem". Była to jedna z pierwszych jego książek.
– Oczywiście – z lekkim, trochę sztucznym uśmiechem, wziął od niej długopis oraz swoje dzieło, po czym podpisał się na pierwszej stronie. Ta z uśmiechem ukłoniła się i zaraz zniknęła między stolikami, aby pokazać swojej przyjaciółce, że zdobywał autograf ulubionego pisarza.
– Co jest... – mruknął pod nosem pacjent, patrząc najpierw na odchodzącą dziewczynę, a potem na swojego towarzysza. – Jesteś sławny?
– Uhm, można tak powiedzieć. Choć wolę stwierdzenie... Znany. Sławny to chyba jednak trochę za dużo. Jestem pisarzem.
– Domyśliłem się... Wow. Co piszesz? – odłożył menu, zamierzając całkowicie oddać się rozmowie z mężczyzną.
– Różne rzeczy... Głównie romanse i powieści kryminalne. Napisałem też dwie książki fantasy. Znaczy, pierwszą i drugą część, ale na więcej już jakoś... nie miałem weny – powiedział, również pochłonięty rozmową. Czuł dziwnego rodzaju podekscytowanie faktem, że rozmawia o tym z kimś, kto nie jest jego fanem.
– Rozumiem... Ja najdłuższe co w życiu napisałem, to wypracowanie w szkole. – rzucił rozbawionym tonem. Nie zdążyli powiedzieć nic więcej, bo przyszła do nich kelnerka.
– Proszę mrożone karmelowe latte z bitą śmietaną i kawałek tortu czekoladowego. – powiedział uprzejmie, uśmiechając się do kobiety.
– Czyli to samo co zawsze – jej równie uprzejmy uśmiech, dopełniał jej ładną twarz. W odpowiedzi dostała tylko rozbawione przytaknięcie głową.
– Ja poproszę podwójne espresso i... – pisarz zawahał się, patrząc w menu. – to będzie wszystko.
Ta pokiwała głową, notując sobie, co ci chcą. Gdy odeszła, ich wzrok znowu się spotkał.
– Jak często tu przychodzisz? – zapytał niższy, ciekawsko patrząc na tego naprzeciwko. W końcu musiało to być często, skoro kelnerka uznała jego zamówienie za "to co zawsze".
– Średnio pięć razy w tygodniu, od... Pięciu lat? Coś takiego. – wzruszył ramionami.
– Mieszkasz tu gdzieś blisko, czy... – uniósł lekko brew, nie mając nawet pojęcia, jak zadać to pytanie, aby nie zabrzmiało dziwnie. Nie chciał go pytać, czy od pięciu lat siedzi w szpitalu.
– Nie. Mieszkam ogólnie daleko stąd, chociaż... raczej mieszkają tam moi rodzice. Mój dom, już od sześciu lat, to ten szpital – westchnął cicho, jednak nie było w tym westchnieniu szczególnego smutku. Było to raczej coś na wzór zmęczenia.
– Jeśli mogę zapytać, o ile mogę... Uh... Nie chce być niegrzeczny – podrapał się po policzku. Nie wiedział, jak może skonstruować pytanie, żeby nie było, że się narzuca. Kolejny raz ten sam problem podczas tak krótkiej rozmowy z tym facetem. Co się z nim działo?
– Na co choruję? – sam dopowiedział, spodziewając się tego pytania. Każdy go o to pytał. Widząc, że autor przytakuje ruchem głowy, lekko się uśmiechnął. – Nie wiem. Naprawdę, nie wiem. I lekarze też tego nie wiedzą. Dlatego jestem w tym szpitalu tak długo. Leczą mnie objawowo, nie na żadną konkretną chorobę.
– A co to za objawy? Jeśli mo...
– Możesz. Nie mam tematów tabu, przywykłem do swojego życia. – odpowiedział mu szybko, aby nie musieć kolejny raz słuchać, czy ten może coś wiedzieć. – Różne. Nagłe krwawienia z nosa, ogólne osłabienie, omdlenia, powolne niszczenie się mojego organizmu... Jest ich ogrom i mógłbym chyba wymieniać je godzinami. Wiesz... Czasem jest lepiej, a czasem gorzej. Kilka razy byłem bliski śmierci. I działo się to nagle.
– Więc... Tutaj też mógłbyś... Być blisko śmierci? – zapytał dość cicho, tak, aby inni go nie słyszeli. Sam nie wiedział dlaczego. Może dlatego, że temat śmierci kojarzył mu się tylko z czymś złym? O ile może się on kojarzyć z czymkolwiek dobrym.
– Tak, mógłbym. Ale nie jestem i mam nadzieję, że nie będę. Chyba, że nagle nie wiem, wbijesz we mnie łyżeczkę od kawy, czy coś... – parsknął cichym śmiechem, rozbawiony.
– Nie mam zamiaru. – skwitował tylko krótko, wzrokiem uciekając gdzieś w bok. Nie czuł się najlepiej z faktem, że jego towarzyszowi grozi śmierć. Nie dlatego, że już się o niego martwił, bo wciąż był to obcy człowiek. Raczej bardziej dlatego, że chcąc nie chcąc, obwiniałby się o to do końca życia.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 01, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

draft [BOYS LOVE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz