Rozdział I

31.9K 554 64
                                    

RozdziałI


MATTHEW

Znudzony oglądam kolejne kamienie. Parę lat w tej branży sprawiło, że stałem się dość wybrednym klientem. Jubilerski świat jest banalny. Wszyscy zachwycają się diamentami, rubinami, szafirami. Owszem, zgodzę się, że są to piękne kamienie, jednak czasami to zbyt mało. Przynajmniej dla mnie.

– To może taki, panie Anderson? – naprawdę? Obrzucam mężczyznę kolejnym obojętnym spojrzeniem. Czy oni nie rozumieją co znaczy wyjątkowy?

– Nic nie wpadło mi w oko. Spakuj tylko perły, szmaragdy i cyrkonie. Jak będziesz miał coś wyjątkowego, Richard, wtedy do mnie zadzwoń.– Zapinam guzik marynarki i bez pożegnania wychodzę z małego... Sklepiku, bo inaczej tego nie nazwę.

Sieć salonów jubilerskich przejąłem po matce. Kochała biżuterię, jak to u większości kobiet bywa. Zdradziła mi tajniki i sekrety jak sprawić, żeby błyskotka stała się arcydziełem, a nie kolejną tandetną rzeczą do kupienia. W związku z tym, że ona miłowała biżuterię, a ja miłowałem ją postanowiłem kontynuować dzieło i prowadzić salony jak najlepiej potrafię.

– Mógłbyś skończyć z tymi świecidełkami, synu, i zająć się w pełni kasynem. – wbrew woli ojca.

– Uważasz, że branża złotnicza i jubilerska jest czymś niepoważnym, ojcze? Jest tak samo poważna jak twój... Biznes w branży rozrywkowej. I w jednym i w drugim wypadku udaje ci się prać pieniądze, więc o co ci chodzi? – syczę poirytowany pocierając sygnet znajdujący się na mojej lewej ręce.

Ojciec ma zupełnie inne podejście do mojej "pracy". Dla niego cała sieć salonów jest czymś zbędnym. Nie podzielał pasji matki i zawsze krytykował każde jej działania. Tak naprawdę to nie wiem po co brał z nią ślub. Zupełnie do siebie nie pasowali. Ona zawsze uśmiechnięta i pełna życia, a mój ojciec wiecznie w czarnym garniturze z miną grabarza. Poważny biznesmen. Wolał skupić się na dalszym rozwijaniu klubów nocnych i kasyna. Nie chciałem, aby prał swoje brudne pieniądze w spadku po matce, ale niestety, jako dziewiętnastolatek miałem niewiele do powiedzenia. W zasadzie teraz, jak mam dwadzieścia osiem to nic się nie zmieniło, nadal nie mam nic do gadania. To, że w tak młodym wieku zostałem dziedzicem złotego imperium to jedno, ale to, że miałem ojca tyrana to drugie. Żaden z moich starszych braci nie chciał nawet słyszeć o salonach. Dla nich było to babskie zajęcie, więc woleli biegać z pistoletami już od małego. A najchętniej spędzać czas w klubach ojca. Nie mówię, że ja tego nie lubię, bo poczucie władzy sprawia mi ogromną satysfakcję, ale złotnictwo to coś, co mnie odpręża. Benjamin chował nas twardą ręką, nie mieliśmy prawa okazywać słabości, bólu. Musieliśmy wpasować się w ramy, które wyrysowała nam jego gangsterska ręka.

– Matthew, nie przeginaj. Tyle co ja zarabiam przez miesiąc w swojej... – ucina, a ja wyczekuję słowa, które pięknie zastępuje nazwę mafia –...instytucji – o, piękne, prawda? – Ty nie zarobisz w rok.

– A ty w ogóle wiesz ile zarabiają wszystkie salony?! Czy tylko strzelasz, żeby po raz kolejny pokazać mi, że inwestycja mojego czasu w jubilerkę jest stratą? Cały czas bojkotujesz moje działania, ojcze, bo nie jestem jak Collin albo Nicholas i nie siedzę z tobą dzień w dzień robiąc coś, do czego tak usilnie mnie namawiasz. Może ja spędzam mniej czasu w klubach, bo wykonuję swoją pracę należycie i szybko, a nie jak oni? Masz niesprawiedliwe podejście.

– A ktoś ci kiedyś obiecywał, synu, że życie będzie sprawiedliwe? Nie przypominam sobie. Ja po prostu chcę dla waszej trójki jak najlepiej. Jak odejdę na emeryturę to byłoby miło gdybyście we trójkę umieli się porozumieć na każdej płaszczyźnie, Matthew. – odkręca butelkę i pociąga z niej łyk wody. – I wiem jakie masz przychody, bo mój księgowy i twój księgowy to ta sama osoba, przypominam. Jesteś sentymentalny, jak matka. Nie tak was wychowywałem. Za dużo czasu z nią spędzałeś jako najmłodszy z dzieci i teraz są tego skutki.

– To nie sentyment. Lubię oglądać biżuterię na kobietach, sprawia mi to przyjemność. Poza tym pomagam nieudacznikom robić prezenty dla ich drugich połówek, a to chyba dobry uczynek? – zapewniam, żeby uciąć niepotrzebną rozmowę.

– I dlatego do tej pory ty sam żadnej na stałe nie masz? No ciekawe. – odwracam głowę i zaciskam zęby, żeby nie powiedzieć niczego niestosownego. Nauczyłem się, że z moim ojcem nie wygram, choćbym miał najlepsze argumenty to i tak racja będzie po jego stronie.

Jak tak dalej pójdzie to postawi na swoim, a ja zrezygnuję z jedynej rzeczy, na jakiej mi w życiu zależy.


ADELINE

– Wyglądasz tak radośnie jak wtedy, kiedy bawiłaś się w piaskownicy będąc małą dziewczynką.

– Yyy, wiem? Itak się czuję? – przesadzam kolejną sadzonkę w ogrodzie rodziców. Uwielbiam to robić. Od zawsze miałam zamiłowanie do roślin, natury i całej tej zielonej otoczki. Marzyłam o tym, żeby połączyć pasję z pracą i udało mi się. Architektura krajobrazu– spełnienie moich marzeń. Studia skończyłam rok temu. Póżniej dostałam pracę w jednej z firm zajmujących się projektowaniem parków i wszystkiego co związane z instytucjami publicznymi. Udało mi się stworzyć kilka pięknych projektów, które zostały zrealizowane nawet w kilku parkach w Nowym Jorku, ale to nie było to, czego pragnęłam, więc po pół roku zrezygnowałam i postanowiłam spróbować swoich sił sama. Ja mam duszę romantycznej artystki, która pasjonuje się w projektowaniu ogrodów przy domach, dla rodzin. Miejsc, które mają duszę, a nie są dodatkiem do betonowej, szarej przestrzeni i na tym właśnie się skupiłam. Może nie idzie mi rewelacyjnie, ale rozwijam się. Dostaję coraz więcej zleceń i to jest motywujące.

Przysypuję ziemią ostatnie z drzewek i ściągam rękawiczki. Robię parę kroków w tył, aby przyjrzeć się swojemu arcydziełu. Tak, będzie pięknie.

– Lemoniada –tata podsuwa mi szklankę, wypełnioną pysznym napojem. Spogląda na zegarek. – Niedługo powinna wrócić mama, wstawię obiad. –Informuje i znika za drzwiami domu.

Przysiadam na schodkach tarasu i pociągam łyk ze szklanki. Pyszna. Mama robi najlepszą lemoniadę na świecie. Rozglądam się po ogrodzie, który w zasadzie był moim pierwszym dziełem. Wiele drzewek, jakie posadziłam jako nastolatka teraz jest już okazałymi, pięknymi drzewami, zupełnie jak ja. Rosłam razem z tymi roślinami i rozwijałam się tak samo, jak one.

Wibrujący w tylnej spodni kieszeni telefon wyrywa mnie z zamyślenia.

– Halo.

– No dzień dobry, księżniczko, jakie plany mamy na weekend?

– Jestem u rodziców.

– Ooo, nie pójdziemy na imprezkę? – wzdycham.

– Emma, czy ty kiedyś dorośniesz?

– Adeline, a czy ty kiedyś zdziecinniejesz?

– Ja przecież zachowuję się jak dziecko i jestem wyluzowana, ale imprezowanie co tydzień, Em, to nie jest najlepsza opcja.

– Dobra, nie marudź. Wracaj dzisiaj do domu. O dwudziestej wychodzimy. –rozłącza się bez pożegnania. Świetnie. Mam swojego prywatnego planera. Cóż ja bym bez niej w weekend robiła? Ah, no tak. Leżała w łóżeczku i czytała jakąś książkę. Cóż to byłby za nudy.

Wstaję z miejsca, otrzepuję tyłek i z powrotem wciskam telefon do kieszeni. Obserwując dłuższy czas ogród rodziców stwierdzam, że przydałaby się tutaj jakaś altanka. Niewielka, biała z ażurowymi panelami. Idealnie wpasuje się w zielone tło. Będę musiała pomyśleć nad realizacją tego planu. Może na rocznicę rodziców? Tak. Zrobię to.

– Czy ty gadasz sama do siebie, Adeli?

– To ja mówiłam na głos? – kurde.

– Tak, kochanie, mówiłaś. – mama wychodzi z domu witając mnie szerokim uśmiechem. – Altanka? Świetny pomysł. – czyli nici z mojej niespodzianki. Brawo, Adeline.

– Zrobimy to, ale w niedalekiej przyszłości, mamo. Dzisiaj nawet nie mam czasu nad tym przysiąść, wracam do domu, Emma dzwoniła.

– Nie zostaniesz na noc? – wzruszam przepraszająco ramionami. – To nic. Następnym razem. Chodź, tata zrobił obiad. Wypadałoby zdjąć te artystycznie ubrudzone ogrodniczki.

Spoglądam w dół na swoje spodnie. Faktycznie. Artystycznie ubrudzone czarno–zielonymi plamami z ziemi i trawy wydają się być arcydziełem.

AS PIK - ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz